[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sprowadzić stado.
- Idiota - skwitował Kre z brutalną szczerością.
- Nie da się ukryć - przyznał mu rację inspektor. - %7łeby adwokat był taki
nierozważny? Ale najbardziej przeraziło mnie to, że jednej z podejrzanych osób nie zastałem
pod telefonem. Wyjechała z miasta wczorajszego wieczoru.
- Strzelba! - Kre pstryknął palcami. - Taran powiedziała, że w nocy dom był przez
długi czas otwarty.
- Jak mogła...
- Pewnie gdzieś poszła - zamyślił się Kre.
Inspektor popatrzył na niego przeciągle.
- Kto wyjechał z miasta? - zapytał Kre, sądząc, że wreszcie pozna rozwiązanie tej
łamigłówki.
- Ktoś, kogo podejrzewałem przez cały czas - odpowiedział inspektor z uśmiechem
zadowolenia. - Zabójstwa Dory mogła dokonać tylko jedna osoba! Gdyby jeszcze udało mi
się znalezć motyw. Niestety, do tej pory nie udało nam się tego ustalić. Wybacz, że nie
odpowiadam na twoje pytanie, ale przed ujęciem sprawcy nigdy nie podaję nazwiska.
- Oczywiście, rozumiem - powiedział Kre nieco zawiedziony i usilnie się
zastanawiał, kto to może być.
Dotarli do zagrody w górach w rekordowym czasie. Czekał już tam na nich lensman
ze swym pomocnikiem.
- Stoi nasz samochód i nowy traktor - powiedział Kre, - To znaczy, że są, innego
samochodu nie widzę.
- Jasne, że nie - mruknął pod nosem inspektor. - Na pewno został gdzieś dobrze ukryty
w pobliżu głównej drogi. Mijaliśmy wiele chat, ścieżek, a w brzozowym lesie też można
zaparkować tak, że wóz pozostaje niewidoczny z głównej drogi. Ależ tutaj jest pięknie. Macie
wielkie szczęście, że jesteście właścicielami takiej posiadłości - dodał, kierując kroki ku
drzwiom chaty.
Drzwi z wyłamanym zamkiem nie stawiały żadnego oporu, więc bez trudu weszli do
środka.
- Na stole leży jakaś kartka - zawołał Kre i podniósł ją, żeby odczytać: -
Zamordowałem Dorę, bo mi odmuwiła. Taran tesz, więc i ona zginie. Potem zaszczelę siebie.
Zegnajcie! Dzięki za waszą cholerną życzliwość. Thor.
Przez moment wszyscy patrzyli po sobie w napięciu. Ciszę przerwał Kre:
- Tego nie mógł napisać Thor. Cierpi na dysgrafię i zdaje mi się, że w ogóle nie potrafi
pisać. Nie, Thor tego na pewno nie napisał.
- Naiwna próba, by wywołać wrażenie, że pisała to osoba niewykształcona - przyznał
inspektor. - No cóż, sprawdzimy najpierw wszystkie budynki, a potem będziemy musieli się
rozdzielić. Dobrze, że widoczność dziś jest niezła i całą okolicę mamy jak na dłoni. Dzięki
temu można będzie ograniczyć rejon poszukiwań do tych wzgórz porośniętych lasem
brzozowym. Musimy się spieszyć. Z listu wynika, że oboje mają zostać zastrzeleni, najpierw
Taran, a potem z bliska Thor, tak żeby upozorować samobójstwo. %7łebyśmy tylko dotarli na
czas! - Ostatnie słowa wymruczał pod nosem, ale pozostali je usłyszeli i wtedy Kre zdał
sobie sprawę z całą ostrością, w jakich tarapatach znalezliśmy się razem z Thorem. Przeraził
się śmiertelnie.
- Może powinniśmy wezwać karetkę - zaproponował lensman.
- Tak, zróbmy to - zgodził się inspektor.
Lensman pośpiesznie udał się do samochodu, gdzie miał telefon komórkowy.
W kilka minut przetrząsnęli wszystkie zabudowania gospodarskie i biegiem ruszyli
pod górę.
- Będzie padał śnieg - Kre wskazał ręką w stronę szczytów, których wierzchołki
zakryła groznie szarobiała zasłona. Jego twarz pobladła i zastygła w napięciu, ale starał się
opanować lęk.
