[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- A gdzie kobiety? Jeszcze śpią?
Roześmiał się.
- Jedna kobieta podlewa na swoim balkonie czerwone
pelargonie. A wszędzie dookoła czuć zapach świeżego pie-
czywa.
- Mmm, cudownie... Chciałabym kiedyś to wszystko
zobaczyć.
- Zabiorę cię tam.
Usiadła gwałtownie, oczy jej zalśniły.
- Naprawdę?!
- Tak - odparł, chyba równie jak ona zaskoczony ła-
twością, z jaką złożył tę obietnicę.
Annie najchętniej chodziła z Basilem na spacery w te
okolice domu Thea, gdzie było najmniej nowoczesnych
budynków, za to stało sporo niedużych, dość wiekowych
domków z malutkimi ogródkami. Ich mieszkańcy wyda-
wali się ogromnie sympatyczni, często przesiadywali na
werandach, pozdrawiając przechodzącą Annie uśmiechem
i skinieniem głowy jak ludzie w Mirrabrook, dzięki czemu
czuła się prawie jak w domu.
W ten sposób poznała George'a.
Podczas jednego ze spacerów ujrzała miłego starszego
pana, który opierał się o furtkę swego ogródka, wygląda-
jąc na ulicę, jakby na kogoś czekał. Uśmiechnęła się i po-
wiedziała przyjaznie:
- Dzień dobry!
S
R
- Dzień dobry! - odparł, a wtedy dalmatyńczyk rzucił
się ku niemu w radosnych podskokach. Starszy pan pokle-
pał psa po kształtnym łbie. - Basil, witaj, staruszku!
- O, widzę, że to stara znajomość - zauważyła wesoło
Annie.
- Owszem. Jestem jego dziadkiem.
Annie zdębiała.
Widząc jej skonfundowaną minę, starszy pan się roze-
śmiał i wyjaśnił:
- Jestem George Grainger, ojciec Thea. A ty musisz być
Annie.
Wpatrywała się w niego ze zdumieniem. Nie przyszło
jej do głowy, że ojciec Thea może mieszkać tak blisko
nich.
- Słyszał pan o mnie?
- Oczywiście, moja droga. I od wnuka, i od syna.
Zaczęła dostrzegać wyrazne podobieństwo między ni-
mi trzema. George wydawał się najniższy, ponieważ przy-
garbił się z powodu wieku. Miał palce wykręcone artre-
tyzmem, pobrużdżoną twarz i zupełnie białe włosy, lecz
ukryte za okularami orzechowe oczy błyszczały równie jas-
no jak u Thea i Damiena.
Ciekawe, co mu o niej powiedzieli. I co musiał sobie
myśleć o kobiecie, która zamieszkała z jego synem, ledwie
go poznawszy.
- Pewnie zastanawiał się pan, czemu Damien wyprowa-
dził się od Thea... - zaczęła ostrożnie.
- Theo zajrzał tu w zeszłym tygodniu i wyjaśnił mi, co
zaszło. Oczywiście jego wersja różniła się trochę od wer-
sji, którą usłyszałem od wnuka. Cóż, musimy wszyscy po-
czekać, aż ten chłopak wydorośleje. Nie ma go zresztą, jest
S
R
teraz w pracy... - Ku zaskoczeniu Annie odsunął zasuwkę
i otworzył furtkę na oścież. - Może wejdziesz?
Basil już gwałtownie pchał się do środka, więc Annie
przyjęła zaproszenie.
- Widać, że lubi do pana przychodzić - zauważyła.
- Zatrudnia mnie do drapania za uszami. Zajmuję się
nim, gdy Theo wyjeżdża.
Annie poszła za Georgeem ocienioną ścieżką, która bie-
gła dookoła domku i prowadziła do uroczego ogródka wa-
rzywnego, gdzie na równiutkich grządkach pyszniły się do-
rodne pomidory, rozłożysta sałata i złocista kukurydza.
- Ależ tu u pana wszystko rośnie! - zawołała z niekłama-
nym podziwem. - W ogóle bardzo tu ładnie.
- To również dawny dom Thea, nie wiem, czy wspomi-
nał ci o tym.
-Nie.
- Spędził tu całe dzieciństwo i wczesną młodość, potem
studiował w Europie, a kiedy wrócił, kupił dom w sąsiedz-
twie, bo jego matka zachorowała i chciał być blisko nas. -
George milczał przez chwilę. - Umarła cztery lata temu.
- Tak mi przykro...
- Wejdziesz do środka? Może masz ochotę na coś zim-
nego do picia? - spytał, patrząc na nią prosząco.
Zrozumiała, że dokucza mu samotność. Nie mogła mu
odmówić.
- Dziękuję, chętnie. Nie zabawię jednak długo, jestem
umówiona.
Weszła z nim do uroczej niedużej kuchni i usiadła przy
drewnianym stole, pomalowanym na zielono. Podczas
gdy George nalewał lemoniadę, rozglądała się dookoła.
Oczyma wyobrazni widziała, jak mały Theo po zabawie
S
R
w ogródku wpada do środka jak bomba, oczywiście zapo-
minając o wytarciu butów, jak myszkuje po szafkach w po-
szukiwaniu ciasteczek lub konfitur. Ciekawe, czy któregoś
dnia uda jej się zobaczyć jego dawny pokój. Dałaby głowę,
że po nocach czytał pod kołdrą przy latarce.
Pan Grainger podał jej lemoniadę, usiadł wraz z nią
przy stole i poprosił, by mu opowiedziała o swoim życiu
na farmie. Nie minęło dziesięć minut, gdy Annie uświa-
domiła sobie ze zdumieniem, że w skrócie opowiedziała
mu o sobie prawie wszystko. Może to przez te orzechowe
oczy, tak samo mądre, jasne i przyjazne jak u syna... Do-
wiedział się więc o jej braciach, o śmierci ojca, o tym, jak
matka wróciła do rodzinnej Szkocji, o niezrealizowanych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]