[ Pobierz całość w formacie PDF ]
okupu, uwierzyłbyś?
- Mógłbym uwierzyć, gdyby... - zaczął Fazio.
Mimi przerwał mu rozzłoszczony.
- Przecież obaj doszliśmy do tego samego wniosku! Co jest, zmieniłeś zdanie?
- Daj mi skończyć. Mógłbym w to uwierzyć, podejrzewając, że Picarelli skończyły się
pieniądze, które zabrał z sejfu, i kazał swojemu wspólnikowi zadzwonić, żeby wyciągnąć
więcej.
- Z tym się mogę zgodzić - oświadczył Mimi.
- Więc w dalszym ciągu uważacie, że to było tylko przedstawienie?
- Tak jest - odpowiedzieli chórem.
- A jeśli mam dowód, że się mylicie?
- Tak jest - powtórzyli.
Montalbano otworzył szufladę, wziął wyretuszowaną fotografię i podał Augellowi.
Fazio wstał i stanął za plecami Mimiego, żeby się przypatrzyć.
- O kurwa! - wykrzyknÄ…Å‚ Augello.
- To on! - potwierdził Fazio.
- Kiedy ją zrobiono? - spytał Mimi.
- Jak pan ją zdobył? - zainteresował się Fazio.
- Spokojnie. Fotografię zrobiono jakieś trzy, cztery dni temu - powiedział Montalbano.
- Gdzie? - zapytał Mimi.
- W Hawanie, w nocnym lokalu. Widzicie, że nie mieliście racji? Picarella nie jest na
Malediwach ani na Bahamach, tylko na Kubie.
- To dopiero skurwysyn - podsumował Mimi.
- Od kogo pan ją dostał? - dopytywał się Fazio.
- Dał mi ją ten jegomość z wąsami, w okularach. Jest z Vigaty.
- Nie znam go - stwierdził Fazio.
- A ja myślę, że znasz - powiedział Montalbano, podając mu oryginalne zdjęcie.
- Przecież to Di Noto, ten, który eksportuje ryby!
- Otóż to. Kazałem wyretuszować twarz, żeby nie miał kłopotów.
- To co teraz robimy? - spytał Mimi.
- To proste. Jutro rano, kiedy Fazio będzie sprawdzał wytwórnie mebli i zakłady
renowacji, ty wezwiesz panią Ciccinę Picarellę na komisariat i wyjaśnisz jej, jak sprawy się
majÄ….
- A ona, zazdrosna jak diabli, jeszcze wyładuje swoją furię na mnie!
- No cóż, ryzyko zawodowe.
- Ale jak mam to zrobić?
- Musisz rozmawiać z nią bardzo taktownie. Na przykład na początek powiedz jej, że
masz informację, że jej mąż jest w dobrym zdrowiu i ma się dobrze. Wię cej - ma się
świetnie. Jeszcze więcej - tak dobrze, że nie mógłby mieć się lepiej. I dopiero wtedy, gdy
zobaczysz, że pani Ciccina się uspokoiła, pokażesz jej zdjęcie.
- A jeśli spyta, skąd je dostaliśmy?
- Powiesz, że przysłano je anonimowo.
- Wiesz, co zrobię? Zadzwonię od razu i powiem, żeby tu przyszła. W ten sposób
pozbędę się kłopotu. A jeśli będę potrzebował pomocy, przyjdę do ciebie.
- Do mnie? Ja z tą sprawą nie mam i nie chcę mieć nic wspólnego. Zasługa
rozwiązania zagadki przypada tobie i Faziowi. Więc nawet nie próbuj mnie w to wciągać.
Został w komisariacie jeszcze z pół godziny. Potem, obawiając się, że Mimi mógłby
go wezwać na pomoc, jeśli nie będzie umiał poradzić sobie z panią Cicciną, postanowił
wyjść.
- Wraca pan do Marinelli, panie komisarzu?
- Tak, Catare. Zobaczymy siÄ™ jutro rano.
Deszcz trochę jakby ustał, ale wyglądało na to, że zaraz znowu zacznie lać.
Gdy tylko ruszył, zrozumiał, że nie ma wielkiej ochoty wracać do domu, w taki deszcz
i tak nie będzie mógł posiedzieć na werandzie. Będzie musiał zjeść w kuchni lub przed
telewizorem. To znaczy, że będzie siedział samotnie w czterech ścianach i rozmyślał o
sytuacji z Livią. Nie ma co, miła perspektywa! Co robić? Pojechać do Enza czy wypróbować
jakąś nową knajpkę? A jeśli znowu zacznie lać?
