[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wasza wysokość?
Postanowił zaryzykować i traktować kota jak kogoś równego sobie, więc po prostu
zaproponował:
- Chcesz wejść? - i cofnął się; nawet nie zdał sobie sprawy, że ukłonił się przy
tym lekko.
Kao K'o-Kung stanął w progu i uważnie rozejrzał się, nim przyjął zaproszenie.
Potrwało to chwilę. Następnie wyniosłym krokiem przeszedł przez czerwony dywan i
dokonał rutynowej inspekcji kominka, popielniczki, resztek sera oraz krakersów na
stole, obwąchał sztruksową marynarkę Qwillerana powieszoną na oparciu krzesła,
książkę o sztuce współczesnej, następnie zaś zbadał niezidentyfikowaną, a przy tym
prawie niewidoczną plamkę na podłodze. Wreszcie, wyraznie usatysfakcjonowany,
wybrał sobie miejsce pośrodku dywanu - w starannie wyliczonej odległości od
gazowego ognia - i wyciÄ…gnÄ…Å‚ siÄ™ w lwiej pozie.
- Czy mogę czymś służyć? - spytał Qwilleran.
Kot nie odpowiedział, tylko popatrzył na niego, mrużąc oczy, co chyba było
wyrazem zadowolenia.
- Koko, piękny z ciebie kot - rzekł Qwilleran. - Czuj się jak u siebie w domu. Nie
będzie ci przeszkadzało, jeżeli wrócę do mojej lektury?
Kao K'o-Kung został w gościnie pół godziny. Qwilleran delektował się zaistniałą
harmonią - człowiek, fajka, książka, luksusowy kot - i był rozczarowany, kiedy gość
wstał, przeciągnął się, ostrym głosem mruknął coś na pożegnanie, a następnie wrócił
na górę, do swojego mieszkania.
Qwilleran spędził resztę weekendu, rozmyślając z przyjemnością o czekającym
go w poniedziałek wspólnym lunchu z Sandrą Halapay. Zamierzał obejść trudności,
jakie wynikły podczas przeprowadzania wywiadu z jej mężem, pisząc artykuł o Calu
Halapayu widzianym oczami rodziny i przyjaciół". Sandy mogła skierować go do
odpowiednich ludzi, obiecała też, że przyniesie prywatne zdjęcia męża, uczącego
dzieci jazdy na nartach, karmiÄ…cego indyki na farmie w Oregonie i tresujÄ…cego swoje
kerry blue do wykonywania komendy siad".
Przez całą niedzielę Qwilleran czuł, jak jego wąsy wysyłają mu jakieś sygnały - a
może po prostu należało je przyciąć. Mimo to miał przeczucie, że w nadchodzącym
tygodniu wiele się zdarzy. Dobrego czy złego? O tym wąsy go nie informowały.
A potem nadszedł poniedziałek, a wraz z nim niespodziewana przesyłka z góry.
Qwilleran ubierał się i starał się wybrać krawat, który przypadłby Sandy do
gustu (w końcu zdecydował się na błękitnozielony wełniany tartan rodem ze Szkocji),
kiedy nagle wzrok jego padł na złożoną kartkę papieru wetkniętą pod drzwi.
Podniósł ją. Pismo było koślawe, jak dziecięce bazgrały, a wiadomość nader
zwięzła:
Panie Q. Proszę o dost. taśm dla A. R. Pozdr. GBM".
Qwilleran nie widział swego gospodarza od piątku wieczorem. Przytaszczył
wówczas swoje dwie walizy z hotelu i zapłacił miesięczny czynsz. W skrytości liczył
trochę, że Mountclemens zaprosi go na niedzielne śniadanie - na przykład jajka
sadzone na grzance z szynką lub omlet z kurzymi wątróbkami, ale nic z tego.
Najwyrazniej w tym domu tylko kot był w miarę towarzyski.
Przeczytawszy notkę, Qwilleran otworzył drzwi i znalazł szpule taśmy leżące na
podłodze. Dostarczył je Archowi Rikerowi, ale ta prośba wydała mu się dziwna, a
przede wszystkim niepotrzebna. Daily Fluxion" dysponowała całą rzeszą posłańców,
którzy przez większość czasu nudzili się setnie i zabawiali wysoce intelektualną grą
polegajÄ…cÄ… na rzucaniu monetami do celu.
- Robisz jakieś postępy w sprawie Halapaya? - spytał Arch.
- Jestem dziś umówiony z panią Halapay na lunch. Czy Fluxion" zechce
pokryć koszty?
- Pewnie, od paru dolców nie zbiednieją.
- Mógłbyś mi polecić jakąś sympatyczną knajpę?
- Najlepiej zapytaj o to wiecznie głodnych fotografów. Oni najczęściej
korzystają z posiłków na koszt firmy.
W dziale fotografii Qwilleran zastał sześć par stóp opartych o biurka, stoły,
kosze na śmieci i szafki - w oczekiwaniu na zlecenie, suszące się odbitki lub brzęczyk
sygnalizujący, że pora zajrzeć do ciemni.
- Gdzie najlepiej zabrać kogoś na lunch, żeby przeprowadzić wywiad? - spytał.
- A kto płaci?
- Fluxion".
- Do SiedzÄ…cego Byka" - odpowiedzieli fotografowie unisono.
- Kotlet z polędwicy wolowej waży tam pół kilo - zapewnił jeden z nich.
- Kawałki sernika są grubości dziesięciu centymetrów.
- A befsztyki baranie są długości mojego buta. Qwilleran uznał, że brzmi to
obiecujÄ…co.
Restauracja Siedzący Byk" znajdowała się w dzielnicy, gdzie skupiły się
masarnie i zakłady konfekcjonujące żywność. W sali jadalnej sączący się z kuchni
zapach walczył o lepsze z dymem cygar.
- Ojejku, jakie fajne miejsce - pisnęła Sandy Halapay. - Zwietny pomysł, żeby
mnie tu przyprowadzić. Tylu mężczyzn! Uwielbiam mężczyzn.
Mężczyzni również darzyli Sandy stosowną atencją. Jej czerwony kapelusz
przyozdobiony dumnie sterczącym czarnym kogucim ogonem wzbudzał powszechne
zainteresowanie. Zamówiła ostrygi, ale nie mieli ich w jadłospisie, więc zadowoliła się
szampanem. Z każdym łykiem jej śmiech brzmiał coraz piskliwiej, odbijając się echem
od aseptycznych, wyłożonych białymi kafelkami ścian lokalu, a entuzjazm widowni
narastał.
- Jim, kochany, musisz polecieć ze mną na Karaiby w przyszłym tygodniu,
kiedy Cal pojedzie do Europy. Będę miała samolot do mojej wyłącznej dyspozycji.
Fajnie by było, nie?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]