[ Pobierz całość w formacie PDF ]
burtę. Jeśli chcieli nas dopaść, musieli dopłynąć kanałem bliżej ujścia do Rosia i z powrotem
zawrócić na północ. Tyle że my zdołalibyśmy w tym czasie odpłynąć dalej na północ.
- Gdzie siÄ™ wybieracie? - zagadnÄ…Å‚ niby to uprzejmie Wulgaris.
- Na Wyspę Pajęczą! - rzuciła odważnie Danka.
- Dobrze wiedzieć! Chłopaki, słyszeliście?! Spotkamy się z panią na Pajęczej.
Będziemy tam niebawem!
- Tylko nie zróbcie nam jakiegoś numeru, jak ostatnio! - krzyczał Antoś. - Bo
pożałujecie! Mamy rachunki do wyrównania. Jeszcze cię dorwiemy, Bibliotekarzu. Ukradłeś
nam książki z jachtu.
Grozili, szydzili i chichotali, ale wnet zostawiliśmy ich z tyłu. Diabli wiedzieli, czy
ruszą za nami na Zniardwy, ale należało założyć, że tym piratom każdy pomysł może
strzelić do głowy. Dość szybko zapomnieli o epizodzie przy Czarcim Ostrowiu, gdy uciekła
im Danka. Prawdopodobnie sprzedali starą księgę w antykwariacie w Orzyszu i zadowolenie z
transakcji zastąpiła u nich złość na nas. Pewnie za pozostałe książki antykwariusz nie chciał
dać im grosza i stracili nimi zainteresowanie.
Na Zniardwach zaroiło się od białych żagli niczym na wiosennej łące od kaczeńców.
Lekki wiatr pozwalał w miarę sprawnie żeglować i znosić upał. Płynęliśmy wzdłuż
wschodniego brzegu, zostawiwszy po lewej wyspy Czarci Ostrów i Pajęczą. Opłynęliśmy
Szeroki Ostrów i w małej zatoczce wrzynającej się w ląd przypadkowo wypatrzyłem przez
lornetkę inną znajomą łódz. Magnat . Osy nie zauważyłem na pokładzie.
Zatoczka Kwik, do której uchodziła rzeczka Wyszka, była zacisznym i wygodnym
miejscem na cumowanie; na jej południowym brzegu, tam gdzie powiewała żółta flaga
ulokowała się nawet wypożyczalnia sprzętu wodnego. Od razu pomyślałem, że to tutaj Osa
wypożyczyła Magnata , a co za tym idzie - miała tu swoją bazę wypadową.
Powiedziałem Dance o moim odkryciu.
- Chyba nie masz zamiaru, Pawełku, tam płynąć? - żachnęła się.
- Warto by zorientować się, co jest grane - odpowiedziałem niemrawo. - Kto wie, co
nasza Osa kombinuje.
- A ja myślę, że chcesz się z nią spotkać!
- Ja? No coÅ› ty, Danka!
- Już ja znam was, facetów - piekliła się. - Podoba ci się ta mała zdzirka! Wolisz
młodsze, co nie?!
- Danka!
Dla świętego spokoju utrzymałem ster w niezmienionej pozycji, dzięki czemu nasza
łajba popłynęła niezmienionym kursem na Nowe Guty. Szybko minęliśmy pas wysokiego
klifu i dotarliśmy na znaną nam przystań obok tawerny. Znalezliśmy wolne miejsce przy
pomoście, zawiązaliśmy cumy i ruchem ręki pozdrowiliśmy staruszka, który swoim
zwyczajem siedział pod drzewem. Machnął do nas raz, drugi, i zdawało mi się, że nie tyle nas
pozdrawia, co zaprasza mnie do siebie.
- Czego on chce? - bąknąłem niepocieszony, bo się śpieszyliśmy.
- Paweł, ty idz do tego staruszka - rzekła do mnie Danka. - Bo ja muszę do toalety.
- W porzÄ…dku. Spotkamy siÄ™ za tawernÄ… przy drodze.
Poszła szybkim krokiem do tawerny, a ja udałem się do staruszka.
- Witam pana.
- Dzień dobry - zakaszlał starszy człowiek. - Dobrze, że pan jest.
- Czy coś się stało?
- Pamięta pan tę młodą dziewczynę, która tu była z wami ostatnio?
- Właścicielkę białego jachtu o nazwie Magnat ?
- Otóż, przypłynęła ona dzisiaj tutaj, zacumowała jacht, jak pan przed chwilą i zeszła
na ląd. Nie wracała z godzinę, może dwie, aż zjawił się jakiś dziwny człowiek, którego
przedtem tu nie widziałem.
- I co?
- Nic, wsiadł na jacht i odpłynął. Do tej pory nie wrócił.
Miał rację ten starszy pan, że było to trochę dziwne, choć zapewne każdy z nas sądził
tak z innych powodów. Osa, nasza indywidualistka, do tej pory z nikim nie współpracowała.
Dziewczyna pięknie radziła sobie sama, a już z pewnością jacht był ostatnią rzeczą, z którą by
się z kimkolwiek podzieliła.
- Jak wyglądał ten człowiek? - zapytałem zaintrygowany.
- Dobrze ubrany i odżywiony turysta w średnim wieku. Bogaty gość.
Czy przypadkiem ten opis nie pasował do osobnika, który dwa dni temu spotkał się w
kawiarni na rynku w Piszu z właścicielem domu po Różańskim, Sobótką? Zaraz po ich
rozmowie, ów ubrany na biało turysta odszedł, a do właściciela domu podszedł sam adwokat
Robakiewicz. O co tutaj chodziło? Kim był dobrze ubrany i odżywiony turysta w średnim
wieku ? Czy współpracował z Osą? Czemu stąd odpłynął i zacumował w zatoczce Kwik?
Gdzie była Osa?
Wiele pytań kłębiło się wtedy w mojej głowie. Podziękowawszy staruszkowi za
informację podszedłem bliżej tawerny i zamyślony objąłem wzrokiem całe Zniardwy. Nagle
zmuszony potrzebą skierowałem się do toalety, idąc w ślady Danki.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]