[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dzieciarnia i rodzice na widowni ryknęli śmiechom. Kirkor tak się zmieszał, \e zapomniał
tekstu, a potem przez długą chwilę jąkał się, tłumacząc ubogiej wdowie, \e mostek załamał się
pod kołem karety i w związku z tym postanowił zanocować w chacie.
Potem nastąpiła krótka przerwa i zasunięto kotarę. W następnym akcie zobaczyliśmy na
scenie parawan, na którym namalowano drzewa, dzięki czemu domyśliliśmy się, \e znajdujemy
siÄ™ w lesie.
Zobaczyliśmy Grabca, Chochlika, Goplanę i Skierkę. Pózniej zaś Balladyna i Alina zbierały
maliny. Wreszcie zbli\yła się straszna chwila, widownia zamarła, Balladyna wymachiwała
no\em i zabiła nieszczęsną Alinę. Wtedy złapałem pannę Wierzchoń za rękę, a drugą ręką
chwyciłem dłoń dyrektora Marczaka.
" Wracamy do dworu szepnÄ…Å‚em.
" Znowu?! dyrektor wyrwał mi swoją rękę. Czy to u pana ju\ weszło
w nałóg?
" Tak. To moje hobby. I znowu chwyciłem go za rękę, jednocześnie wy
ciągając z ławki do wyjścia.
Jednej tylko osoby nie musiałem namawiać. Bigos, jak tylko usłyszał, co powiedziałem
Marczakowi, natychmiast znalazł się za drzwiami sali gimnastycznej. Na korytarzu szkolnym nie
dałem im dojść do słowa. Powtarzałem:
Prędzej, prędzej, prędzej!...
I popychałem ich do drzwi wyjściowych. Panna Wierzchoń odzyskała głos dopiero w
wehikule:
" Kustosz jest szalony, panie dyrektorze stwierdziła.
" Tak z troską kiwnął głową dyrektor Marczak. A po chwili prawie wrza
snÄ…Å‚ z przestrachu:
" Panie Tomaszu, niech\e się pan opanuje. Niech się pan opamięta...
Na wysokich obrotach wyskoczyłem z boiska szkolnego na szosę. Na półto-rakilometrowym
odcinku do parku rozwinąłem szybkość jak Sobiesław Zasada w Argentynie, gdy walczył o Grań
Premio. A\ mnie samemu dech w piersiach zapierało, a dyrektor Marczak zrobił się zielony na
twarzy.
Doje\d\ając do parku, przyhamowałem raptownie i zjechałem na pobocze. Przystanąłem i
wyskoczyłem z wozu.
Dalej ju\ piechotą. I cicho, na litość boską! Ani słowa! huknąłem na
dyrektora i swoich współpracowników.
Ju\ nie protestowali. Byli przekonani, \e znajdują się w rękach szaleńca i jedyny ratunek, jaki
im pozostał, to zachować spokój.
Zrobiłem kilka kroków w stronę alejki parkowej, a oni posłusznie poszli za mną.
Nagle ktoś zastąpił nam drogę. Rozpoznałem sier\anta Wąsika. Na widok milicyjnego munduru
dyrektor Marczak odzyskał hart ducha. Błagalnie wyciągnął ręce do sier\anta:
" Obywatelu, ten kustosz jest...
" Cicho! zgromił go Wąsik.
Sier\ant wziął mnie za rękę i pochylił mi się do ucha:
" Wszystko stało się tak, jak przewidywaliśmy, panie kustoszu. Ale dwór jest
otoczony. Nawet mysz siÄ™ nie przemknie.
" Ominiemy parkiem dwór i dostaniemy się do środka przez tajne wejście
zdecydowałem.
Odwróciłem się do swoich współpracowników i zakomenderowałem szeptem:
Za mną. Tylko cicho, bez szmerów i rozmów!...
Pomaszerowałem przodem, a za mną sier\ant. Dyrektor Marczak oraz moi
młodzi współpracownicy nawet nie usiłowali protestować. Nareszcie chyba zrozumieli, \e we
dworze dzieje się coś niezwykłego.
Skręciłem w boczną alejkę. Wiatr przewalał się nad nami z łoskotem. Prowadziłem ich po
omacku, bo dokoła nas rozciągała się prawie nieprzenikniona ciemność. Mnie wiódł jakiś
instynkt, który kazał mi kierować się wzdłu\ ledwie zaznaczającej się wypukłości, oddzielającej
alejkę od trawnika. Po chwili zamajaczyła przed nami jaśniejsza plama to był stary dwór.
Ominęliśmy go z lewej strony, potem przedzieraliśmy się przez krzaki. Sapiąc z wysiłku
dobrnęliśmy do świątyni dumania". Wyjąłem z kieszeni klucz i otworzyłem dębowe drzwi.
Zanim weszliśmy do wnętrza, wskazałem Wąsikowi okna sali balowej. Jedno z nich było
nieco uchylone, za szybami drgało nikłe światełko.
" Widzi pan trąciłem łokciem Wąsika. Tak jak przypuszczałem, gra
sują w tym właśnie pomieszczeniu. I świecą sobie elektryczną latarką. Zostawili
uchylone okno na wypadek, gdyby musieli nagle uciekać.
" Nie ucieknÄ… daleko mruknÄ…Å‚ sier\ant. Nasi ludzie siedzÄ… w krzakach
koło wyschniętego stawu i obserwują okna.
Dyrektor Marczak, panna Wierzchoń i kolega Bigos otoczyli mnie ciasno i obsypali
pytaniami.
" Annopulos? Czy tam jest Annopulos? dopytywał się Bigos.
" Nie odpowiedziałem. Panna Marysia.
Zaniemówił z wra\enia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]