[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jakiejś gorączki, która aż w poezję go rzucała.
Nie podobało mu się zresztą, że Carita była tak dziwnie dlań, tak wyszczególniająco
grzeczną. Margocki, który patrzał z boku, uśmiechał się mefistofelesowskim śmieszkiem
Zosia widziała także, iż Julian był prawie ciągle z tą Włoszką, która się jej też wydała
strasznie piękną serce się jej ściskało, ale im mocniej ból czuła, tym usiłowała być
weselszą. Niepokój, zazdrość, smutek wybuchnęły dopiero łzami, gdy powróciwszy na
folwark, pomodliwszy się długo, długo, poduszkę swą oblała płaczem nieutulonym.
Panna Klara, która zrazu przygotowaną była do kłótni, do nauk, musiała milcząco
przyznać, że Zosi się udało. Ostójski tryumfował.
Ja mówiłem szepnął siostrze, dając dobranoc my wszyscy przy niej głupi& to
dziewczyna genialna! Ty jej daj pokój! to, to! wie ona, co, gdzie, jak powiedzieć i jak się
znalezć&
P. Klara ruszyła ramionami i pokiwała głową.
Przyszłość okaże! odezwała się patetycznie, odchodząc.
* Henselt Adolf (1814 1889) niemiecki pianista i kompozytor
* Anakreont grecki poeta liryczny z VI w. p.n.e.
Rachuby ludzkie, chociażby one na najgruntowniejszych oparte były podstawach i umysł
nad nimi najlogiczniejszy pracował, chybiają prawie zawsze. Mówiąc językiem
matematyków, mają one w sobie zawsze zbyt wiele liczb nie znanych, ażeby dobrze wypaść
mogły. W rachunek wchodzi serce ludzkie, które najczęściej zawodzi, charakter, który
podlega wyjątkowym i nieobliczonym metamorfozom, wreszcie zewnętrzne wpływy,
zupełnie nieprzewidziane. Niezmiernie więc rzadko to, co człowiek osnuł pracowicie, spełni
się po jego myśli, a najdziwniejsza to, że gdy cel osiągnie, znajduje, iż to, czego pragnął,
wcale jest czym innym, niż się spodziewał. Fatalizm turecki jest niedorzeczny, ale wiara w
rozumną opatrzność nieuchronna. Jest bowiem w sektach logika uderzająca, choć czasem
nierychÅ‚a, i z Heglem powiedzieć można zawsze alles was ist, ist vernünftig*. My
powiadamy lepiej, a toż sarno Bądz wola Twoja .
My powiadamy! Tak napisaliśmy wprawdzie, ale jakże rzadka powiadamy: Bądz wola
Twoja , a jak częściej daleko: Bądz wola moja!
P. Margocki nasz właśnie podług tej woli swej osnuł plan kampanii, której pierwsze zaraz
wypadki dały mu niezmiernie do myślenia. Szło wszystko nie podług jego zawczesnego
obrachunku.
Po pierwszej bytności w pałacu odwiedziny Zosi, która wcale nie czuła do nich wstrętu,
pana Juliana i innych osób z okolicy powtarzały się niemal codziennie. Hrabina potrzebująca
rozrywki w stosunkach u wód i na wsi nie była zbyt przebierająca; wiedziała, że to za sobą
żadnych nie pociąga następstw Zosia ją bawiła oryginalnością swoją. Julian się jej
podobał, zarówno jak Caricie. Nie nawykła do ludzi z tego świata, który wszystko bierze
poważnie i do serca, znajdowała go wyższym nad innych, bo z nią nie grał komedii miłości i
był grzeczny, a na pozór chłodny. Włoszka wolała ten chłód pełen uszanowania, pod którego
lodami czuła gorejące żary, niż czcze umizgi ludzi, którzy kochać nigdy nie mogli.
W czym się najfatalniej przerachował, jak mówią, Margocki, to w wypuszczeniu z klub
swoich młodego hrabiego. Tymczasem hrabia Edmund od pierwszych odwiedzin Zosi mocno
się nią zajął. Margocki nie przypuszczał, żeby to na serio czymś innym być mogło nad płochą
zabawkę, ale go to niepokoiło. Ile razy się spotkali, hrabia mówił, rozpytywał tylko o Zosi,
nareszcie jednego dnia niespodzianie oświadczył, że wypada mu za matkę i za siebie być z
odwiedzinami na folwarku, zabrał Margockiego i pojechali.