Zagłębiony w rozmyślaniach, jechał bardzo wolno, aż ktoś z tyłu zaczął na niego
trąbić. Zjechał na prawo, jednak samochód jadący za nim nie tylko go nie wyprzedził, ale
znowu zatrąbił.
Ktoś chce, żeby się naprawdę wkurzył?
Zaczęło znowu mocno padać i w lusterku mógł tylko zobaczyć, że sportowy
samochód za nim jest zielony. Opuścił szybę, wysunął na zewnątrz ramię i dał znak, żeby go
wyprzedzić. Odpowiedzią był kolejny klakson.
Ktoś szukał zaczepki? Proszę bardzo!
Zjechał na pobocze i się zatrzymał. Samochód z tyłu zrobił to samo. Wtedy komisarz
stracił cierpliwość. Nie dbając o to, że leje, otworzył drzwi i wypadł na zewnątrz. Wtedy
zobaczył, że kierowca drugiego samochodu otwiera drzwi od strony pasażera.
Podbiegł i wskoczył do środka, gotów przyłożyć natrętowi w dziób, ale nagle znalazł
się w ramionach roześmianej Ingrid.
- Wkurzyłam cię, co, Salvo?
Ingrid Sjostrom! Przyjaciółka, powierniczka i wspólniczka. Nie widział jej co
najmniej od pół roku.
- Tak się cieszę, Ingrid! Dokąd jechałaś?
- Spotkać się z przyjacielem i pójść z nim na kolację. A ty?
- Do Marinelli.
- Jesteś sam? Masz plany na wieczór?
- %7Å‚adnych.
- Poczekaj.
Wzięła komórkę leżącą na desce rozdzielczej, wybrała numer.
- Manlio? Tu Ingrid. Słuchaj, niestety kiedy się ubierałam, żeby pojechać do ciebie,
okropnie mnie rozbolała głowa. Możemy przesunąć spotkanie na jutro? Tak? Jesteś cudowny.
Odłożyła komórkę.
- Nigdy nie zdarzyło mi się mieć bólu głowy - powiedziała.
- Dokąd pojedziemy? - spytał komisarz.
- Do ciebie. Jeśli Adelina zostawiła ci coś do jedzenia, podzielimy się.
- Zgoda.
W towarzystwie Ingrid perspektywa spędzenia wieczoru w Marinelli wyglądała
zupełnie inaczej.
- PojadÄ™ przodem, a ty za mnÄ….
- Salvo, mój samochód nie może jechać twoim tempem, silnik mi się zatrze. Daj mi
klucze od domu, pojadÄ™ pierwsza.
Kiedy dojechał, Ingrid była w sypialni. Grzebała w swojej obszernej torbie.
- Salvo, idę pod prysznic, mokre ubranie lepi mi się do skóry.
- Ja po tobie.
W tej samej chwili torba, którą Ingrid chciała położyć na szafce, spadła na ziemię i jej
zawartość rozsypała się po całym pokoju. Zaczęli wszystko zbierać, po czym Ingrid
sprawdziła, czy niczego nie brakuje.
- Coś takiego - stwierdziła niezadowolona.
- Czego brakuje?
- Myślałam, że wzięłam opakowanie prezerwatyw. Nie mogę znalezć. Może
zapomniałam.
Montalbano patrzył na nią ogłupiały.
- Czemu zrobiłeś taką minę?
- Czy to nie mężczyzna powinien się zabezpieczać?
- Teoretycznie tak. Ale jak zapomni, to co robić? Zpiewać kołysanki?
- Poczekaj, poszukam jeszcze raz.
- Nie trzeba. Nie potrzebuję ich. Zdecydowałam się spędzić wieczór z tobą... -
powiedziała, idąc do łazienki.
Zdecydowała się spędzić wieczór ze mną, więc nie potrzebuje prezerwatyw -
powtórzył w myśli komisarz. Hipotetyczny satyr Montalbano powinien się poczuć urażony?
A cnotliwy pustelnik Montalbano powinien poczuć się dumny?
Nękany takimi wątpliwościami, poszedł otworzyć drzwi na werandę i wyszedł na
zewnÄ…trz.
Naturalnie dalej lało.
Deszcz nie zmoczył co prawda ani stolika, ani ławki, bo chronił je daszek, za to morze
podeszło aż pod werandę, zakrywszy całą plażę.
Na upartego mogli zjeść na zewnątrz, chociaż zrobiło się trochę zimniej.
Otworzył lodówkę i srodze się rozczarował. Oprócz oliwek i sera tumazzo nic w niej
nie było. Czy to znaczy, że będą musieli wyjść z domu i poszukać jakiejś knajpy? Otworzył
piecyk.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]