[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kamieni, po której uganiają się uzbrojeni fanatycy. Chcieliście gór, to trzeba było zostać w
Polsce i pochodzić po Bieszczadach. Też góry, też dzikie, tylko przeżyć łatwiej. I z telefonu
można skorzystać.
Chcieliśmy przygody jęknął Jacek.
Przygody. Twoja siostra zamarza na śmierć, a ty o przygodach. Zwietna rozrywka
biwak w jaskini w towarzystwie komunistycznej partyzantki. Już z dwojga złego wolałbym
wylądować u ludożerców, przynajmniej wiadomo byłoby, co jest grane!
Już dwa, nie, trzy razy im uciekliśmy powiedział Jacek.
Przypomina mi się anegdotka z życia Marka Twaina powiedział Pan
Samochodzik. Gdy go poproszono o zabranie głosu w dyskusji na temat rzucenia palenia,
powiedział: Rzucić palenie to nic trudnego. Robiłem to setki razy". O ucieczce można
powiedzieć, że jest udana tylko wtedy, jeśli nas nie złapią. Wysunęli poprzednio jakieś
żądania?
Aha powiedziałem. Obecnie okup wynosi po trzydzieści pięć tysięcy dolarów na
głowę. Ale myślę, że nie ma się co martwić na zapas. Wkrótce obmyślę kolejny plan. Lepiej
niech pan opowie, szefie, co pana tu sprowadza. Przyznam, ze byłem zaskoczony.
Ja też zezował na Jacka. Wyobraz sobie, że znalazłem tego staruszka, który nas
częstował w autobusie.
Czy nazywa się może Paczenko?
SkÄ…d wiesz?
Tak sobie pomyślałem. Znalezliśmy w niewielkiej grocie niedaleko stąd wydrapane
nazwiska i inicjały. Był wśród nich także herb Trzywdar.
Brwi Pana Samochodzika uniosły się do góry.
Herb Trzywdar? Poletyłłowie! Alojzy...
Tak! Alojzy.
Wyłowiłem zza pazuchy zegarek i położyłem go na dłoni szefa.
To też znalezliście?
Niezupełnie. Kupiłem od dowódcy porywaczy. Pan Tomasz obracał zegarek w
dłoniach.
Patek, złoty kieszonkowy Patek z początków ubiegłego wieku. Gdyby był na
chodzie, stałby się chlubą każdego muzeum. Ciekawe, ile wsi na to poszło...
Kto chce mieć zegarki, ten sprzedaje folwarki zacytowałem. Kiwnął głową.
TP. Tytus Poletyłło?
Tak sądzimy. Jacku, pokaż monetę.
Tysiąc osiemset czterdziesty. Dziesięciogroszówka z mennicy warszawskiej. Jest w
niezłym stanie, jeśli pominąć wżery. Zgubiona świeżo po wybiciu...
W tym momencie wepchnięto do jaskini Zosię. Była nieco poobijana i bardzo
zmarznięta.
Wybaczcie powiedziała. Nie udało mi się zwiać.
Miałem cichą nadzieję, że tylko Jacek był na tyle głupi, żeby się tu pchać
powiedział znużonym głosem pan Tomasz. Ale widzę, że dzieci w waszym wieku należy
zamykać do klatek i wypuszczać dopiero wtedy, kiedy dorosną...
Urwał niespodziewanie i zamarł ze wzrokiem wbitym w błyszczącą na jej piersi
muszlę. Zosia odczepiła ją i podała mu.
Aadna, wujku? zapytała z przymilnym uśmiechem. Obrócił ją w palcach.
Z grubsza wiemy, co to jest, ale nie poradziłem sobie z datowaniem wyznałem ze
skruchÄ….
Dwunasty wiek powiedział. Prawdopodobnie pierwsza połowa. Dobre srebro i
próba. Co najmniej pięćdziesiąt gramów. Musiała należeć do kogoś znacznego. Widzicie ten
gmerk? Przechodziła pewnie z pokolenia na pokolenie jeszcze przez kilkaset lat. To znak
któregoś z ormiańskich rodów szlacheckich.
Zamyślił się. Milczeliśmy i my. Wreszcie odezwał się znowu.