Nagle posłyszeli brzęk dzwonka i tupot kopyt. Spłoszone stado owiec uciekało od
strony lasu.
- Jesteśmy na dobrej drodze - mruknął lensman.
- Czy nie powinniśmy ich zawołać? - spytał Kre, który wiedział, że dłużej nie zniesie
napięcia.
Inspektor już otworzył usta, ale w ostatniej chwili się powstrzymał.
- Cii - wyszeptał. - Co to było?
Wszyscy zastygli w bezruchu i wytężyli słuch.
W tym czasie nade mną wyrosła postać mordercy, wpatrującego się we mnie z
chłodnym zdecydowaniem. Nie miałam nic do stracenia, więc zaczęłam głośno krzyczeć,
mimo że dobrze wiedziałam, że i tak nikt mnie nie usłyszy. Ale potrzebowałam wykrzyczeć
swój strach, więc wrzeszczałam jak opętana.
- Zabiłaś człowieka tysiąc razy wartościowszego aniżeli ty, nędzna kreaturo!
- Ha! - rozległo się pogardliwe parsknięcie. - Nie jesteś chyba taka głupia, by sądzić,
że z powodu tego idioty zrezygnuję z tego, co budowałam misternie przez całe życie!
Idiota - znów to słowo, którego tak nienawidzę!
- Zniszczyłaś cały mój plan, nie mogę upozorować, że najpierw on cię zabił, a potem
popełnił samobójstwo. Będę musiała ukryć wasze ciała.
- Nie możesz tego zrobić! - zaczęłam, szukając dłonią kamienia.
- Nie mogę? - W jej oczach błysnęła nienawiść. - Nigdy cię nie lubiłam, Taran! Wiem,
że uważasz...
- Proszę rzucić broń, pani Brandell! - zagrzmiało.
Kre twierdził pózniej, że rozkaz inspektora przypominał grozne zawołanie szeryfa z
westernu.
Nutti zastygła z palcem na spuście z lufą wycelowaną we mnie. W ułamku sekundy
zamarłam ze wzrokiem utkwionym w ziejący groznie otwór. Dopiero gdy Nutti zobaczyła
czterech mężczyzn, opuściła powoli broń.
Odetchnęłam ciężko i łzy popłynęły mi niepohamowanym strumieniem.
Nutti błyskawicznie została obezwładniona przez lensmana i jego pomocnika.
Zauważyłam, że miała posiniałą z zimna twarz, no cóż, spędziła na chłodzie wiele godzin w
oczekiwaniu na swe ofiary. Mój płacz zamienił się gwałtownie w histeryczny, nieopanowany
śmiech. Nagle rozbawiło mnie, że Nutti pozbyła się szczebiotu i głupawego spojrzenia. Kiedy
patrzyła na mnie, jej oczy były zimne jak stal.
Podszedł do mnie Kre i objął ramieniem. Nareszcie miałam się u kogo wypłakać.
- Czy dotarliśmy na czas? - spytał z lękiem inspektor, otulając mnie kurtką.
- Nie - załkałam. - Obawiam się, że dla Thora jest już za pózno.
Inspektor zaklął i pochylił się wraz z lensmanem nad nieruchomym ciałem.
- Knut! - zawołał lensman do swego pomocnika. - Biegnij na dół i czekaj na karetkę.
Skierujesz ją tutaj natychmiast, podjedzcie tak blisko jak to możliwe. Pospiesz się!
Patrzyłam przestraszona, jak ci dwaj pochylają się nad mym ukochanym przyjacielem.
Wyglądałam pewnie okropnie: miałam opuchnięte oczy, błyszczący nos i posiniałą twarz.
- Myśli pan, że on...?
- Szansa jest nikła, ale póki tli się w nim życie, jest nadzieja.
Omal nie zemdlałam, targnięta gwałtownym szokiem. Thor żyje!
- Dobry Boże - modliłam się w duchu. - Oszczędz go! Nigdy więcej nie ośmielę się
prosić cię o nic więcej, jeśli tylko darujesz mu życie.
Lensman, który nie mógł słyszeć tej modlitwy, rzekł bezmyślnie i głupio:
- Biedak, może lepiej dla niego, gdyby nie przeżył. Słyszałem, że nie był całkiem
normalny...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]