[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Pewnie myślał, \e mi flirty w głowie. Mo\e chciałaby pani przenieść
siÄ™ gdzieÅ› indziej?
- Jedyne, o czym jestem w tej chwili w stanie myśleć, to jedzenie
- wyjaśniła. - Umieram z głodu.
Przyćmione światło dodało jej urody. Włosy zdawały się lśnić jak
nigdy dotąd, wargi, kusiły czerwienią, piwne oczy nabrały wyrazu.
Wydała mu się niezwykłe atrakcyjna i jego wzrok wyraznie o tym
mówił.
- No to zajrzyjmy teraz do menu - powiedział, gdy tylko kelner
wręczył im karty.
Z westchnieniem ulgi skryła się za swoją kartą. Zauwa\yła, jak Scott
przed chwilą na nią patrzył.
Nie powodowała nią fałszywa skromność; zdawała sobie sprawę, \e
mo\e się podobać i oczywiście ją to cieszyło, nigdy jednak nie
pozwalała, aby w kontaktach z mę\czyznami jej uroda była sprawą
najwa\niejszą. A tym razem postanowiła sobie dodatkowo, \e jego
wyglÄ…d nie wywrze na niej wra\enia.
On tak\e wyglądał korzystnie w przyćmionym świetle, które łagodziło
jego rysy i usuwało zmarszczki. Wydawało się, \e jest teraz znacznie
młodszy ni\ w rzeczywistości.
Musiał mieć ze trzydzieści pięć lat, był więc od niej mniej więcej
dziesięć lat starszy. Pamiętała o swym postanowieniu, nie umiała
jednak ukryć, nawet przed sobą, \e podoba jej się bardzo.
Postanowiła zapytać go wreszcie, jak czuje się po wypadku, ale w tej
właśnie chwili pojawił się kelner. Zamówiła zupę cebulową i
wieprzowinę. Scott wybrał tę samą zupę i kurczaka.
- Szczerze mówiąc, niechętnie wracam do tych spraw -odezwała się z
nieśmiałym uśmiechem - ale proszę mi powiedzieć, czy wszystko w
porzÄ…dku z pana nogÄ…?
Patrzyła na niego z niekłamanym współczuciem i troską.
- Byłem ciekaw, kiedy pani o to zapyta - odparł z nieco wymuszonym
uśmiechem, ale dostrzegłszy wyraz jej oczu, dodał:
- Wszystko zrosło się znakomicie. I wcale nie będę się starał usunąć
pani z oddziału
- dorzucił po chwili, a w oczach jego dostrzegła błysk przekory.
Dobre i to, pomyślała.
- Dziękuję - rzekła z wdzięcznością w głosie.
- Długo mieszka pani w Edynburgu? - zapytał.
Dawno ju\ chciał dowiedzieć się czegoś o tej pełnej wdzięku,
nieznośnej dziewczynie.
- Uczyłam się w Londynie, ale udało mi się dostać posadę pielęgniarki
na ortopedii w tutejszym szpitalu - odpowiedziała.
- Ale nie jest pani Szkotką - stwierdził, kończąc jeść zupę.
- Mój angielski akcent nie mo\e być przecie\ dowodem na to, \e nie
jestem SzkotkÄ….
Podszedł kelner, aby zabrać talerze po zupie.
- A więc jest pani Szkotką - rzekł zadowolony, \e czegoś się jednak
dowiedział.
- Niezupełnie - odparła, marząc, aby kelner przyniósł ju\ wreszcie
drugie danie, gdy\ zupa zaostrzyła tylko jej apetyt.
- Niezupełnie? - spytał zdumiony.
- Zaraz to panu wytłumaczę. - Roześmiała się, widząc jego zdumienie.
- Niczego bardziej nie pragnę - zauwa\ył . komiczną powagą.
Có\ to za przedziwna dziewczyna, pomyślał.
- Mój ojciec jest farmerem - zaczęła. - Zajmuje się hodowlą świń w
LakÄ™ District.
