[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nasze dziecko będzie miało dwoje kochających, troskliwych, szczęśliwych ro-
dziców.
- I pradziadków, wujka i ciocię. Raine! - Charlotte przypomniała sobie o Raine i
limuzynie, która zapewne czekała już na nią pod domem.
- Nie martw siÄ™ o mojÄ… siostrÄ™, zapomni o wszystkim, gdy podczas dzisiejszej
kolacji Kiefer wręczy jej pierścionek z całkiem okazałym brylantem.
Charlotte aż podskoczyła z radości. Wszystko układało się tak dobrze, a jeszcze
przed chwilą zdawało jej się, że nigdy już nie zazna szczęścia.
- A może i ty miałabyś ochotę na jakiś pierścionek? W sejfie mam masę rodowej
biżuterii. Na pewno znajdzie się coś odpowiedniego. - Alec ujął jej dłoń i delikatnie
pocałował serdeczny palec jej prawej ręki.
Tym razem Charlotte nawet nie starała się ukryć łez radości.
- Mówiłeś poważnie?
- O oświadczynach? Oczywiście! Tu i teraz. Natychmiast! To znaczy, jak tylko
znajdziemy jakiś pierścionek. - Alec spojrzał jej głęboko w oczy i dodał poważnie: -
Kocham ciebie i nasze dziecko. Muszę się pospieszyć, żebyś nie zmieniła zdania.
- Nie zmienię - odpowiedziała szczerze.
Pragnęła spędzić resztę życia właśnie tu, w jego ramionach.
W zacisznym zakątku ogrodu, wśród pnących róż i krzewów lawendy, dwie
piękne pary składały przysięgi małżeńskie w obecności księdza i dwojga świadków,
R
L
T
Cece i Jacka, oraz ich małego synka bawiącego się spokojnie na trawniku. W tak
skromnym gronie Alec i Charlotte oraz Raine i Kiefer wymienili ślubne obrączki.
Alec wsunął na palec swej szczęśliwej żony unikalną, kunsztownie grawerowaną złotą
obrączkę pasującą idealnie do starego rodowego pierścionka z brylantem, który poda-
rował jej tuż po oświadczynach. Gdy ksiądz ogłosił ich mężem i żoną i pozwolił pa-
nom młodym pocałować swe wybranki, Jack odkorkował najlepszego szampana z
piwnic Montcalmów.
- Witaj w rodzinie. - Jack napełnił kieliszek Aleca złocistym płynem. - Mam na-
dzieję, że mogę liczyć na upust za wynajem posiadłości?
- Upust? - Alec zdziwiony spojrzał na zebranych.
- Za najpiękniejsze na świecie panny młode! - Kiefer dostrzegł zakłopotanie
przyjaciela i wzniósł toast, by odwrócić uwagę zebranych od niezręcznej sytuacji.
Wszyscy zebrani unieśli kieliszki do ust i tylko Alec przyglądał się uważnie Jackowi.
- Nie będziecie nic płacić za wynajem domu - powiedział.
Jack zakrztusił się szampanem. - %7łartowałem - wymamrotał Jack poklepywany
po plecach przez Cece.
Charlotte spojrzała zdumiona na męża.
- Przecież są zniszczenia, ktoś musi za nie zapłacić.
Alec wzruszył lekceważąco ramionami i już miał coś powiedzieć, gdy w powie-
trzu rozległ się potworny huk. Znad basenu za domem doszły ich przerażone krzyki
ekipy. Bez zastanowienia pobiegli w kierunku hałasu. Ich oczom ukazał się przeraża-
jący widok. Stary dąb, na którym zamocowano reflektory, leżał teraz na ziemi, przy-
gniatając mały domek nad basenem, gdzie kręcono ostatnią kluczową scenę filmu. Na
szczęście wszyscy zdołali uciec na czas i przyglądali się zszokowani reżyserowi, który
w panice biegał wokół powalonego drzewa, próbując ratować roztrzaskany sprzęt. W
pewnej chwili David poślizgnął się na brzegu basenu i runął jak długi do wody. Alec
objął Charlotte i popijając szampana, skinął z uznaniem głową.
- Niezły ubaw.
Charlotte odetchnęła z ulgą, przytuliła się do męża i szepnęła:
R
L
T
- Witaj w rodzinie, najdroższy.
Alec złożył na jej ustach przeciągły pocałunek. Smakował szampanem, którego
bąbelki łaskotały słodko jej język i stanowiły kuszącą zapowiedz nocy poślubnej.
R
L
T
[ Pobierz całość w formacie PDF ]