[ Pobierz całość w formacie PDF ]
82
przerażenie i rzucił się do ucieczki, i koło browaru padł przed ojcem na kolana, że
będzie już grzeczny, i pocałował tatusia w rękę, i zmieniony nie do poznania wró-
cił do domu, bo nikt nie wiedział, że Owczy Król to właściwie dobry człowiek.
Widziałem to spośród liści dzikiego bzu, owce dotykały go jak szprychy osi
i wokół panowała cisza, jakby wszystko skamieniało. A ja wisząc na jednej rę-
ce wśród gałęzi, drugą rozgarniałem lekko listowie i patrzyłem na tę betlejemską
szopkę. A potem Owczy Król podniósł się, podszedł do pompy i zaczął pompo-
wać świeżą wodę do koryta, i owce piły, potem wszedł do domostwa i wrócił
z krzynówkiem, i rozdawał z niego jabłka i ziemniaki. W końcu przyniósł ogrom-
ny bochen, pokrajał go na kromki i każda owieczka dostała posypany solą kawa-
łek chleba. Po podwórzu przebiegały cienie, gospodarz zapalił świeczkę w latarni
i nagle omal nie spadłem z konarów dzikiego bzu: całe domostwo jakby wes-
tchnęło, belki trzasnęły i dach osiadł. Ale Owczy Król wszedł z latarnią do sieni,
owce zaś szły za nim, przyświecał im, a one jedna za drugą weszły do sieni, a za
nimi zaś sam gospodarz ze światłem; przez chwilę było ciemno, po chwili jednak
rozbłysły słabo okienka. Panowała cisza, gdzieś w ścianach domu osypywał się
piasek, belki stęknęły, siedziałem w gałęziach dzikiego bzu, oparty o rozpadający
siÄ™ kamienny murek.
Wiedziałem, że muszę znalezć w sobie dość siły, żeby odważyć się podejść
bliżej i zobaczyć, jak Owczy Król mieszka. Ostrożnie postawiłem nogę na rojni-
ku, próbowałem murku, jakbym badał, czy lód mnie utrzyma. Odsunąłem gałązki
bzu, drugą nogą wymacałem dyszel wozu drabiniastego, po czym zeskoczyłem na
ziemię. Na palcach podszedłem do okienka, serce waliło mi w piersiach jak mło-
tem i przytrzymując się ściany, jednym okiem spojrzałem w głąb niskiego pokoju
z belkami, na jednej wisiała na haku latarnia, aż do wysokości okien pokój pełen
był gnoju, który przykrywała z wierzchu słoma, a na niej spoczywały zwinięte
owce. Owczy Król leżał na szynelu i wpatrywał się w sufit, żuł zdzbło słomy
i miał szeroko rozrzucone nogi. W kącie stał kaflowy piec, rury były wyrwane
z komina, a na płycie leżał baran. W suficie otwierała się ogromna dziura, pod
którą ułożono na podłodze czarne kamienie, pośrodku paleniska stał trójnóg, a na
nim wisiał kociołek. Zwinięte owce leżały wokół swojego pasterza i spały, gnój
był zaparzony i dym płynął pod sufit, i poprzez otwartą dziurę unosił się ponad
załamany dach. A ja wiedziałem, że każde krnąbrne dziecko, które tatuś dopro-
wadził w ciemną noc aż pod furtkę, każde, które miało iść na służbę do Owczego
Króla, miałoby piątkę ze sprawowania, gdyby tylko zajrzało do pokoju, w którym
mieszkał wraz z owcami Owczy Król.
Nazajutrz aż do szkoły dotarła wiadomość, że przy drodze za browarem leży
nieżywy Owczy Król. Autobus przejechał mu na śmierć najulubieńszą owiecz-
kę i Król, widząc to, zmarł na atak serca. Wybiegłem ze szkoły, pan kierownik
krzyczał za mną, żebym natychmiast wracał, ale ja już biegłem przez most, nie
zwalniając ani na chwilę biegiem aż do browaru.
83
Zobaczyłem to już z daleka. Na drodze stał autobus, wachmistrz policji pisał
raport, za autobusem leżała przejechana owca, w rowie, wciąż jeszcze w swoim
długim szynelu, leżał na wznak Owczy Król, wąsy zjeżyły mu się z przerażenia
i sterczały w niebo jak miotły. Owieczki otaczały Króla kręgiem i lizały mu ręce.
