[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zakusami mateczki-natury i szukać innych dróg na olimp kinematografii.
Miasto wsią podszyte jawi się temu synowi chłopa groteskową piramidą organizacji,
instytucji i nadinstytucji z podtrzymującą ją od wewnątrz spiralą sprzężonych wzajemnie
protektorów i protegowanych, pochlebców i oszczerców, łapówkarzy i łapowników, swoich
ludzi , o wstydliwie zatajanej proweniencji plebejskiej; piramidą, na którą wedrzeć się można
kiedy nie zdają egzaminu inne środki awansu niejako od jej środka, poprzez zaskakujący
pomysł, gag , nieco większej klasy niż ów z udziałem Naczelnikostwa. Na przykład
opanowując podstępem wolne biurko w pomieszczeniach Urzędu (co bohater czyni nie bez
doraznych sukcesów). W ekosferze podtrzymującego się nawzajem absurdu trzeba stawiać na
karty absurdu. Każdy reżyserem swego losu. Rodzimy Hollywood, wyrafinowana forma owej
miejskiej hybrydy, składa się z osób, które trafiły tu najczęściej wskutek własnych zachodów
i wychodzonych zasług innych osób i które nie bardzo wiedzą, co począć na stanowiskach,
jakie im przypadły przy rozdziale funkcji.
Jeśli jest miejsce na szczyptę autentyzmu, niezakłamanych emocji, wrażliwości to w
zarzuconej wiejskiej przeszłości. Dwa wstępne opowiadania, prezentujące szczeble gminnego
awansu bohatera, zawierają elementy humorystycznej, nasyconej ironią konstrukcji losów
ale nie groteski (dlatego może, w wyniku nacechowanych większym szacunkiem działań
narratora, ich język i styl odbiega od zasadniczych opowiadań tomu?). Wieś z przestarzałym
aparatem pojęć i obyczajów, kłótniami o miedzę i gruszę, swoistym rozumieniem honoru, w
swoim całym anachronizmie jest tragikomiczna. Tragiczny jest stary ojciec z białą brodą, z
lagą w ręce, ścigający jedynego syna po miastach w nadziei sprowadzenia go na zaniedbane
rodzinne grunty; komiczny widok tej gonitwy na wielkim placu budowy albo zatłoczonym
peronie. Drugim biegunem tragikomizmu jest groteska. Ucieczka syna wiedzie tylko w
śmieszną krainę absurdu. Innej ewentualności nie ma.
60
Ballada
Współczesne powieści i opowiadania z nurtu tzw. wiejskiego więcej niż inne książki
miejsca poświęcają odwiecznym, kluczowym problemom ludzkości, tematyce miłości i
śmierci, przemijalności, powtarzalnemu rytmowi zjawisk przyrody, tęsknotom
metafizycznym i religijnym człowieka. Jest to chyba naturalna implikacja przymierza z
przyrodą, jakiego doświadczyć można jedynie na wsi. W prozie Tadeusza Nowaka, Jana
Bolesława Ożoga, Juliana Kawalca i innych autorów o tym ukierunkowaniu czytelnik styka
się z grą czystych, nie skażonych nalotem cywilizacyjnym emocji, gwałtownych namiętności,
pasowania się z życiem i śmiercią, doznawania sacrum . Podobnie dzieje się w powieści
słusznie nie zaliczanego do tego nurtu Zbigniewa %7łakiewicza; w poetyce ballady sumuje
ona jedyną i niepowtarzalną historię miłości młodych , którzy gdy minie wiele lat,
dodajmy, lat objętych jeszcze ramami kompozycyjnymi książki pojmą, że to życie w taki
przewrotny sposób wciągnęło ich w swój odwiecznie odnawiany spisek . Ryszardowi i
Hortensji ma pomóc w tym zrozumieniu przykład losu rodziców, a przede wszystkim Ojca
strudzonego, udręczonego do granic wytrzymałości psychicznej wskutek choroby Matki.
Dolina Hortensji składa się z dwóch przenikających się i uzupełniających zarówno w sferze
fikcji, jak i zasadniczej egzystencjalnej refleksji skrzydeł , z których pierwsze stanowi
triumfalną, pełną lirycznych uniesień pieśń opowiadającą o wzajemnym zauroczeniu, rozwoju
namiętności i połączeniu się pary bohaterów oraz o inicjalnym okresie ich małżeńskiego związku,
drugie zaś to bardziej prozaiczny, trzezwy epilog. Przyznam się, że swoisty urok tej książki
zagarnął mnie dopiero w trakcie czytania owego epilogu, krótszego, mniej poetyckiego, ale za to
dodającego całości przekonywającego argumentu realiów wiejskich, konkretu, rumieńca życia, a
dzięki temu także pewnej niezbędnej treściwości i panoramiczności . Pierwsza część,
jakkolwiek ujmująca barwą sformułowań i frazą mogłaby sama w sobie wydać się nadto
[ Pobierz całość w formacie PDF ]