[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przez chwilę panowało milczenie, wreszcie owa trójka wybuchnęła głośnym śmiechem.
To dopiero zdarzenie! zawołała pierwsza kobieta. Musi być porządek. Najpierw
posługaczka, potem praczka, a w końcu przedsiębiorca pogrzebowy. No, patrz, Joe! Zeszliśmy
się tu jak umówieni. Nieprawdaż?
W każdym razie nie mogliście wybrać lepszego miejsca na schadzkę rzekł Joe, wyjmując z
ust fajkę. Chodzcie do salonu. Przecież znamy się wszyscy. Zaczekajcie, zamknę drzwi. Do
licha! ale skrzypią... Sądzę, że w całym moim składzie nie można by znalezć równie
41
zardzewiałych i skrzypiących zawiasów jak te, i równie starych kości jak moje. Tak, tak.
Wszystko jest dobrane, odpowiada swemu miejscu i przeznaczeniu. Ale chodzcie do salonu.
Pomieszczenie nazwane salonem było częścią sklepu, oddzieloną od niego czymś w rodzaju
złachmanionego parawanu.
Stary poprawił płonący ogień kawałkiem żelaza, który niegdyś stanowił część ozdobnej
poręczy schodów, usunął kopeć z lampy był bowiem wieczór cybuchem swej fajki, którą
znów wsunął w usta.
W tym czasie kobieta, która weszła pierwsza, rzuciła na podłogę swój tłumok, usiadła w
swobodnej pozie na stołku i splótłszy dłonie na kolanie spoglądała na dwójkę towarzyszy.
Więc cóż? Przecież wszystko w porządku, moja pani Wilber? odezwała się po chwili.
Jestem zdania, że każdy człowiek powinien myśleć o sobie. On przez całe życie tylko tym się
zajmował.
Zwięta prawda! odparła praczka. Nikt na świecie nie dbał tak o siebie, jak on. Nikt na
świecie.
Dlaczegoż więc ma pani takie wystraszone oczy, jakby się czegoś bała? Powiadam, że
wszystko w porządku i koniec. Wilki przecież nie rzucają się na siebie, a kruk krukowi oka nie
wykole. Byłoby głupio, gdybyśmy mieli przeszkadzać sobie nawzajem w interesach.
Zapewne! - potaknęła pani Wilber.
W takim razie wszystko w porządku prawiła posługaczka. Nie wracajmy do dnia
wczorajszego, to do niczego nie doprowadzi. Zresztą, czego się obawiać? Trochę drobiazgów
nikogo nie zuboży, a nieboszczyk się o nie nie upomni...
Zapewne! Zapewne! znów potwierdziła pani Wilber.
Gdyby ten podły kutwa chciał uchronić swoje rzeczy od zmarnowania mówiła
posługaczka mógł uczynić to łatwo, postępując jak wszyscy uczciwi ludzie. Dlaczegóż nie
postarał się, żeby w chwili śmierci była przy nim jakaś dobra dusza. Nie chciał tego, nie postarał
się, więc zginął marnie w kącie, gorzej niż pies.
Zwięta prawda! potwierdziła pani Wilber. Co posiał, to i zebrał.
Jeszcze więcej bym o nim powiedziała, gdybym nie miała głowy zajętej czym innym tym,
z czym tu przyszłam. No, Joe, rozwiąż tłumok, powiedz, co to warte. Nie obawiam się zacząć
pierwsza... Owszem, niech oni wiedzą, co tu jest. Grzechu w tym nie ma. No, Joe, rozwiąż
tłumok.
Teraz nastąpiły prawdziwie chińskie ceremonie: jej towarzysze pragnęli okazać, iż są dobrze
wychowani. W końcu przedsiębiorca pogrzebowy zdecydował się pierwszy przedstawić swoje
Å‚upy.
Nie były one znaczące: kilka pieczątek, ołówek w futerale, para spinek, tania szpilka do
spinania szala. I to było wszystko.
Joe każdy przedmiot skrupulatnie badał, nawet obwąchiwał, kredą kreślił na ścianie cenę, a
widząc, że już nic więcej nie ma, zsumował nakreślone liczby.
Tyle wynosi twój rachunek, kochany przyjacielu rzekł do przedsiębiorcy pogrzebowego.
Nie dam ani pensa więcej, choćby mnie smażono na wolnym ogniu. Co dalej?
Przyszła kolej na panią Wilber.
W jej tłumoku znajdowały się prześcieradła, serwety i trochę ubrania; dalej staroświeckie,
srebrne łyżeczki do herbaty, szczypce do cukru i trochę obuwia.
Jej rachunek również został zapisany na ścianie.
Zawsze mam względy dla dam i dlatego więcej im płacę. Ta słabość doprowadzi mnie do
ruiny wyrzekał stary Joe. Twój rachunek, pani Wilber. Jeżeli zażądasz choć o jednego pensa
więcej, to gotów jestem cofnąć moją hojność.
42
A teraz, Joe zajrzyj do mojego tłumoka rzekła posługaczka. Joe ukląkł na ziemi i,
rozmotawszy nieskończoną liczbę supłów, wydobył ogromny zwój ciemnej materii.
Co to takiego? mruknął pod nosem kotary od łóżka?
Zgadza się odparła, śmiejąc się, posługaczka.
Czyżbyś, kochana przyjaciółko, ściągnęła firanki, kółka, chwasty, słowem całe urządzenie,
wtedy kiedy jeszcze leżał na łóżku? zapytał Joe.
Zgadłeś odparła posługaczka. Czyżby to nie była odpowiednia pora na to?
W tej sprawie muszę ci oddać sprawiedliwość, droga przyjaciółko rzekł Joe. Urodziłaś
siÄ™ w czepku i jesteÅ› na drodze do zrobienia majÄ…tku.
Zapewniam cię, ojcze Joe rzekła poważnie posługaczka że wobec takiego człowieka
wszelkie skrupuły byłyby śmieszne. Tak jest, uważałabym się za naiwną, gdybym nie skorzystała
z takiej okazji i niczego sobie nie wzięła. Ostrożnie z lampą, Joe dodała zatłuścisz kołdrę
oliwÄ….
[ Pobierz całość w formacie PDF ]