[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na ziemię. Część z nich poczęła przetrząsać okoliczne krzewy, część zaś przepa-
trywać drogę.
138
Znalezliście co?
Zlady, bat ku. Jeden z Kozaków podniósł się z kolan. Trzy konie.
Pojechali tam. Wskazał gościniec niknący w gęstwinie drzew. Na Aubnie.
Maksym odetchnął głęboko, czując, jak uspokaja mu się bijące szaleńczo ser-
ce. Zciągnął kapuzę i odrzucił z czoła mokry od potu osełedec.
Szczob tebe trastia mordowała mruknął w stronę siedzącej na karym
wierzchowcu kobiety. Jej ciało okrywał porwany, złachmaniony płaszcz, a oczy
jarzyły się poprzez gęstwę splątanych, potarganych włosów niczym dwa płonące
węgle.
Hospody pomyłuj! Hospody pomyłuj! Co myśmy uczynili? Kogośmy na
świat wypuścili?!
Co ty? odrzekła cicho. Boisz się go może? Zapomniałeś już, kim
jesteś? Przyjdzie teraz czas na Lachów. A dla ciebie, za to, żeś mi pomógł, będzie
zaporoska buława. Zapomniałeś już, jak polscy panowie nawlekli na pal twego
brata?
Maksym drgnął. Jego wargi poruszyły się konwulsyjnie i niczym u wilka
odsłoniły zęby, a dłoń oparła się na rękojeści szabli.
Zobaczysz szepnęła znowu. Szlachta zapłaci teraz za twoje cierpie-
nia. Teraz wszystko się dopełni. Gdy tylko złoży on ofiarę ze szlacheckiej krwi. . .
A wtedy co?
A wiesz, dokąd on pojechał?
Do Aubniów? Nie może to być! Tam kniaz Jarema. . .
Na Sołonicę.
Kozak zdrętwiał. Spojrzał na kobietę z dziwnym, niemal zabobonnym lękiem.
To co robimy?
W konie odparła. Będzie tak, jak jest przepowiedziane. Jedziemy za
nim.
* * *
Jeśli pozwolisz, mościa panno powiedział Andrzej to tu się zatrzy-
mamy. Nie gniewaj się, ale wyglądasz na wielce zmęczoną.
Nic mi nie jest odrzekła cicho, lecz gdy nadstawił ręce, osunęła się
w nie jak kamień. I nie mów do mnie mościa panno . Przecież wiesz, jak się
nazywam.
Skinął głową.
Więc chodzmy.
Gospoda, zbudowana z poczerniałych od słońca, wiatru i deszczu bali, wyglą-
dała raczej na małą twierdzę niż zwyczajny, przydrożny zajazd.
Główna izba była zupełnie pusta. Karczmarz dostrzegł gości od razu, zmierzył
uważnym spojrzeniem, a potem szybko podbiegł do stołu, przy którym usiedli.
139
Gospodarzu, pokój dla tej damy i coś do jedzenia, byle szybko!
Nie wiem, czy mamy czas na to mruknęła Helena.
Ależ. . . Jechaliśmy dzień i noc.
Tyś bardziej zmęczony ode mnie.
Spałem w siodle. Niczym to dla mnie. Jakem służył w husarii i goniliśmy
po stepach Tatarów, często i pięć dni z konia nie schodziłem. Odwrócił się do
szynkarza. Gospodarz! Pospiesz siÄ™!
Oberżysta skłonił się. Zniknął za zasłoną odgradzającą wejście do kuchni.
Czym ja ci się odwdzięczę? rzekła Helena do Andrzeja. Spojrzała w kie-
runku okna. Słońce chyliło się ku zachodowi, a ławice mglistych, rozmazanych
chmur, zapowiadały nadciągający deszcz.
Nie musisz. Dalekim od wtrącania się w twe sprawy. . . Umilkł. Pacholik
przyniósł im na tacy dymiącą pieczeń i dzban wina.
Doprawdy, pierwszy raz widzę kobietę tak dziwną jak ty odezwał się
Andrzej po długiej chwili. Jedziesz sama w dzicz, na Sołonicę. . . Nie chcesz
rzec po co, nie chcesz, by ci towarzyszyć. To czyste szaleństwo. Dlaboga! Zasta-
nów się. Przecież tam Tatarzy zaglądają. Jeśli wpadniesz im w łapy, to możesz
trafić do haremu. . .
Niczym oni przy tym, co mnie ściga. . .
Więc uciekasz? Przed czym?
To zbyt niebezpieczne, by cię w to wplątywać. Jej oczy błysnęły dziw-
nie. Jeśli chcesz koniecznie. . . tedy odprowadz mnie, jeno do samej Sołonicy,
a potem odejdz i zapomnij. Powstała. Teraz idę na górę, prześpię się nie-
co oznajmiła tonem nieznoszącym sprzeciwu. Mniemam, że ruszymy skoro
świt.
Andrzej został sam. Skończył jeść. Oberżysta pojawił się znowu. Sprzątnął
resztki, po czym postawił na stole wielki, kuty w brązie świecznik. Zapalił świece
i jasna poświata oblała blat stołu. Na dworze było już ciemno.
Andrzej zamyślił się. Zastanawiała go ta kobieta, po równi jak to, skąd wzię-
ła się w takich dalekich, dzikich stronach. Co chciała tu robić? Ciągle widział
w swym umyśle jej postać. Długo siedział zatopiony w rozmyślaniach, gdy nagle
gdzieś z boku zabrzękły struny, a mocny melodyjny głos podjął starą ukraińską
pieśń:
Dzwoniat koni kopy ta my
hej, hej!
Dzwoniat koni kopytamy
A wojaki ostrohamy.
Dzwoniat koni kopytamy
hej, hej!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]