[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Czuła emanujący z niego gniew. Diaz wszedł do mieszkania i skrzywił
się z niesmakiem na widok nieuporządkowanego stołu.
– Intymny obiadek – zauważył głosem bez wyrazu. Przeszedł do sypialni
i zobaczył niepościelone łóżko. – A potem zapewne wspaniałe zakończenie
dnia? Mam nadzieję, Rhianno, że nie zamierzałaś mnie zaprosić do tego
samego łóżka?
– To nie tak jak myślisz...
90
– Czy powiedziałaś mu, że ja również ciebie pragnę? – Potrząsnął głową.
– Powinnaś była rzucić go dla mnie, kochanie. Jestem bardzo bogaty i byłem
gotów wiele zapłacić za rozkosz z tobą. Wystarczyłoby na utrzymanie, kiedy
uschną inne możliwości zarobkowania. – Po chwili dodał bezlitośnie: –
Wykorzystałaś mnie. Tak samo jak kiedyś twoja matka mojego ojca. –
Parsknął urywanym, pozbawionym wesołości śmiechem.
– Idealna para, matka i córka, takie same egoistki, wyciągające pazerne
łapki po mężczyzn innych kobiet. I ja dałem się na to złapać! Tym razem ofiarą
oszustwa padła Carrie. Udajesz jej przyjaciółkę, a jednocześnie próbujesz jej
odebrać narzeczonego. Powinienem pamiętać, że jesteś aktorką, potrafisz
oszukiwać. W życiu wychodzi ci to nawet lepiej niż na ekranie.
Rhianna miała w torebce rachunek z hotelu za nocleg oraz czekoladę na
gorąco, którą zamówiła rano do pokoju. Wystarczyło mu go pokazać, aby
odeprzeć niesprawiedliwe zarzuty. Ale na tym by się nie skończyło. Ponieważ
jeżeli to nie ona spędziła tę noc z Simonem, to zrobił to, oczywiście, ktoś inny.
I Diaz chciałby wiedzieć kto.
– Powiesz Carrie? – To było dla niej teraz najważniejsze.
– Nie – odparł. Ponad ramieniem Rhianny spostrzegł zaproszenie na ślub.
Podszedł szybko i podarł je na drobne kawałki. – Nie pojedziesz na ten ślub –
oznajmił głosem zimnym i twardym jak stal.
– Rozumiesz? Masz się trzymać z dala od mojego domu i mojej rodziny.
Szczególnie od Carrie. Wasza przyjaźń właśnie się skończyła. Trzymaj buzię
na kłódkę, Rhianno, bo pożałujesz. I nie mów potem, że nie zostałaś
ostrzeżona.
A teraz znowu się spotkali i wszystko wskazywało na to, że gorzko tego
pożałuje.
91
Poddała swą jedyną, ostateczną linię obrony – fizyczną niewinność –
wtedy, kiedy nie miało to już znaczenia. Jak na ironię. Bo przecież ich
problemy wcale się nie skończyły. Nadal nie mieli z Diazem przed sobą
przyszłości.
Westchnęła i wstała z kanapy. Wkrótce, może za dzień czy dwa, rozstaną
się na zawsze. Odejdzie od niego, nie oglądając się za siebie, żeby nie
zorientował się, jak wiele ją to kosztowało.
Diaz siedział przy stole wpatrzony w morze, ale uprzejmie wstał na jej
powitanie. Musiała zmobilizować całą odwagę, żeby do niego podejść. Usiadła
i przyjęła szklaneczkę schłodzonej sangrii. Chciała się znieczulić. Zapaść w
sen i obudzić się dopiero w Londynie, już po wszystkim. I zacząć
odbudowywać swoje życie, planować jakąś przyszłość, znaleźć nowe marzenia
– jeśli to w ogóle możliwe...
– Co będzie rano? – zapytała. – Kiedy już wpłyniemy do Puerto
Caravejo?
– Chciałbym ci pokazać swój dom.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]