[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Narzeczoną? - zdumiał się Ryan.
- Słyszałam, że się żenisz - oznajmiła Aleksa.
Czuła, jak przewierca ją ostrze bólu, ale zdołała się
opanować.
- Kto ci o tym powiedział? - zapytał, przypatrując
się jej uważnie.
Aleksa zmarszczyła brwi. Nie mogła przecież powo
łać się na Melissę, by nie dawać podstaw posądzeniu
o zmowę.
- Och, Gloria coś wspominała - rzekła, nie patrząc
- Czy w ogóle istnieje coś, co by cię nie cieszyło? Bo
widzę, że bawi cię i niewierność, i zdrada, i...
- Większość ludzi dostrzega wyłącznie ponure
aspekty rzeczywistości - szybko przerwał jej Ryan.
- Nie wiem, co w tym złego, że ktoś spogląda na
szaleństwa tego świata pod innym kątem. Bardziej
humorystycznie.
Poczuł się zakłopotany. Dziewczyna dotarła niebez
piecznie blisko tych sfer jego życia wewnętrznego,
których istnienie sam sobie dopiero niedawno uświa
domił.
- Nie mówię o twoich komiksach, ale o tobie.
Sam do siebie podchodzisz z humorystycznym dys
tansem.
- A ty dystansujesz się ode mnie gniewem. Nie
wiem, dlaczego dzisiejszego ranka robisz co możesz, by
doprowadzić mnie do furii.
- Biedny Ryan! Jedyne, czego pragniesz, to zako
pać topór wojenny i żyć ze mną w przyjaźni. Cały czas
próbujesz sprzedać mi tę historyjkę. - Aleksa skrzyżo
wała ramiona i niewinnie wzniosła wzrok ku niebu.
- Naprawdę nie jestem taka głupia, by się na to
nabrać.
- Nie próbuję cię oszukiwać, chcę po prostu...
- Przecież ty zawsze tak postępujesz, prawda?
- W jej głosie brzmiało wyraźne oskarżenie. - Jesteś
jednym z tych nikczemników, którzy nie dotrzymują
zobowiązań. Kiedy uznałeś, że staliśmy się sobie zbyt
bliscy, porzuciłeś mnie i natychmiast otoczyłeś się
legionem innych kobiet. A teraz, kiedy jesteś zaręczony
i na horyzoncie rysuje się już małżeństwo, znowu
szukasz okazji, by mnie zwodzić.
- Nie zwodzę...
- Może jeszcze nie, ale masz na to chęć. - W oczach
Aleksy zamigotała furia. - Zauważyłam, jak dziś na
mnie patrzyłeś, i wiem, co to znaczy. Przez osiem
miesięcy znaliśmy się tak blisko, że teraz doskonale
odczytuję wszystkie twoje reakcje.
- A ja twoje, kochanie. - Ryan przeciągle wymówił
ostatnie słowo. - Chociaż przez cały czas twierdzisz, że
jesteś moim wrogiem, to każdym gestem oznajmiasz
coś wręcz przeciwnego. - Czuł się zawiedziony. Ich
rozmowy nie kleiły się zarówno dwa lata temu, jak
i dziś. Mówili sobie zbyt dużo lub zbyt mało albo po
prostu nie to, co trzeba. Za to doskonale porozumie
wali się bez słów.
- Nic podobnego - zawołała Aleksa, wzburzona
jego arogancją. - Traktuję cię wyłącznie jak wroga
i nikogo więcej. A jeśli nawet nim nie jesteś, nie
należę do kobiet, które interesują się cudzymi męż
czyznami!
- Wszystko, co mówisz, jest śmieszne! - wykrzyk
nął Ryan. - I bezpodstawne, bo...
- Chcę zejść! Natychmiast! - wrzasnęła rozkazują
cym tonem Emily.
Trudno było zignorować jej głos. Ryan machinalnie
sięgnął po małą i zdjął ją z karuzeli. Nie można
koncentrować się na sprzeczce, mając pod opieką
dwoje tak żywych maluchów, pomyślał i popatrzył na
Emily, która tymczasem zajęła się wraz z bratem
zrzucaniem z półki pluszowych zwierzątek.
- Ta mała bardzo przypomina Kelsey w jej wieku.
Taka bystra, żywa, zawsze w ruchu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]