[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Prawą.
- Pokaż od razu. Jeśli spuchnie w bucie, to go potem nie
zdejmiemy. - Nicholas przyklęknął i położył sobie jej prawą
stopę na kolanie. - Zciągnę go najdelikatniej jak potrafię. Staraj
się trzymać nogę nieruchomo. - Ujął but za czubek i za piętę i
pociągnął.
Poppy zdławiła jęk.
RS
98
- Zrobione - oznajmił, uwolniwszy nogę. - A teraz zobaczmy,
co się stało. - Pochylił się i przebiegł palcami po kostce, która
jakby już zaczęła puchnąć. Usiłował zajrzeć przez cieniutką
czarną siateczkę. - To pończochy, czy rajstopy?
- Pończochy.
- Możesz zdjąć tę prawą?
- Tak, ale... - Rozejrzała się po holu. Na razie był pusty, ale w
każdej chwili mógł zaroić się od ludzi.
- Słusznie - stwierdził Nicholas. - Nie jest to najlepsze miejsce
do badania. Obejmij mnie za szyję. Zaniosę cię do biura za
recepcją.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale. Zbadam cię i jeśli będzie trzeba,
zabiorę na ostry dyżur ortopedyczny. A jeśli nie będziesz
potrzebowała pomocy specjalisty, to ją obandażuję. Oczywiście
pod warunkiem, że zaufasz mojej diagnozie. - Uśmiechnął się i
uniósł ją w ramionach, a ona, tak jak kazał, zarzuciła mu ręce na
szyję.
Jego twarz znalazła się tak blisko jej, że czuła zapach jego
wody po goleniu.
- O, tak - szepnęła. - Ufam ci ślepo.
- Grzeczna dziewczynka. - Jego brązowe oczy przepełniało
czułe współczucie. - A teraz, jeśli pani Tasker będzie uprzejma
otworzyć nam biuro, rzucimy okiem na podejrzany staw.
Weszli do sporego pokoju, w którym znajdowały się dwa
biurka, maszyny do pisania, kilka szafek kartotecznych i krzesła.
Nicholas usadowił Poppy na obrotowym krześle.
- A teraz, moja droga, zdejmij pończochę, to przyjrzę się
twojej stopie. - Mówił takim tonem, jak zwykle do pacjentów
lub ich rodzin, stanowczym, ale uspokajającym.
- Muszę odpiąć podwiązki - powiedziała Poppy cienkim
głosem. Nagle ogarnęło ją przygnębienie. Cały wieczór zepsuty
przez jej upadek. Teraz mogliby już być daleko. Ale skoro już
się stało i potrzebowała pomocy, nie chciała, żeby Nicholas
RS
99
odnosił się do niej tak samo jak do innych. Pragnęła z jego
strony szczególnego traktowania.
Zdrowy rozsądek mówił jej, że to nonsens. On traktuje ją jak
pacjentkę, bo właśnie teraz jest pacjentką. Nie odesłał jej
przecież na ostry dyżur, tylko bada sam. Ale nawet jego troska
nie poprawiła jej samopoczucia. Musi ją uważać za idiotkę. Tak
zmarnować jego cenny wolny czas.
Spojrzała na niego wyczekująco. Ku jej zdziwieniu uśmiechał
się szeroko. Nie wyglądał na zagniewanego, ani nawet
poirytowanego. W jego oczach lśniły iskierki.
- Mam pomóc? - Wyciągnął rękę, jakby chcąc rozpiąć jej
spodnie. - Dobrze sobie radzę z guzikami i tym podobnymi.
- Ani mi się waż - odparła śmiejąc się. Jej przygnębienie
natychmiast minęło. Rozbawił ją jak swoich małych pacjentów,
ale w jego żartach brzmiała osobista nuta, dzięki której Poppy
poczuła się wyróżniona, jak tego pragnęła.
Zdjęła pończochę. Nicholas usiadł na drugim krześle i
podciągnąwszy wąską nogawkę jej spodni badał kostkę, która
szybko puchła. Zerkał przy tym na jej twarz w poszukiwaniu
oznak bólu.
- Możesz ruszać palcami? Poppy posłusznie poruszała.
- Czy to boli, tu albo tu? - Dotknął kilku różnych miejsc w
okolicy stawu skokowego.
- Nie.
- Dobrze. To znaczy, że nic nie jest złamane. Zwykłe
skręcenie. Zabandażuję i wszystko będzie dobrze. - Delikatnie
pogłaskał jej stopę i pomasował od palców w górę.
Poppy zadrżała, niezdolna, by się opanować. Nicholas
zmarszczył brwi.
- Boli? - spytał zdziwiony.
- Nie, nie. Zmierć mnie przeskoczyła - wymyśliła na
poczekaniu.
- Aha. - Czuło się, że jej nie uwierzył, ale nie mogła się
zorientować, czy wiedział, co to było. - Daleko ci jeszcze do
RS
100
śmierci, moja kochana. Ja teraz skoczę do najbliższego oddziału
i podbiorę im bandaż. Od razu poczujesz się lepiej. - Nachylił
się i pocałował ją w czubek nosa. - Nigdzie nie odchodz.
Wracam za parę minut.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]