[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zerknął przez okno. Deszcz padał tak gęsto, że
trudno było cokolwiek zobaczyć.
- Nie mogę uwierzyć, że tak się dałem podejść
temu bandycie.
- Lepiej o tym nie myśl, tylko ciesz się, że tak się to
skończyło. Rana nie jest poważna, więc nic strasznego
ci nie grozi. Gdyby cięcie było głębsze, nie miałabym
jak cię tu opatrzyć.
- Ale powinienem był pójść za nim - nie ustępo-
wał. - Wydaje mi się, że nie miał wtedy broni, więc
gdybym mu deptał po piętach, nie mógłby po nią
wrócić.
- A może się mylisz? Co by było, gdyby jednak miał
wtedy rewolwer przy sobie? Gdyby cię postrzelił i
straciłbyś przytomność?
- Nie straciłbym przytomności.
Antonia odsunęła się, by przyjrzeć się krytycznie
swemu dziełu.
- Powiedz mi, jak on wyglądał - poprosiła nie
spodziewanie.
232 Carla Neggers
- Przecież go widziałaś.
- Owszem, ale nie zdążyłam się dokładnie przyj-
rzeć. Byłam zajęta zamartwianiem się o ciebie.
- Biały mężczyzna w wieku około dwudziestu
pięciu lat. Zredniego wzrostu, szczupły. Włosy blond,
lekko kręcone, półdługie. Był bardzo szybki, szybszy,
niż się spodziewałem. Twardy. Sprytny. Wywiódł
mnie w pole, bo kazał mi myśleć, co by się zdarzyło,
gdybym poszedł za nim i pozwolił się zabić. Dałem się
nabrać, zacząłem to analizować, a wtedy on uciekł.
- Gotowe. - Wskazała na opatrunek, kończąc
tym samym temat. - Nie gwarantuję, że maść była
pierwszej świeżości, ale bandaż wydawał się czysty.
Boli?
- Bardziej bolało, gdy mi przyłożył wiosłem.
- Niestety, na to nie mogę nic poradzić. - Roz-
łożyła ręce. - Ale daj mi znać, gdy zauważysz krew
w moczu.
- Jasne, pani doktor, nie omieszkam tego zrobić
- odparł z uśmiechem. - Ale mogę pogonić złoczyńcę,
gdyby była taka potrzeba?
- Proszę bardzo, zostało mi jeszcze dużo bandażu
- zaśmiała się.
- I tak trzymać.
- Hank...
- Jakoś z tego wyjdziemy, obiecuję. - Założył z
powrotem koszulkę. - Rozpoznałaś go, prawda?
Skinęła głową z westchnieniem.
- To Robert Prancer.
Nigdy wcześniej nie wspominała o nim. Takie
nazwisko na pewno by zapamiętał.
Huragan na wyspie 233
- Tylko zgadujesz, czy jesteÅ› pewna?
- Jestem pewna. A ten nóż... - Spojrzała mu prosto
w oczy. - Powinieneś wiedzieć, że to był mój nóż.
Zabrałam go z kuchni, gdy usłyszałam twoje gwiz-
danie. Wydawało mi się...
- Ze to ten Prancer?- domyślił się.
- Tak, choć jeszcze wtedy nie miałam pewności, że
to może być on. Jednak wynotowałam jego nazwisko
z listy pacjentów, których leczyłam w ciągu ostatnich
kilku tygodni.
- Kto to taki? - zapytał, ale była tak pogrążona
w myślach, że prawdopodobnie go nie usłyszała.
- Byłam pewna, że uda mi się utrzymać okolicznoś-
ci mojego wyjazdu z Bostonu w tajemnicy. Nikomu
nie powiedziałam, dokąd się wybieram. Pożyczyłam
nawet samochód od Carine...
- Teraz już rozumiem...
- Nie podejrzewałam, że mnie wytropi, ale gdy się
pojawiłeś, schowałam się za krzakiem róży. Coś, co
wtedy wydawało mi się rozsądne, teraz brzmi zupeł-
nie śmiesznie.
- Wcale nie tak śmiesznie. Zwłaszcza w świetle
wydarzeń ostatnich godzin.
- Pewnie masz racjÄ™, ale gdy spojrzÄ™ na twoje
ramię... - zawiesiła głos. - Nie chciałam, żebyś się
dopytywał, więc gdy zdałam sobie sprawę, że to ty,
wetknęłam nóż w ziemię i wyszłam zza krzaka. Potem
o nim zapomniałam.
