[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nością jeszcze nie dojrzał do bliskiego związku. Nie jest gotowy.
Sądzę, że nie uwierzyłby w żadną magię. A co do miłości...
Nawet w najbardziej sprzyjających okolicznościach i, jak to
określiłaś, przy otwartych drzwiach, łatwo się jej nie podda.
140 TAJEMNICZA GWIAZDA
- Aatwo czy nie... - Bailey zamknęła pudełko i odłożyła
Gwiazdy na miejsce. - Kiedy człowiekowi jest pisana miłość, to
się zakochuje. Seth Buchanan jest mężczyzną dla ciebie. Dziś
rano powiedziały mi to twoje oczy.
Grace ogarniał coraz większy niepokój.
- Coś mi się zdaje, że będę musiała dość długo poczekać, aż
on to sobie uzmysłowi - powiedziała.
ROZDZIAA 8
W domu Cade'a na Grace czekały kwiaty. Kryształowy
wazon pełen wytwornych, długich białych róż. Z łomoczą
cym sercem sięgnęła po bilecik. Pełna nadziei rozdarła małą
kopertÄ™.
I zaraz ogarnęło ją rozczarowanie.
Róż nie przysłał Seth. Głupotą z jej strony było choć przez
chwilę myśleć, że ten twardy i przyziemny mężczyzna potrafił
by zdobyć się na tak romantyczny gest.
Na bileciku doączonym do kwiatów widniał tylko następują
cy krótki tekst: Do zobaczenia, Gregor".
Nachylając się nad imponującym wazonem, aby poczuć za
pach rozchylających się płatków, Grace przypomniała sobie cie
mnowłosego ambasadora o dziwnie bladych oczach. To miło, że
przysłał jej kwiaty. Były jednak nieco pretensjonalne. Liczba
róż, bo aż trzy tuziny, świadczyła o przesadzie ofiarodawcy. Był
to mimo wszystko ze strony DeVane'a sympatyczny gest.
Grace uzmysłowiła sobie nagle, że gdyby kwiaty pochodziły
od Setha, zachwycałaby się nimi jak zakochana nastolatka.
Z pewnością zasuszyłaby jedną z róż i może nawet uroniła ze
wzruszenia parę łez. Zirytowała ją własna reakcja. W duchu
nawymyślała sobie od idiotek.
142 TAJEMNICZA GWIAZDA
Ostatnio bez przerwy znajdowała się na emocjonalnej huś
tawce. Co chwila wpadała w krańcowo różne nastroje. Jeśli był
to uboczny skutek zakochania się, spokojnie mogłaby jeszcze
poczekać.
Miała właśnie odłożyć bilecik, gdy zadzwonił telefon. Zawa
hała się. Cade i Jack byli chyba w domu. Po trzecim dzwonku
zdecydowała się jednak podnieść słuchawkę.
- Tu mieszkanie pana Parrisa - oznajmiła.
- Czy zastałam Grace Fontaine? - odezwał się suchy, kobie
cy głos. - Mówi sekretarka ambasadora DeVane'a.
- Tak. To ja.
- Proszę uprzejmie chwilę poczekać. Już panią łączę.
Z zaciśniętymi wargami, zamyślona Grace obracała bilecik
w ręku. Gregor De Vane bez trudu odkrył miejsce, w którym
przebywała. Jak ma się zachować w stosunku do tego czło
wieka?
- Witaj, Grace. Miło znów rozmawiać z tobą - popłynął ze
słuchawki egzaltowany głos z cudzoziemskim akcentem.
- Dzień dobry. - Przysiadła na rogu stolika. - Właśnie wesz
łam do domu i zobaczyłam róże od ciebie. Są wspaniałe.
- Drobiazg. Wczoraj wieczorem byłem rozczarowany, nie mo
gąc dłużej z tobą porozmawiać. Wcześnie opuściłaś przyjęcie.
Grace przypomniała sobie wariacką jazdę do domu Setha
i jeszcze bardziej szalone godziny, które spędzili w swoich ra
mionach.
- Byłam umówiona.
- Może zrekompensujemy to sobie jutro wieczorem? Mam
lożę w operze. Właśnie grają Toskę". To taka ładna, tragiczna
opera. Chciałbym ją z tobą obejrzeć. A potem moglibyśmy zjeść
kolacjÄ™.
- To brzmi zachęcająco. - Grace popatrzyła na kwiaty. -
Bardzo mi przykro, ale nie mogę się z tobą spotkać. Nie jestem
TAJEMNICZA GWIAZDA 143
wolna. - Bez cienia żalu odłożyła bilecik. - Szczerze mówiąc,
jestem związana poważnie z innym mężczyzną.
Poważnie, przynajmniej dla mnie, pomyślała. Spojrzała
w stronę frontowego wejścia. Przez szybki w drzwiach ujrzała
znajomy samochód podjeżdżający pod dom. Na ten widok roz
jaśniła się jej twarz.
- Rozumiem. - Była zbyt przejęta niespodziewanym poja
wieniem się Setha, aby wyczuć, że głos ambasadora DeVane'a
stał się lodowaty. - Masz na myśli, jak sądzę, swego towarzysza
z wczorajszego przyjęcia.
- Tak. Przepraszam, Gregor. Twoje zainteresowanie bardzo
mi pochlebia. Gdybym nie była zajęta kim innym, z radością
skorzystałabym z zaproszenia. Mam nadzieję, że mnie zrozu
miesz. I wybaczysz mi. - Ledwie mogła ustać przy telefonie.
Rozpromieniona pomachała ręką Sethowi, gestem zapraszając
go do środka.
- Oczywiście - wycedził Gregor De Vane. - Jeśli twoja sytu
acja ulegnie zmianie, mam nadzieję, że ponownie rozważysz
moją propozycję spotkań.
- Tak. Na pewno to zrobię. - Uśmiechnięta, głaskała poli
czek Setha, który zdążył już wejść do domu. - I jeszcze raz
dziękuję ci za róże. Są boskie.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odparł sztywno.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]