Zosia przyjęła ich ani zdziwiona, ani do zbytku tym honorem przejęta, a choć ojciec i
ciocia występowali tak, że cały dwór się poruszył i tysiące bąków postrzelano z wielkiej
gorliwości, ona pozostała po swojemu, wesołą, grzeczną, ale bynajmniej nie poruszoną.
Wróciwszy z tych odwiedzin, nazajutrz, gdy Margocki przyszedł rano do hrabiego, zastał
go zadumanym w fotelu i pierwsze pytanie, jakie usłyszał, było:
Mój Margocki, czy też oni są szlachta?
Kto? spytał zdumiony Margocki alboż wiem, o kogo idzie?
Niedomyślny! rozśmiał się hr. Edmund o kogóż ja pytać mogę? o Ostójskich!
Szlachta!! alboż ja wiem, kto dziś już szlachcic rzekł, ruszając ramionami, kwaśny
plenipotent. Przypadkiem wpadł mi w ręce jeszcze na końcu XVII w. wydany przez
jakiegoś Wacława Potockiego głupi foliant Poczet herbów, i to jeszcze wierszem. Otóż, że
tam herbów znalazłem wiele, kupiłem go u Lissnera& a z niego zapamiętałem te wiersze:
Pełne tytułów ściany, pełne herbów płatwy*,
Gdzie miały być nożyce, koziki i dratwy&
Któż to dziś rozpozna szlachcica? Każdy dziś, kto chce, wpisze się w bractwo, które
otworem stoi. Czy Ostójscy od Ostoi pochodzą? dalipan, nie wiem& Może!! nie pytałem
* alles, was ist, ist vernünftig (niem.) wszystko, co jest, jest rozumne
* płatwy belki podtrzymujące krokwie
go o to&
Hrabia zamilkł, a po przestanku rzekł:
Kiedy jest herb Ostoja.
A jest, ale cóż to dowodzi? rzekł Margocki.
I panna, powiadasz, będzie miała sto tysięcy talarów? hę?
Margocki oniemiał na to pytanie. Po milczeniu domyślił się hrabia, że go drasnął, spojrzał
nań, uśmiechnął się.
A, zapomniałem, że ty się pono myślałeś o nią starać!
Ale słuchaj no Margosiu, ja bym tobie na tę grę puszczać się nie radził. Umiem cię ocenić
z tym wszystkim, gdyby przyszło do tego, żebyś Zosię dostał, elle est plus forte que toi*,
siedziałbyś pod pantoflem, a nie nawykły do tak ciasnego kąta, udusiłbyś się wprędce. Zosia
ta, to nie pospolite stworzenie, wcale nie pospolite. Patrz tylko elle a la conscience de sa
force*. Nie zmieszana, pewna siebie, swobodna, wszędzie jest na swoim miejscu& Dodaj
młodość, wdzięk bo śliczna i powiedz mi, ze stu tysiącami talarów czyż może być,
żeby ona za ciebie poszła? Margocki był do żywego dotknięty, wstał z krzesła jak
przypieczony nagle i począł chodzić po pokoju przyśpiewując, jakby na niegrzeczne pytanie
odpowiadać nie chciał. Hrabia złośliwie gonił go oczyma.
No, nie gniewaj siÄ™, Margosiu, ne me boudez pas*, przyjacielskÄ… ci radÄ™ dajÄ™, nie
kompromituj siÄ™&
Ale skądże pan hrabia tak dziś gorliwy o to, abym się nie skompromitował? rzekł
Margocki. Proszę być spokojnym&
Zrzekłeś się? spytał hrabia.
Nie, wcale nie odparł Margocki czekać będę tylko, aż panu hrabiemu odejdzie
fantazja zabawiania się w romansik niewinny ze szlachecką dzieweczką& która z niego
żartować może będzie.
Ma foi!* zaśmiał się hrabia miałaby słuszność szydzić, gdybym się na romansik
porwał! Niegłupim!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]