[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dosłownie odkryć przed nim duszę?
Tak czy owak, co się stało, to się nie odstanie. Nie będzie tracić energii na próżne żale. Poza tym
powiedziała przecież prawdę. Dawson jest dla niej ważny. Eve nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo,
dopóki nie wypowiedziała tych słów na głos.
No cóż, jest jaka jest... chociaż zdawało się, że nie uczy się na własnych błędach. Nie, ona zbierała manatki
i ruszała dalej, ale nigdy nie wyciągała z tego żadnych wniosków.
Bawiła się serwetką, kiedy Dawson spytał:
- Napijesz się wina?
Eve posunęła swój kieliszek w jego stronę.
- Tak, ale tylko trochę.
Kiedy nalał jej schłodzone pinot grigio, nastrój natychmiast uległ zmianie. Nie miało to jednak nic
wspólnego ze
110
Jackie Braun
skutkami działania alkoholu, ale z tym, że Dawson oblał się winem, gdy podniósł kieliszek do ust.
To był wypadek, tego była pewna. Dawson nie należał do miłośników slapstikowej komedii, chociaż nie
był to już ten sam surowy człowiek, którego poznała. Czy znają się od zaledwie dwóch tygodni?
- Nie do wiary. - Dawson wycierał serwetką przód koszuli. - Rzadko jestem taki niezgrabny.
- To moja wina - oświadczyła Eve. Dawson podniósł wzrok.
- Skąd ci to przyszło do głowy?
- Tak działam na mężczyzn. W mojej obecności zamieniają się w beznadziejne niezdary.
Dawson się żachnął. I chociaż zaraz potem się uśmiechał, kiedy jej odpowiadał, on też mówił z powagą.
- Tak, z pewnością tak na mnie działasz, Eve.
Pół godziny pózniej Eve odsunęła się od stołu z pełnym zadowolenia westchnieniem.
- Pewnie nie należało dokładać sobie polędwicy, ale była zbyt smaczna.
- Nie można jej się oprzeć - zgodził się Dawson, patrząc, jak Eve wyciera wargi serwetką.
Eve zrobiło się gorąco. Tuż nad jej ramieniem Sheila i Isabelle uśmiechały się do niej z portretu, gasząc
każdy płomień, zanim się rozpalił. No i dobrze, pomyślała. No i dobrze.
Podczas posiłku, gdy prowadzili przyjacielską rozmowę, unikając trudnych czy emocjonalnie złożonych
tematów, świece na stole prawie się wypaliły, a za oknem zaszło słońce. Eve zamierzała wyjść tak szybko,
jak tylko pozwalają do-
Zwiąteczne marzenia
111
bre maniery. Jednak po zakończeniu kolacji wyjrzała przez okno i zmieniła zdanie.
- Chodzmy się przejść, zrzucimy trochę kalorii - zaproponowała.
- Przejść się? Pada śnieg - odparł Dawson.
- Tak, słyszałam, że w Denver pada śnieg. Nie ma się czym martwić. Ja się nie rozpuszczę. - Uniosła brwi.
- A może boisz się, że ty się rozpuścisz?
- Zapada zmierzch, Eve.
Otoczenie domu Dawsona przypominało park, rosły tam potężne stare drzewa, a na ziemi wiły się ścieżki.
- Lampy ogrodowe dają wystarczająco dużo światła.
- Dawno nie oczyszczano ścieżek. Spadło co najmniej osiem centymetrów śniegu.
Eve odrzuciła i tę wymówkę.
- Nie szkodzi. Mam wysokie buty.
Oczywiście buty, o których wspomniała, nie były ocieplane. Wykonane z delikatnej włoskiej skóry, miały
ośmiocentymetrowe obcasy. Niezbyt nadawały się na przechadzkę w taką paskudną pogodę. Mimo to
postanowiła spróbować.
- No nie wiem.
Jak stary pokerzysta Eve zwiększyła stawkę.
- Obiecuję, że będę cię chronić.
- Może to nie ja potrzebuję ochrony? - zawołał Dawson.
- Czy to grozba? - zapytała.
Odłożył serwetkę i odsunął się z krzesłem od stołu. Patrząc jej prosto w oczy, rzekł:
- Jest tylko jeden sposób na to, żeby się tego dowiedzieć. Nadal chcesz iść?
- Pytanie jest obrazliwe. Nigdy się nie wycofuję.
112
Jackie Braun
- Nawet mi to do głowy nie przyszło. - Uniósł kącik warg, a jej serce zabiło mocniej. - Wezmę tylko kurtkę.
Na zewnątrz powietrze było mrozne. Eve zaparło dech, cieszyła się, że owinęła szyję szalikiem.
- Jak tu pięknie - powiedziała.
Zima pokryła wszystko cienką warstwą bieli lśniącej jak brylanty w świede księżyca.
- To właśnie otoczenie domu zachęciło mnie do kupna tej nieruchomości - przyznał Dawson.
