[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zaskoczył ją, udzielając jej pociechy. Była wściekła na
siebie, że się załamała w jego obecności. Płacząc, odkryła
przed nim swoją słabość. A nie życzyła sobie, by ktokol
wiek zauważył, że nie jest tak silna, za jaką ludzie ją
uważają. Dobrze wiedziała, że są ludzie, którzy dla uzy
skania władzy wykorzystają każdą oznakę cudzej słabości.
Matka Macy taka była i teraz Macy za nic nie pozwoli, by
to się powtórzyło. Matka zadała jej wystarczająco dużo
bólu.
Ale nie wyglądało na to, że Rory potraktował jej płacz
jako oznakę słabości. Był jedynie zatroskany. Macy za
drżała, przypominając sobie to uczucie bezpieczeństwa,
gdy jÄ… objÄ…Å‚, pociechÄ™, jakiej tak rozpaczliwie potrzebo
wała. To głupie, wiedziała o tym, ale gdy ją obejmował,
czuła się tak, jakby spełniała się jej fantazja o kowboju,
który wjechał na scenę, by uratować ją z niedoli.
Przekręciła się na bok i pięścią uderzyła w poduszkę.
To śmieszne. Właśnie myśląc w ten sposób kobieta popada
w kłopoty. Zamiast używać własnego rozumu, zaczyna
zależeć od mężczyzny. Tak właśnie zrobiła matka Macy,
gdy wyszła za mąż. I związała się z brutalnym, upartym
i egoistycznym mężczyzną, a potem przez resztę życia
47
mściła się na wszystkich - a już szczególnie na Macy - za
błąd, jaki sama popełniła.
Macy zacisnęła z determinacją usta. Ona nie wpadnie
w taką pułapkę. Nie popadnie w zależność od Rory'ego
Tannera. To byłby wielki błąd. Jest samodzielna i nie po
trzebuje nikogo, by dawać sobie w życiu radę.
To jedyny sposób, jaki znała, by jakoś przeżyć.
Od ślubu Reese'a i Kayli niedzielny obiad w Bar-T stał
się rodzinną tradycją. Rory zawsze z radością na to czekał
i rzadko się zdarzało, by nie mógł przyjechać. Ale tej
niedzieli zjawił się pózno. Całą noc przewracał się z boku
na bok, bo martwił się o Macy. Ta kobieta miała dość
kłopotów, by całe zgromadzenie zakonnic przez rok na
kolanach się za nią modliło.
Gdy przyjechał na ranczo, jego bracia i ich żony
już siedzieli za stołem. Szybko obszedł ich wkoło, cmo
kajÄ…c w policzek wszystkie swoje bratowe, a potem zajÄ…Å‚
miejsce obok bratanicy, siedzÄ…cej na swoim wysokim
krzesełku.
- Witaj, kotku - powiedział i potarł nosem o nosek
małej. - Jak się miewa moja ulubiona dziewczynka?
- Nie daj mu się nabrać - ostrzegł Ash swoją córeczkę.
- On każdej kobiecie mówi, że jest jego ulubienicą.
Rory roześmiał się i rozłożył serwetkę na kolanach.
- Co ja na to poradzę, że lubię kobiety?
- Odziedziczyłeś to po ojcu - mruknął Ash pod nosem.
- Słyszałem - powiedział Rory z oburzeniem.
- To święta prawda. Słuszną krytykę trzeba przyjmo
wać w pokorze.
48
Reese nabrał łyżkę tłuczonych ziemniaków z salaterki
i wpakował ją Rory'emu w rękę.
- Jedz - nakazał. - Kłócić się będziecie pózniej.
Rory rzucił mu ponure spojrzenie.
- Jak idzie budowa? - spytał Reese, próbując nie do
puścić do sprzeczki.
- Całkiem niezle. Zajrzałem tam po drodze. Przyszły
gotowe ścianki, więc chyba na początku tygodnia zaczną
je montować.
- Słyszałam, że Macy Keller zagospodarowała ci teren
wokół sklepu - powiedział Woodrow. - Jak do tego do
szło?
- Architekt zieleni, którego zatrudniłem, wyjechał
z miasta, więc Macy podjęła się go zastąpić.
- Dlaczego? - zdziwił się Ash.
Rory nałożył sobie plaster mięsa z półmiska. Nie za
mierzał tak szybko przebaczać Ashowi jego uwagi.
- To nie twoja sprawa - poinformował go cierpko -
ale i tak ci powiem, że zgodziliśmy się na wymianę usług.
Woodrow parsknął śmiechem.
- I nawet wiem, co panna Keller otrzyma w zamian.
Rory uśmiechnął się obłudnie.
- Jeżeli myślisz o łóżku, to bardzo się mylisz.
- Naprawdę? Myślałem, że właśnie w ten sposób skła
niasz kobiety, by zrobiły to, czego potrzebujesz.
- Nie muszę uwodzić kobiet, żeby mi pomogły. Robią
to, bo same chcÄ….
- A to, czego chcÄ…, kryje siÄ™ w twoich spodniach.
Rory rozłożył ręce w bezradnym geście.
- Czy to moja wina, że im się podobam? - Wziął wi-
49
delec i wycelował go w Asha. - Ale powiem wam prawdę.
To Macy zaproponowała umowę.
- A co ona dostanie w zamian? - spytał Ash.
- Obiecałem pomóc jej w poszukiwaniu ojca. Pomy
ślałem sobie, że w ten sposób będę mógł cały czas mieć
na niÄ… oko.
- Bardzo mądrze - pochwalił Ash. - I co? Udało jej
się czegoś dowiedzieć?
- Wczoraj wieczorem byliśmy u Dixie. Pamięta matkę
Macy i podała nam nazwisko jej przyjaciółki z tamtych
czasów. To niejaka Sheila Tompkins. Może któreś z was
słyszało o niej?
- Tompkins? - powtórzył Ash ze zmarszczonym czo
Å‚em. - Nie. Ja nikogo takiego nie znam. A ty, Woodrow?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]