[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rondo stetsona Simona i rozbił się z hukiem o płyty chodnika, o cal za jego prawą piętą.
Zwięty odwrócił się powoli, trzymając nadal dłonie w kieszeniach i zerknął na szczątki, a potem
wrócił do drzwi i nacisnął dzwonek.
Pokazała się pokojówka.
Pan Garniman zrzucił aspidistrę mruknął do niej lekko i spokojnie odszedł.
ROZDZIAA VIII
Ale, na Boga spytała zaskoczona Patrycja jaki był tego cel?
wiczenie taktu odpowiedział Zwięty skromnie. Dziewczyna nadal patrzyła bezradnie.
Gdybym tylko mogła je zrozumieć zaczęła, a Zwięty się zaśmiał.
Zrozumiesz, kochana powiedział. Rozsiadł się i zapalił papierosa.
Pan Wilfred Garniman zauważył jest zadziwiająco inteligentnym gościem. Ta wizyta była
konieczna ze względu na, przeważnie mój, wkład dla rozwoju narodu. Garniman wydłużył swój akt
oskarżenia poprzez zaproponowanie mi papierosa i drinka, ale to tylko dlatego, że jak wspomniałem,
jest amatorem. Chyba czytał zbyt dużo kryminałów i stamtąd czerpał pomysły. Ale w naprawdę
istotnych sprawach zachowuje się jak zawodowiec. To, jak nagle się uspokoił w środku burzy, było
naprawdę zadziwiającym widokiem.
A teraz powiedziała Patrycja pewnie uspokaja się kilkaset mil stąd.
Simon pokręcił głową.
Nie Wilfred powiedział z przekonaniem. Poza rzucaniem kawałkami architektury jest on
pierwszorzędnym amatorem. Tak szybko główkuje, że gdyby wypadł z czterdziestego piętra Empire
State Building, znalazłby się na dachu, nim wiedziałby, co się stało. Bez żadnej mojej pomocy
wyczuł,
że nie zamierzam wzywać policji. Wie stąd, że jest w niewiele gorszej sytuacji niż dotąd.
Dlaczego?
Może i jest amatorem, jak stale ci powtarzam, ale skutecznym. Na długo przedtem, nim jego dom
zaczął się na mnie sypać, czynił przyjacielskie próby wycofania mnie z gry. Przewidział wszelkie
zagrożenia, nim przystąpił do interesu, i pomyślał, że jego proceder jest dokładnie taki sam jak ten,
dzięki któremu będę siedział i uważał. Zresztą słusznie. Tylko się chwaliłem i udowodniłem mu to.
Sam mi powiedział, że nie jest żonaty, nie udało mi się go skłonić do powiedzenia czegokolwiek o
jego
legalnym zajęciu. Ale od rzeznika dowiedziałem się, że jest to gdzieś w City mam więc dwie
informacje. Sprawdziłem też jego adres domowy, co z tego najważniejsze oraz, co niemal równie
ważne, znalazł się on pod wrażeniem mojej błyskotliwości i uroku osobistego. Grałem błazna, bo
mam
na to zawsze ochotę w takich sytuacjach, ale w przerwach między śmieszkami uzyskałem wszystko,
co
chciałem. Wiedział o tym zgodnie z moim zamiarem.
A co dalej?
Prywatna wojna potrwa dalej powiedział Zwięty leniwie.
Jego przewidywania okazały się, jak zwykle, całkowicie słuszne, choć w sprawach Wilfreda
Garnimana nastąpił zwrot, o którym nie miał pojęcia, a gdyby go poznał, być może przez następne dni
nie zachowałby się tak beztrosko.
W dniu pierwszego spotkania kręcił się w pewnej odległości od Mallaby Road w zamiarze
zwiększenia zasobu informacji, zaś pan Garniman pojechał samochodem do swojej legalnej pracy.
Zwiętemu wystarczyło jedno spojrzenie, by wiedzieć, że taksówką go nie dogoni. Następnego dnia
Simon przemierzał te same tereny za kierownicą swego samochodu, ale korek przy Marble Arch
przeszkodził mu w tropieniu. Trzeciego ranka spróbował znowu i złapał dwie gumy, nim przejechał
pół
mili. Gdy wysiadł, by sprawdzić uszkodzenia, znalazł na drodze rozrzucone ostre stalowe kolce.
