[ Pobierz całość w formacie PDF ]
architekturze. Pomknął dalej między zabudowaniami, pokonał most na Renie, a każdy stukot
kół o tory przypominał o kurczącym się w ekspresowym tempie czasie.
Z powrotem wszedłem do przedziału i zamknąłem za sobą drzwi.
- Za dużo ludzi się tutaj kręci - szepnąłem niezadowolony do chłopaka. - Nic z tego.
Poczekajmy może z pół godziny.
- Nie lepiej pogadać z konduktorem? %7łeby użyczył nam telefonu?
- Też o tym pomyślałem, ale jeśli tutaj roi się od szpiegów Saint-Germaina, to
natychmiast zauważą ten nasz rozpaczliwy ruch. Konduktor to pierwsza osoba, którą
powinienem był poprosić o pomoc. Kto wie, czy w przedziale konduktorskim Saint-Germain
nie zainstalował kolejnej ukrytej kamery. Lepiej nie ryzykować. Poza tym niewykluczone, że
konduktor zdradzi się zachowaniem, że wie o całej sprawie, a wtedy żegnaj Norwidzie!
- Pan wierzy, że to sprawka Saint-Germaina? - zapytał zaciekawiony Fiolka. - %7łe to
prawdziwy Saint-Germain, ten osiemnastowieczny?
- Nie wierzę w czary-mary. I w żadne hokus-pokus. Nie wierzę w reinkarnację i
długowieczność. Ja nawet nie wierzę w przepowiednie i przesądy. Ale cokolwiek by mówić o
naszym Saint-Germainie, to z pewnością jest typem niebezpiecznym i przewidującym. Nawet
nie wiemy, czy nas dalej nie podsłuchuje. Znalazłem kamerę, ale kto wie, czy nie ma tu więcej
podobnych urządzeń. Poszukajmy lepiej mikrofonu...
- Hej, Monsieur Saint-Germain! - żartował sobie Fiolka. - Nich się pan odezwie!
SÅ‚yszy nas pan?
- Ciszej - upomniałem go. - Głupstwa gadam. Gdyby był tutaj ukryty mikrofon, Saint-
Germain dawno zadzwoniłby do mnie i spytał coś ty za jeden.
I w tym samym momencie odezwał się telefon komórkowy, ten od Saint-Germaina.
Znieruchomieliśmy z Fiolką na ten piszczący, ale i dyskretny dzwięk dochodzący z mojej
kieszeni; byliśmy zaskoczeni, a jednocześnie pewni, że Saint-Germain postanowił zabawić się
naszym kosztem i wreszcie nas zdekonspiruje. Pewnie słyszał każde słowo, jakie tutaj
wypowiedzieliśmy, wiedział o Pawle, Fiolce i naszych planach. Gra była skończona!
Ponieśliśmy klęskę! Miałem zatem rację, twierdząc, że w tym przedziale był ukryty mikrofon.
- Słucham! - rzuciłem nerwowo do słuchawki, z bijącym mocno ze zdenerwowania
sercem.
- I jak panu idzie? - zapytał niskim, dudniącym i monotonnym głosem Saint-Germain.
Ani słowem nie wspomniał o Fiolce. Grał? Zabawiał się naszym kosztem?
- Jak idzie? - powtórzyłem. - Jak po grudzie. Ciężka sprawa. Naprawdę niewiele mogę
wymyślić....
- Tolle! Lege! - rzucił. - Wie pan, kto to powiedział?
- To słowa świętego Augustyna. Znaczą; Bierz! Czytaj .
- Właśnie! Dostał pan potrzebne materiały. Wystarczy wziąć się do ich studiowania...
- Próbuję, ale czytać, to nie wszystko.
- Myśleć pan umie. Przynajmniej takie krążą opinie.
- Chyba mnie przeceniajÄ…. Nie sÄ…dzi pan?
- Nie sądzę - odparł chłodno. - Ma pan na swoim koncie kilkanaście spektakularnych
odkryć, posługuje się pan dedukcją w rozwiązywaniu zagadek historycznych, stosuje pan
myślenie logiczne poparte wiedzą historyczną i doświadczeniem muzealnika. Jest pan
ambitny i ma tak zwaną żyłkę detektywistyczną. Potrafił pan złamać niejeden szyfr i odczytać
niejeden stary zapisek. Odgadując prawdziwe znaczenie hasła, zaszyfrowanej wiadomości
potrafił pan dotrzeć do skarbów, na przykład templariuszy, tak było kiedyś, czy ostatnio
wskazać miejsce ukrycia cennej księgi Rogera Bacona.
Ten człowiek wiedział o mnie naprawdę dużo.
- Zgoda, ale te przygody były wyczerpujące, czasochłonne, miałem dużo szczęścia i
przede wszystkim pomagali mi współpracownicy, harcerze i przypadkowi turyści. A teraz
jestem sam jak palec!
Ciekawiło mnie, czy wspomni wreszcie o Fiolce.
- Jest pan i ja - rzekł.
Ani słowa o Fiolce! Ucieszyłem się, gdyż mogło to znaczyć, że mój prześladowca nie
wie o chłopaku.
- Intuicja podpowiada mi, że ma pan jakąś roboczą teorię na temat miejsca ukrycia
krzyża lotaryńskiego - zacząłem nieśmiało.
- Skąd to pańskie przeczucie?
- A skÄ…d biorÄ… siÄ™ przeczucia? Bo ja nie wiem skÄ…d. A pan? Och, przepraszam, pan
jest jasnowidzem, a ja tylko detektywem chroniącym zabytki, zwykłym urzędnikiem i
służbistą. Jednak biorąc na zdrowy rozum, pewnie wziął pan pod lupę wszystkie współczesne
miejscowości w Polsce na B., w którym były bądz do tej pory istnieją klasztory, miejsca
położone na południe od Chojnic. Niewiele ich jest.
- Dlaczego pan tego sam nie zrobił? - zapytał chytrze. - Ale zadziwię pana, sami
Polacy nie wiedzą, jak wiele zabytków sakralnych posiadają. Macie wiele starych kościołów,
które są wciąż istniejącym, fizycznym i duchowym pomostem łączącym terazniejszość z
wiekami minionymi, niezaprzeczalnym śladem przodków, polskości...
- Jakbym siebie słyszał - westchnąłem.
- Bo to z pańskiego raportu o stanie polskich kościołów z 1997 roku - wyjaśnił
niewzruszenie. - Ale wracając to tematu... z kolei moja intuicja podpowiada mi, że pan jednak
na coś wpadł. Czy to prawda, Panie Samochodzik? Jak to jest z tą moją intuicją?
- Przykro mi, ale nie za bardzo umiem panu pomóc - odezwałem się. - Chyba, że
pozwoli mi pan skontaktować się z moim człowiekiem w Warszawie i ustalić nazwę owej
miejscowości na B.
- Nie ma mowy! - skarcił mnie. - Niech pan myśli sam. Powtarzam, notatnik Norwida
jest w moich rękach i tylko od pana zależy, czy zostanie wam zwrócony. Jeśli zrobi pan
pierwszy ruch na naszej szachownicy, wtedy pomyślę nad pańską propozycją kontaktu z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]