- Przecież Prancer mógł go sobie równie dobrze
wziąć z kuchni, gdy byliśmy po drugiej stronie wyspy.
Mamy szczęście, że nie schował się pod łóżkiem. Teraz
234 Carla Neggers
prawdopodobnie pluje sobie z tego powodu w brodÄ™,
bo musi moknąć, a my siedzimy w suchej chacie.
- Przepraszam cię. - Jej oczy zalśniły od łez.
- Nie masz za co mnie przepraszać. - Uniósł się
lekko, by zerknąć za okno. - Gdyby nie miał tego noża
czy wiosła, mógłby użyć broni, więc równie dobrze
mogłaś mi w ten sposób uratować życie. Kim jest ten
szaleniec ?
- Opatrywałam mu postrzeloną stopę. Musiałam
powiadomić policję...
- Wiem, taki był twój obowiązek w świetle prawa.
- Niestety, on nie zdawał sobie chyba z tego
sprawy. Nie chciał mi powiedzieć, co się stało, ale
najprawdopodobniej sam się zranił. Wysłałam go na
prześwietlenie i tyle go widziałam, nie mam pojęcia,
jak zdołał stamtąd uciec. Miał przecież podłączoną
kroplówkę, a stopę przestrzeloną niemal na wylot.
- Kiedy to się stało?
- Zdaje się, że niespełna trzy tygodnie temu. Policja
dogoniła go na parkingu. Nie rozumiem, jak mógł
sądzić, że ucieknie w takim stanie. - Nerwowym
gestem potarła czoło. - Pracuje w szpitalu, w ekipie
sprzątającej. Z tego, co słyszałam, jest nieprzeciętnie
inteligentny, ale jakoś nie potrafi się dogadać z ludzmi.
Początkowo go nie poznałam, byłam tak skoncen- ,
trowana na tym, co robię. Potem starałam się za-
chowywać spokojnie, żeby nie sprawić mu przykrości
czy pogorszyć jego sytuacji w pracy. To była szalenie
niezręczna sytuacja.
- Myślisz, że może się w tobie podkochuje?
Antonia zarumieniła się po same uszy.
Huragan na wyspie 235
- Być może. Generalnie nie zwracam na takie
rzeczy uwagi.
- W takim razie wszystko jest jasne. Zdradziłaś go
i to na dwa sposoby. Po pierwsze, przekazujÄ…c informa-
cjÄ™ o nim policji, a po drugie, spotykajÄ…c siÄ™ ze mnÄ….
A teraz, skoro nie może cię mieć...
- Tak też sądziłam. %7łałuję tylko, że cię w to
wmieszałam. Przecież to ciebie nie dotyczy.
- Jeśli coś dotyczy ciebie, to i mnie też.
Przez dłuższą chwilę siedziała w milczeniu.
- Brak ci słów, doktor Winter?
- Zaskoczyłeś mnie. Mam przeczucie, że nie po raz
ostatni.
Hank poczuł pulsowanie w rozciętym ramieniu.
Mimo przeszywającego bólu cieszył się, że nie stało
się nic gorszego, na przykład, że Prancer nie zdołał
go obezwładnić. Albo nie zastrzelił go na schodach
domku.
- Próbowałem wejść w jego sposób myślenia, ale on
zdaje się mieć swoją własną, nieprzewidywalną logikę.
Czy może uratowałaś mu wtedy życie?
- Oczyściłam mu ranę, więc uchroniłam go praw-
dopodobnie przed poważną infekcją. Ale raczej trudno
powiedzieć, żebym go przez to ocaliła.
- Przyjechał sam do szpitala?
- Nie, ale sam zadzwonił po karetkę.
- A więc zapewne chciał, żebyś to ty go opatrzyła.
Chciał zyskać twoje współczucie i zainteresowanie.
Silny powiew wiatru zatrząsł chatą, a kolejne
kawałki gałęzi wraz z kroplami deszczu wpadły do
izby przez wybite okno. Sytuacja wyglądała coraz
236 Carla Neggers
poważniej, huragan Hope wyraznie nie zamierzał dać
za wygranÄ….
- Powinniśmy się skoncentrować na tym, żeby
w ogóle przetrwać nawałnicę - orzekła Antonia. - Nie
podejrzewam, żeby Robert Prancer zamierzał tkwić na
zewnątrz, skoro to on ma broń.
- W takim razie to my musimy dopaść go pierwsi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]