- Rozumiem.
- Jeśli teraz ci się podoba, powinnaś je zobaczyć wiosną czy latem. Kwiaty są niewiarygodnie piękne.
- Nie posądzałabym cię o to, że jesteś miłośnikiem ogrodów.
- Och, znam swoje możliwości. I dlatego ogrodem zajmują się profesjonaliści.
Zaśmiała się.
- Gospodarka lubi ludzi, którzy znają swoje granice. Pomaga to stworzyć rozmaite szanse zawodowe.
- Na przykład dla doradców do spraw zakupów?
- No właśnie.
- Cieszę się, że mogę się przysłużyć ojczyznie. - Jego głos złagodniał. - Nie spacerowałem tutaj w zimie...
bardzo dawno.
Eve chyba się domyślała dlaczego, więc o nic nie pytała. Po chwili Dawson podjął:
- Kiedyś bardzo lubiłem zimę. Nie mogłem się doczekać pierwszego śniegu.
- Ja też. - Kopnęła biały dywan, a potem pochyliła się i nabrała garść białego puchu. - W śniegu wszystko
wyda-
Zwiąteczne marzenia
113
je się takie czyste, idealne - powiedziała, robiąc ze śniegu kulkę.
- A twoje życie nie było idealne.
- Nie. Ale czyje jest? - Odsunęła od siebie pełne melancholii wspomnienia z dzieciństwa i zmieniła temat.
- Wiesz, ten śnieg świetnie się lepi.
- Właśnie widzę. Ulepisz bałwana czy masz jakiś inny pomysł?
- Inny.
Kiedy się uśmiechnęła, zmrużył oczy.
- Nie zrobisz tego.
- Czego? - spytała niewinnie. Cofnął się kilka kroków.
- Nie rzucisz we mnie tą kulką.
- A jeśli rzucę?
Splótł ramiona na piersi.
- Jeśli to zrobisz, narazisz się na kłopoty.
- Dawson, Dawson. - Eve pokręciła głową. - Co ci mówiłam o sobie i wyzwaniach?
- %7łe nigdy się nie cofasz. - Kulka trafiła go w pierś, nim dokończył. Spojrzał na Eve zdumiony. - Nie
wierzę, że to zrobiłaś.
Eve pochyliła się i nabrała kolejną garść śniegu.
- No więc to będzie dla ciebie kompletny szok - powiedziała, celując prosto w jego twarz.
Jej śmiech niósł się w powietrzu, ale jej radość była krótkotrwała. Dawson nawet nie wytarł śniegu z
twarzy, tylko rzucił w nią śnieżką. Zmyliła go i uniknęła kulki, po czym odbiegła ze trzy metry naprzód,
zanim ją dogonił i chwycił w pasie. Eve pośliznęła się, zdradzona przez swoje buty. W ten sposób
obydwoje wylądowali na ziemi. Warstwa śnie-
114
Jackie Braun
gu złagodziła upadek Znieg i mężczyzna, bowiem jakimś cudem Eve upadła częściowo na Dawsona.
- Nic ci się nie stało? - spytał.
- Chyba złamałam obcas.
- Boli cię?
Zaśmiała się, wyjaśniając:
- Obcas buta. Wpadłam w coś. A co ty wyprawiasz? Mieliśmy walczyć na śnieżki.
- Nadal walczymy. - Z tymi słowy uniósł pełną śniegu dłoń i wtarł go w jej policzek Eve zadrżała, ale nie
tylko z zimna. Dawson zmienił pozycję i prawie na niej siedział.
- Wiesz, kiedy byłem dzieckiem, uważałem, że wroga należy likwidować, nie więzić. Ale w twoim wypadku
postanowiłem zrobić wyjątek Jesteś zbyt ładna, żeby cię zlikwidować.
- Więc jestem twoim więzniem. -Tak
- Hm. - Zrobiła zamyśloną minę. - To chyba nie może być takie złe.
- Mówisz tak bo tortury jeszcze się nie zaczęły. - Patrzył na jej wargi.
- Tortury? - powtórzyła schrypniętym głosem, który ledwie rozpoznawała. - Jakie tortury?
- Takie - szepnął, po czym dotknął wargami jej ust.
ROZDZIAA DZIESITY
Dawson mógłby wymienić tysiąc powodów, dla których powinien przestać ją całować, zanim posuną się
dalej. Po pierwsze leżeli na pokrytej śniegiem ziemi. Eve to najwyrazniej wcale nie przeszkadzało.
Kiedy zaczął się odsuwać, zarzuciła mu ręce na szyję i zatrzymała go. Tym razem to ona przejęła
inicjatywę.
Oplotła go nie tylko ramionami, ale także nogami. Jedną stopę zaczepiła o jego łydkę, drugą wsparła o jego
udo, trzymając go jak w pułapce. Ich ciała idealnie do siebie pasowały. Dawson to wiedział, pomimo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]