Potem przyjechał lekarz powiatowy i wachmistrz policji poprosił go, żeby obej-
rzał pasterza, czy można by jeszcze coś dla niego zrobić. Policjant musiał w koń-
cu płazem szabli rozpędzić owce. Pan doktor rozpiął płaszcz, ale nagle się cofnął.
Owczy Król miał rozchełstaną brudną koszulę, pod tą koszulą jednak piętrzyły
się warstwy podkoszulków i koszul. Właśnie przejeżdżał na rowerze pan Praus,
mistrz blacharski, z narzędziami, wachmistrz policji poprosił go o pożyczenie no-
życ do cięcia blachy. Pochylił się nad Owczym Królem i przeciął wszystkie te
nawarstwione na sobie i zlepione potem koszule i podkoszulki, po czym ujÄ…Å‚ tÄ™
warstwę, pod którą znajdowało się serce, i musiał ją oderwać wraz z włosami,
a koszule i podkoszulki zwinęły się jak papa. Potem lekarz powiatowy włożył so-
bie wężyki do uszu, pochylił się, a kiedy się uniósł, okazało się, że to prawda.
Owczy Król był urzędowo nieżywy. Owieczki wiedziały o tym, stały ze zwieszo-
nymi łebkami i drżały. Po chwili przyszedł ktoś i narzucił na umarłego koc. Auto-
bus i lekarz powiatowy odjechali, wachmistrz policji zwrócił blacharzowi nożyce
do cięcia blachy i obaj z panem Prausem odjechali na rowerach. Pózniej zjawił
się człowiek, który biczem pognał owce po drodze aż do ostatniego domostwa,
otworzył furtkę i zapędził je na podwórko Owczego Króla.
Nazajutrz, kiedy Owczy Król leżał już w trumnie w kostnicy, przyjechali rzez-
nicy. Patrzyłem, jak siłą wyważyli wrota i wjechali samochodem na podwórze.
Z szopy przynieśli kozioł do rżnięcia drzewa, ułożyli jedną obok drugiej dwie
deski, a potem wyprowadzali jedna po drugiej owieczki i zarzynali je. A każda
owieczka, zobaczywszy rzezników, sama podbiegała, kładli ją na grzbiecie mię-
dzy te dwie deski na kozle do rżnięcia drzewa, owieczka sama wyciągała szyję
i błyskał nóż, i tryskała krew. Za ostatnią owcą wybiegło jagniątko. Kiedy owcę
położono na grzbiecie, to jagnię wspięło się i zaczęło ssać. Ale rzeznicy jednym
pociągnięciem ostrego noża poderżnęli gardło także i tej ostatniej owcy. A jagnię
nadal ssało. Jeden z rzezników pochylił się i chciał zarżnąć również i to jagniątko,
ale drugi rzeznik powiedział:
To sobie zostawimy, to baranek, wezmiemy go ze sobÄ….
A potem energicznie zabrali się do patroszenia owiec. Jagnię biegło za nimi.
W końcu otwarli burty, wrzucili owce na wyłożoną blachą skrzynię samocho-
du, wskoczyli do szoferki, wzięli to jagnię między siebie i odjechali.
A ja powróciłem do browaru i dopiero teraz zobaczyłem na własne oczy, dla-
czego Jezus powtarzał nieustannie przypowieści o owcach i baranku bożym. I ła-
małem sobie głowę: po co im tam w holeszowickiej rzezni jagnię?
Owczego Króla pochowano. Na jego pogrzeb przybyło nas tylko trzech: ja,
brat Króla i grabarz. Jesienią, kiedy zaczęły się ulewy, całe domostwo Owcze-
84
go Króla zwaliło się i rozsypało w gruzy. A o Owczym Królu tylko ja z całego
miasteczka potrafiłem tak pięknie opowiadać. Potem nadeszło lato i do naszego
browaru przyjechał w odwiedziny pan Rybin, rzeznik z holeszowickiej rzezni,
przyjechał w odwiedziny do mistrza bednarskiego, a ja oprowadzałem go po bro-
warze. Była niedziela, pokazałem mu słodownię i warzelnię, otworzyłem nawet
żelazne drzwiczki lodowni, gdzie piętrzyła się wysoka na osiem pięter góra lodu,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]