Czwartego dnia w obawie, że cztery pod rząd śniadania o siódmej mogą popsuć mu zdrowie, Zwięty
został w łóżku i zajął się myśleniem.
Szybko wychwycił błąd we własnej technice tropienia.
Postąpiłbym mądrzej powiedział gdybym śledził go pierwszego dnia, a wpadł na
pogaduszki drugiego. Chyba wyczerpuje się mój geniusz.
Tę diagnozę potwierdzał także brak pomysłu na znalezienie zręcznego sposobu wydobycia od
Garnimana części bezprawnych zysków.
Główny inspektor Teal wysłuchał wszystkiego, gdy przyszedł wieczorem i był niemal zaczepny. Po
wyjściu detektywa Zwięty usiadł przy biurku i podziwiał schludne wyniki swych trwających
dziewięćdziesiąt sześć godzin wysiłków umysłowych. Miały one postać
dwudziestoczterowierszowego
epilogu Epickiej Historii Charlesa.
Po odczytaniu Charlesa testamentu,
Jego ojciec usłyszał wśród lamentów,
Iż uparł on się Być spalonym na stosie.
Lecz tatuś, spadkobierca jedyny
Takiej reklamie przeciwny,
Postanowił, że chęć jego spełni
Bez wielkich na dworze płomieni
I, wśród wielkiej rozpaczy
Spalić go w krematorium raczył
I tak Charles ma kapliczkę swą
Wraz z rycerzem i nałożnicą
Simon Templar patrzył ponuro na kartkę, potem z nagłą niecierpliwością odsunął kałamarz i wstał.
Pat powiedział czuję, że nadeszła pora udać się do naprawdę podłego klubu nocnego i
utopić nasze smutki w mrożonym piwie imbirowym.
Dziewczyna zamknęła książkę z uśmiechem.
Dokąd pójdziemy? spytała, a wtedy Zwięty nagle zerwał się z miejsca jakby dzgnięty
rozpalonym prętem.
Rany boskie! krzyknął. Pat, mój stary cudzie, stary aniele!
Patrycja mrugnęła do niego.
Mój drogi staruszku!
Do diabła z wszystkimi drogimi staruszkami! zawołał Zwięty szaleńczo.
Wyciągnął ręce, poderwał ją lekko z krzesła, przycisnął, potargał włosy i pocałował.
Odbijamy zarządził bez tchu. Szybko, szybko, wykąp się, ubierz, rozbierz, pomaż twarz
czymkolwiek. Wsadz pistolet do stanika, znajdz siatkę na motyle i ruszamy!
Ale skąd ten pośpiech?
Będziemy entomobotanikami. Zapolujemy na chrząszcze na West Endzie. Zajrzymy do każdego
klubu nocnego w Londynie jestem członkiem wszystkich. Jeśli nic nie znajdziemy, nie będzie to
moja wina. Wyrwiemy L z Londynu i zwiążemy nim uszy ministra spraw wewnętrznych. Wrzaski tego
platfusowego miśka usłyszy cały kraj.
Nadal paplał głupstwa, gdy Patrycja zniknęła, a po chwili olśniewała strojem wieczorowym i
dzierżyła shaker do przyrządzania koktajli z taką wylewnością, jakby był najdroższą pamiątką. Była
oszałamiająca.
Na miłość boską! powiedziała chwyciwszy go za ramię skup się i powiedz mi coś.
Jasne powiedział Zwięty. Ta koszula nocna jest jak marzenie. A może to ma być sukienka?
Nigdy się tego nie wie. Nie chcę się też wtrącać w sprawy osobiste, ale czy nie zapomniałaś włożyć
czegoś na plecy? Widać ci cały kręgosłup. Mnie to nie przeszkadza, ale& Mówiąc o słupie,
kręgosłupie widziałem wczoraj wieczorem, w ambasadzie niezwykły okaz. Musiał mieć co
najmniej
trzydzieści dwa cale od pyska. Powiedzieli, że ten, kto go złowił, walczył trzy tygodnie. Zwykła
wędka
na pstrągi i oścień&
Nim dotarli do Carltona , gdzie Zwięty postanowił zjeść kolację, Patrycja Holm niemal wpadła w
histerię ze śmiechu. Dopiero, gdy zamówił ekstrawaganckie potrawy z odpowiednimi winami,
zdołała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]