Rozmarzyła się. Pierwsze spotkanie jej rodziców było tak
romantyczne! Myślała o tym zawsze z du\ym wzruszeniem.
- No więc mój ojciec przyjechał do Szkocji ze świnią medalistką, \eby
pokazać ją na jednej z rolniczych wystaw.
A ojciec mamy był jednym z sędziów i ulubionym zajęciem mojej
mamy było chodzenie po wystawie i rozmawianie ze wszystkimi
zwierzętami, jakie się tam znajdowały.
Wyobra\ała sobie, \e muszą być niespokojne i przestraszone, skoro
znajdują się w obcym miejscu, dodawała im więc otuchy i odwagi.
Teraz ju\ wiadomo, po kim ta dziewczyna odziedziczyła dobre serce,
pomyślał.
- No i któregoś dnia - ciągnęła Heather - mama wspięła się na
najwy\szy szczebel zagrody, w której znajdowała się świnia
medalistka mojego ojca. Miała właśnie zamiar dodać świni otuchy,
gdy nadszedł tata i pomyślał sobie, \e ktoś zamierza skrzywdzić jego
ukochane zwierzę. Krzyknął więc na nią tak głośno, jak to tylko mój
tato potrafi, \eby sobie zaraz stąd poszła.
A trzeba panu wiedzieć - dodała - \e głos ma tubalny.
Przerwała na chwilę, aby skosztować wina, które Scott zamówił.
- No i? - zapytał.
Historia, którą opowiadała, zaczęła go najwyrazniej interesować.
- Mama tak się przestraszyła, \e straciła równowagę i wpadła do
chlewika. Domyśla się pan pewnie, jak potem wyglądała. Niech pan
sam powie, czy to nie jest romantyczna historia?
- Nooo... tak.
Scott z trudem hamował śmiech. Nie chciał jej zrobić przykrości, a
widział przecie\, jak bardzo nadal prze\ywała pierwsze spotkanie
rodziców.
- Nie słyszałem nigdy o podobnie niezwykłym spotkaniu dwojga ludzi
- dodał dyplomatycznie.
- Prawda? - Jej wzrok był nadal rozmarzony, w tej samej jednak
chwili dostrzegła iskierki rozbawienia w jego oczach i roześmiała się
głośno.
- Dopiero teraz widzÄ™, co to za przekomiczna historia.
- A więc pobrali się potem i \yli długo i szczęśliwie? - spytał z
uśmiechem.
- Tak właśnie było - potwierdziła. - Teraz pan rozumie, dlaczego
jestem SzkotkÄ…, a zarazem nie jestem.
- Rozumiem. Jest pani pół-Szkotką. Twarz Heather rozjaśniła się
uśmiechem.
- No właśnie - powiedziała.
Podobnie zadowolony musi być nauczyciel, gdy usłyszy, \e jego
uczeń zrozumiał nareszcie, co mu tłumaczono.
- Sądząc po pana akcencie, pochodzi pan z Edynburga? -zapytała,
kończąc drugie danie.
- Tak - kiwnął głową - urodziłem się w Edynburgu. Miałem
kilkanaście lat, gdy rodzice się rozwiedli. Mój ojciec był sędzią, a
matka...
- twarz rozjaśniła mu się - matka była taka dobra. Ojciec chyba
przewy\szał ją intelektualnie.
- Wzruszył ramionami.
- Nie ma to teraz najmniejszego znaczenia. Obydwoje ju\ nie \yjÄ….
Przecie\ nikomu o tym nie opowiadałem, dlaczego więc jej to mówię?
Od razu odpowiedział sobie sam na obydwa pytania. Heather wzbudza
zaufanie i mo\na mieć pewność, \e wszystko, cokolwiek by się jej
powiedziało, zatrzyma z pewnością dla siebie.
W jego głosie brzmiał smutek.
- Czy ma pan braci lub siostry? - zapytała cicho.
- Mam młodszego brata, który jest prawnikiem i mieszka w
Edynburgu ze swojÄ… narzeczonÄ….
- A widząc ciepło bijące z jej oczu, dodał po chwili:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]