Szukałem cię, Pawle, na wszystkich ścieżkach wychodzących z Doliny Zwiętego
Jakuba. Przyszedłem z drugiej strony przez przełęcz. Tam jest znacznie lepsze podejście, a
miejscami nawet szlak turystyczny malowany farbą na skałach. Chyba przed dwudziestu,
może trzydziestu laty, bo znaki od dawna wymagają odmalowania.
Wybaczy pan, szefie, nie było warunków do prowadzenia badań. Zaledwie się
trochę rozgościłem, spotkałem pańskich... Kiwnął głową.
Musimy zakończyć naszą ekspedycję powiedział zmęczonym głosem.
Pakowanie siÄ™ w to dalej chwilowo nie ma sensu.
Ale jesteśmy tak blisko zaprotestował Jacek. Nie widziałeś, wujku, naszego
znaleziska. Na przełęczy natrafiliśmy na kotwicę Arki!
Masz na myśli dwa duże okrągłe kamienie z dziurami w środku, wykute z granitu?
zaciekawił się pan Tomasz.
Dwa?
Nie zdziwiłbym się, gdyby cała przełęcz była nimi usiana mruknął szef. To nie
kotwice, ale nagrobki z czasów przed przyjęciem chrześcijaństwa.
Nagrobki? zmartwiła się Zosia.
Tak więc ekspedycję uznaję za nieudaną z przyczyn obiektywnych i zakończoną.
Zgadzam się potwierdziłem.
A co powiedział ten Paczenko? zaciekawiła się Zosia.
Och, wiele ciekawych rzeczy. W 1939 roku był na kresach wschodnich. Pojechał
kontraktować zboże pod Lwowem. Wkroczyli Rosjanie i wzięli go do niewoli. Postawili
przed sądem, a właściwie przed trójką orzekającą. Dostał administracyjnie dziesięć lat lagru,
ale nie za kołem podbiegunowym, a w Kazachstanie. Przewiezli go do łagru etapowego nad
Morzem Kaspijskim. Siedziało tam wielu Ukraińców. Zawiązali spisek i gdy wieziono ich na
drugą stronę, zbuntowali się i opanowali statek. Zawrócili na południe, chcieli dotrzeć do
Persji. Ruscy ostrzelali ich, dobili do brzegu w Azerbejdżanie i przedzierali się niewielką
grupką w stronę granicy z Turcją. Przeżyło ich tylko dwu, on i Ormianin nazwiskiem Guś.
Guś? zdziwiłem się. Hrabiego Alojzego na Ararat prowadził Ormianin Guś. We
wsi szukałem człowieka o takim nazwisku, ale go nie odnalazłem. Mówili, że słyszeli o tej
rodzinie, a wymarła przed wielu laty.
Więc potwierdza się nasza hipoteza. Istniał klan przewodników, znających drogę do
Arki i noszących nie ormiańskie, a rosyjskie nazwisko Guś.
I co było dalej? zaciekawił się Jacek.
Doszli do Doliny Zwiętego Jakuba i zwiedzili zasypany klasztor.
To wyjaśnia sprawę stłuczonej lampy naftowej mruknąłem.
Byliście wewnątrz klasztoru? zdziwił się pan Tomasz.
Byliśmy. Czterej Turcy byli tak mili, że odkopali wejście, tyle tylko, że zaraz potem
ktoś ich zastrzelił. A co do lampy, to Adman prosił o określenie jej wieku i wycenę.
Aha. Potem ci dwaj wyruszyli w góry i Paczenko tradycyjnie miał zawiązane oczy.
Wspinali siÄ™ trzy dni, trzykrotnie nocowali w jaskiniach. Czwartego dnia znalezli siÄ™ na
miejscu. Arka wystawała z lodowca w niewielkiej dolince. Guś pozwolił mu ją obejrzeć, ale z
zewnątrz, a potem sprowadził w dół po łagodniejszej stronie góry i pożegnał. Sam zawrócił
na Ararat.
Czegoś tu nie rozumiem powiedział Jacek. Skoro Guś był Ormianinem, to skąd
wziął się tu, na Araracie. Mam na myśli tego pierwszego Gusia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]