[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dzisiaj kierowcą. Nie bardzo mu się to uśmiechało,
trudno odmówić sobie przy takiej okazji choćby lampki
wina, ale był pełen dobrej woli. Tej nocy było im ze sobą
tak dobrze, iż uwierzył, że mogą jeszcze być blisko.
Patrzył z podziwem na Grażynę, wychodzącą z domu.
Szczęśliwiec ze mnie - przemknęło mu przez głowę.
Ogarnął wzrokiem swoje królestwo, po drugiej stronie
ogrodzenia dostrzegł jeszcze młodszego syna, jak szeptał
coÅ› do ucha Krzysiowi. Ach, te ich malutkie sekrety -
uśmiechnął się pobłażliwie, otwierając przed żoną drzwi-
czki.
Michał namawiał Krzysia na strych. Był tam tylko raz,
ale zostały mu w pamięci stare zakurzone meble, sterty
gazet i książek, puste złocone ramy. U nich w domu nie
było takiego pomieszczenia, a Krzyś miał aż dwa: piwni-
cę i strych, ale strych podobał się Miśkowi bardziej.
Posiedzcie lepiej w ogródku... namawiała mama
Krzysia, ale obiecali, że idą na górę tylko na piętnaście
minut, a potem będą bawić się na powietrzu.
Tato Krzysia piekł na grillu kiełbaski i Michałek, mi-
mo że dopiero zjadł obiad, poczuł, że skusi się na jedną,
kiedy już będzie po wszystkim.
Masz zapałki? - szepnął, kiedy wspinali się na górę
stromymi schodami.
Zapalniczkę... - Krzyś był nie mniej przejęty od
przyjaciela.
Zwiatło strychu było przyćmione, słaba żarówka po-
zwalała dojrzeć tylko przedmioty zgromadzone na środ-
ku. Michał wymyślił dokładnie, jak to ma być. Usiądą
w pluszowych fotelach, a za popielniczkę posłuży im
kubeczek, który postawią na skrzyni. Chciał, żeby to był
68
ceremoniał. Za długo podglądał Jacka, za dużo sobie
wyobrażał, żeby teraz wypalić drogocennego skręta po-
spiesznie gdzieś w kącie. Przypomniał mu się stary film,
na którym dwóch panów siedziało w głębokich fotelach,
palÄ…c cygara.
Mieli jednego skręta na spółkę, postanowili rzucać
monetą, który wypali pierwszą połowę.
- Najpierw musimy trochę posprzątać... - postanowił
Michał, zgarniając z foteli stare zasłony i ozdobny gruby
sznur zakończony frędzlami.
- Ukradłeś go? - Krzyś przyglądał się ze wszystkich
stron ich przedmiotowi pożądania.
- Ja nie kradnę - oburzył się Misiek. Zabrzmiał mu
nagle w uszach własny szept: Jestem jak ta mysz, bra-
cie..." i nieruchomy wzrok Jacka utkwiony w nim w pół-
mroku. - Jacek sam mi dał...
To kłamstwo sprawiło mu nieoczekiwaną przyje-
mność. Prawie w nie uwierzył.
- Coś ty... - zdziwił się Krzyś. - Mój orzeł... - zdecy-
dował, rzucając złotówkę.
Stuknęli się głowami, pochyleni nad skrzynią. Resz-
ka...
Michał wziął skręta między palce, usiadł w fotelu,
a Krzyś podał mu ogień. Pierwszy wdech wcisnął go
głębiej w fotel, wszystko zawirowało mu przed oczami.
Był znów z Jackiem w zoo. Zwierzęta zgodnie brodziły
po kolana w zeschłych tlących się liściach. Nie było krat
ani ludzi, tylko zwierzęta i ptaki. Przechadzały się wolno
strusie i kozy, tygrysy i antylopy, słonie i żyrafy. Chciał-
bym mieć taką szyję" - Przypomniał mu się własny głos
z przeszłości.
- Jaką? - usłyszał Krzysia.
Skąd on się tu wziął - zdziwił się. Nagle zachciało mu
się śmiać, wyobraził sobie siebie, jak kroczy obok najwyż-
szej żyrafy, z głową uniesioną wysoko nad drzewami.
69
- To łatwe... - chichotał, krztusząc się trochę z rado-
ści, a trochę z dymu. - Mogę mieć szyję jak żyrafa albo
jeszcze dłuższą... To łatwe...
- Co ty gadasz? - Krzyś przyglądał się z niedowierza-
niem, jak Michał podnosi się z fotela.
%7łyrafy były tuż obok. Widział ich aksamitne szyje,
obracał w rękach złocisty sznur, łaskotał je frędzlami,
a one się śmiały. Pierwszy raz widział śmiejące się żyrafy.
Chciał o tym powiedzieć Krzysiowi, ale nie mógł. Słowa
wracały do niego, rozpadały się na litery, fruwały dookoła
jak dziwne motyle.
