[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oświadczynami Douga. Kiedy bohaterka roztrząsała kwestię, kto i dlaczego ją
prześladuje, Sasha opisywała własne wahania i lęki.
Najbardziej obawiała się sceny, która nieuchronnie się zbliżała, sceny
porwania. Bohaterka ma być porwana i żywcem pogrzebana w pudle wielkości
trumny. Z pudla odchodzi rurka, przez którą dociera powietrze. Oczywiście z
koszmaru ratuje bohaterkę jej ukochany i wszystko się dobrze skończy.
Nadal utrzymywała się ciepła pogoda. Sasha z Dougiem często chodzili na
spacery po plaży. Trzymając się za ręce, wędrowali przed siebie, w milczeniu
patrzyli na wodę i czekali na kolejne posunięcie
198
szaleńca. Znając zakończenie książki, Doug bał się spuścić Sashę z oczu na
dłużej niż kilka minut, a i to niechętnie.
Policjanci przesłuchali młodego człowieka z lodziarni. Okazało się, że
mieszka na stałym lądzie, a na wyspę dojeżdża. Tamtego dnia za ladą
towarzyszył mu mężczyzna w średnim wieku. Młodzieniec nie dopytywał,
kim tamten jest, po prostu uznał, że to wspólnik właściciela. Nigdy więcej go
nie widział.
Atmosfera niepewności coraz bardziej męczyła zakochanych. Oboje czuli się
bezsilni, zwłaszcza Doug złościł się, że nie może rozwiązać problemu. Chciał
wywiezć Sashę do Nowego Jorku albo w jakieś inne miejsce, gdzie nic by jej
nie groziło. Ale jak wyjaśniła policja, wyjazd niczego by nie rozwiązał;
przeciwnie, mógłby opóznić dochodzenie, a nawet narazić Sashę na jeszcze
większe niebezpieczeństwo. Przynajmniej wyspa ma niedużą populację i
łatwiej jest mieć wszystkich na oku. Zwłaszcza kilkunastu ekscentryków oraz
świeży przybysze znajdowali się pod stałą obserwacją.
W czwartek póznym popołudniem Doug wpadł do gabinetu Sashy.
- Chodz, mała. Ruszamy do miasta. Przyda nam się zmiana otoczenia, poza
tym lodówka jest prawie pusta.
- Sam jedz - mruknęła, nie odwracając się od komputera.
- Mowy nie ma. Nie zostawię cię samej w domu.
- Na miłość boską, Doug! - zirytowała się. - Nie jestem dzieckiem, którego
trzeba ciągle pilnować. - Z brodą wspartą na dłoni wpatrywała się tępo w pusty
ekran. - Nic złego mi się nie stanie.
199
Wszedł głębiej do pokoju.
- Jedziesz ze mną i już! - oznajmił z irytacją.
- Nie jadę.
- Sasho...
Posłała mu pełne złości spojrzenie.
- Cholera jasna, nie możesz mi rozkazywać! Mam tego dość! Czuję się jak
więzień, jakbym była w areszcie domowym! Wiesz, co ci powiem? Nie mogę
się doczekać, kiedy ten facet wykona kolejny ruch. Bo dłużej nie wytrzymam!
Doug zmrużył oczy.
- Tak bardzo cię męczy moje towarzystwo?
- Dobrze wiesz, że nie o to chodzi! Po prostu nie rozumiem, dlaczego nie
możemy przez godzinę być z dala od siebie. - Na moment zamilkła. - Nie jadę
do miasta. Koniec, kropka.
Zła na siebie za swój ton, za to, że jest taką niewdzięcznicą, bo przecież Doug
chce dla niej jak najlepiej, ponownie wbiła wzrok w ekran komputera.
Tydzień temu, ba, nawet jeszcze wczoraj, Doug przypuszczalnie okazałby
więcej zrozumienia. Ale przedłużający się stan niepewności sprawiał, że jego
również ogarniała coraz większa frustracja.
- W porządku. Nie chcesz, to nie. Do zobaczenia pózniej. Obróciwszy się na
pięcie, energicznym krokiem opuścił gabinet.
Przez moment Sasha siedziała bez ruchu. Dopiero gdy usłyszała trzask drzwi,
a potem pisk opon, chwyciła się za głowę. Jak mogła zachować się tak
okropnie wobec mężczyzny, którego kocha, a który tak wiele jest gotów dla
niej poświęcić? Wobec mężczyzny, który niczemu nie
200
zawinił? To ją, Sashę, ktoś próbuje skrzywdzić; to ona zalazła komuś za skórę.
A Doug cierpi nie za swoje grzechy.
Zirytowana, wstała od biurka, chwyciła kurtkę i wybiegłszy z domu,
skierowała się na plażę. Potrzebowała zmiany otoczenia. Wolałaby wycieczkę
do miasta w towarzystwie Douga, ale skoro nie potrafiła nad sobą zapanować,
musi zadowolić się spacerem. Kiedy wróci, przeprosi Douga za swój wybuch.
Przez cały dzień świeciło słońce. Teraz chyliło się już ku zachodowi, a na
niebie pojawiło się kilka rozproszonych chmur. O tej porze roku dni były
[ Pobierz całość w formacie PDF ]