[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zakłopotana i nieszczęśliwa, gdzieś w cieniu. Przez cały miesiąc obmyślał, jak ją przekonać, by
powróciła do niego, jak ma zmienić życie w Newbury, by było dla niej mniej zniechęcające. Lub,
gdyby to zawiodło, próbował wymyślić, jaki rodzaj życia i otoczenia pasowałby do młodej kobiety,
która do tej pory pędziła wędrowny tryb życia z dala od Anglii. Postanowił, że gdzieś znajdzie dla
niej odpowiednie miejsce. Marzył, że ją uratuje, przedkładając jej szczęście nad własne, czyniąc
wszystko dla jej dobra.
Tymczasem Elizabeth i Lily robiły to, czego nigdy nie brał pod uwagę, co więcej, spuścił
ten obowiązek na barki matki. A tymczasem Lily przy pomocy jego ciotki stała się damą.
Na pewno nie jest szczęśliwa, pomyślał, patrząc na nią smutno, gdy tańczyła. Czy mogłaby?
Gdzie podziała się Lily, ta szczęśliwa marzycielska wróżka, której widok zawsze podnosił go na
duchu i to jeszcze zanim się w niej zakochał? Długowłosa nimfa z bosymi stopami, siedząca na
skale w Portugalii, przyglądająca się ptakowi krążącemu nad głową i marząca o tym, by unosić się
na wietrze. Piękna czarodziejka, stojąca nad jeziorkiem u stóp wodospadu, mówiąca mu, że nie
tylko obserwuje wszystko wokół ale jest tym wszystkim?
Stała się wykwintną, elegancką, ponętną damą, tańczyła kadryla na balu?, śmietanki
towarzyskiej w Londynie, uśmiechała się wdzięcznie do Freddiego Farnhope'a.
- Na Jowisza, Elizabeth - powiedział Joseph, patrząc znów przez monokl. - Cóż za
niezwykła piękność. Jaka przemiana!
- Tylko dla oczu przyzwyczajonych do balowych ślicznotek, Joe - Neville odezwał się
bardziej do siebie niż do kuzyna. - Zawsze była niezwykłą pięknością.
- Neville, chciałabym, byś towarzyszył mi do bufetu.
Podał ciotce ramię i poprowadził do drzwi.
- Luiz może być zadowolona - odezwała się, kiedy znalezli się w spokojnym miejscu poza
salą balową. - Ma w tym roku więcej gości niż zazwyczaj. A może po prostu więcej osób tłoczy się
w sali balowej, zamiast w sali do kart lub w salonie.
- Elizabeth, dlaczego to robisz? - spytał. - Dlaczego próbujesz zmieniać Lily? Lubiłem ją
taką, jaka była.
- W takim razie byłeś bardzo samolubny - odparła. - Tak, do bufetu idzie się tędy. Muszę się
napić lemoniady.
- Samolubny? - Zmarszczył brwi.
- Oczywiście - odpowiedziała. - Może Lily wcale nie czuła się szczęśliwa taka, jaką była.
Kiedy ktoś się uczy, dodaje tylko wiedzę i umiejętności to tego, kim już jest. Wzbogaca swoje
życie. Dojrzewa. Nie zmienia się od podstaw. Ja też lubiłam dawną Lily. Lubię ją taką, jaka jest
teraz. Nadal jest to ta sama Lily i taka pozostanie.
- Nie cierpiała pobytu w Newbury Abbey, chociaż wszyscy starali się okazywać jej
uprzejmość - powiedział. - Nawet mama była dla niej miła, kiedy udało jej się otrząsnąć z
zaskoczenia. Przygotowała się nawet, by przejąć część obowiązków hrabiny z ramion Lily. Ale Lily
mimo wszystko nie lubiła tam być. Na pewno jej się to teraz też nie podoba. Nie chciałbym,
Elizabeth, by była nieszczęśliwa lub zmuszona do bycia tym, kim nie chce być. Umieszczę ją w
jakimś miejscu, może gdzieś na wsi, gdzie będzie mogła wieść spokojne życie.
- Może właśnie to kiedyś sobie wybierze - rzekła Elizabeth. - A może nie. Może zdecyduje
się pracować, może nawet zostanie moją stałą damą do towarzystwa. A może poślubi kogoś, mimo
że nie ma pieniędzy. Wielu mężczyzn tego wieczoru wydaje się być pod jej urokiem.
- Nigdy za nikogo nie wyjdzie - wycedził przez zęby. - Jest moją żoną.
- A ty z pewnością wyzwiesz na pistolety każdego mężczyznę, który by to kwestionował -
powiedziała wesoło, kiedy dotarli do sali bufetowej. - Podaj mi łaskawie lemoniadę, Neville.
Uśmiechnęła się, kiedy wrócił do niej ze szklanką.
- Dziękuję - powiedziała. Potem wróciła do rozmowy. - Rzecz w tym, że Lily ma
dwadzieścia lat Za dwa miesiące będzie pełnoletnia. Może wreszcie zaczniesz brać pod uwagę nie
to, co ty byś chciał dla jej przyszłości, ale to, czego ona by sobie życzyła.
- Chciałbym, by była szczęśliwa. Szkoda, że nie znałaś jej w Portugalii, Elizabeth. Mimo
warunków życia była najszczęśliwszą, najbardziej pogodną osobą, jaką kiedykolwiek znałem.
Chciałbym, by znów mogła żyć prostym życiem.
- Ale to niemożliwe. Nie tylko z tego powodu, że wcale nie masz wpływu na jej poczynania.
Wiele się zdarzyło w jej życiu - śmierć ojca, małżeństwo z tobą, niewola, powrót do Anglii i
wszystko to, co stało się od tego czasu. Nie może wrócić do przeszłości. Pozwól, by poszła
naprzód, znalazła swoją drogę.
- Swoją drogę. - Jego głos zabrzmiał bardziej gorzko, niż by sobie życzył. - Beze mnie.
- Swoją drogę - powtórzyła. - Z tobą lub bez ciebie. Ach, właśnie idą ku nam Hanna Quisley
i George Carson.
Neville odwrócił się, uśmiechając się do nich uprzejmie.
19
Książę Portfrey nie miał w zwyczaju zaszczycać swoją obecnością modnych balów podczas
sezonu. Nie prowadził bynajmniej pustelniczego trybu życia, ale bale, jak lubił mawiać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]