Pokażę mu, jak to się robi - przemknęło przez głowę
Michała, zawiązał sznur wokół szyi, wystarczy zahaczyć
go o hak od żyrandola, stopa ugrzęzła mu w fotelu...
Krzyk Krzysia przestraszył żyrafy, przestały się śmiać,
zaraz uciekną - pomyślał i ruszył za nimi.
CZZ DRUGA
Z %7Å‚YCIA KRETÓW
HAIKU 1
Robiłem zdjęcia
pustej trawy.
Huczały organy.
- Zabiłeś swojego brata - mówi ojciec.
Jego głos jest beznamiętny. Jakby stwierdzał, że trzeba
posprzątać garaż. Co ty pieprzysz! - mam ochotę wrzas-
nąć, ale nie mówię nic. Nie pamiętam, czy od chwili
pogrzebu odezwałem się jednym słowem. I mam uczu-
cie, że nie ma już o czym mówić. I nigdy nie będzie. Bo
słowa nie mogą wyrazić pustki. Im jest ich więcej, tym
bardziej kłamią.
Po powrocie z cmentarza zamknÄ…Å‚em siÄ™ w swoim
pokoju. Siedziałem przy oknie, gapiąc się na trawnik.
Pięknie wystrzyżony. Robiłem zdjęcia tej pustej trawy,
przesuwając po niej obiektywem, aż trafiłem na mały
kopczyk. I wtedy rozpłakałem się po raz pierwszy.
Na pogrzebie było za dużo łez, płakali wszyscy, starsi
i młodsi, było kilkoro dzieci z klasy Miśka z nauczyciel-
ką, zastanawiałem się, dlaczego nie przyszli wszyscy.
Może ktoś tam wymyślił, że dzieci nie powinny stykać się
ze śmiercią. %7łe to może fatalnie wpłynąć na ich psychikę.
%7łe mogą zacząć zadawać niewygodne pytania. Niewy-
godne, ponieważ nikt nie będzie umiał udzielić na nie
odpowiedzi.
Krzysia na pogrzebie nie było. Była jego matka, z twa-
rzą obrzmiałą od łez. To ona pobiegła na górę, słysząc
73
krzyk. To ona zdjęła z szyi Miśka sznur. Może wyrzuca
sobie teraz, że biegła zbyt wolno? A może to, że pozwo-
liła dzieciom bawić się na strychu? Aapałem jej pełne
nienawiści spojrzenia.
Dlaczego mi to zrobiłeś - myślałem, patrząc na małą
trumnę. Stałem przed nią razem z rodzicami, wszystko
wydawało mi się nierealne, takie rzeczy zdarzają się tylko
na filmach, i to nie najlepszych. Ksiądz coś tam mówił,
klękałem i podnosiłem się, huczały organy, jakaś kobieta
śpiewała.
Jedyną osobą, którą czułem blisko siebie, była babcia.
Wyjechała zaraz po pogrzebie, nie chciała nawet przeno-
cować.
A teraz pakowała się Natka.
- Mam nadzieję, że pani wróci... - Mama stała
w progu, cała w czerni, z nieodłącznym papierosem
w dłoni. - Będzie teraz mniej pracy... - Głos nagle jej się
załamał i pewnie to sprawiło, że Natasza podbiegła do
niej i przytuliła ją do siebie. Trwały tak przez chwilę,
splecione w uścisku, jak najlepsze przyjaciółki. Nie wie-
działy, że na nie patrzę.
- Nie wiem... - powiedziała Natasza, wycierając oczy.
Czułem, że nigdy już jej nie zobaczę i chciałem, aby tak
właśnie się stało. Patrzyła na mnie jak przez szybę, tylko
jej usta zaciskały się w cieniutką kreseczkę.
Grażyna usiadła w fotelu, skubiąc ze spódnicy niewi-
dzialne pyłki. Nie pamiętam, żeby kiedyś wyglądała tak
bezradnie. Ojciec próbował poratować się drinkiem, ale
tak drżały mu ręce, że nie mógł wcelować do kieliszka.
Miałem uczucie, że to wszystko rozgrywa się gdzieś
daleko ode mnie. %7łe to rzeczywistość równoległa. Mę-
czący sen, z którego wystarczy się obudzić.
- Proszę się jeszcze zastanowić... dam pani podwyż-
kę... pięćdziesiąt dolarów... - Matce udało się już zapa-
nować nad głosem.
74
Natasza zastygła w bezruchu, a potem wzruszyła ra-
mionami.
- Napliewać! - rzuciła z nagłym gniewem. - Nigdy
już nie zostawię mojego Saszki! Nie nacieszyłam się nim
jeszcze. Zawsze myślałam, że mam czas. Ale teraz już
wiem. Nie wolno niczego, co ważne, odkładać na pózniej.
Nie zdążyłem przeprosić Miśka - pomyślało mi się.
I już nigdy...
Ostateczność słowa nigdy" dotarła do mnie po raz
pierwszy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]