[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przeniknęła chłopca. Wiedział, że ta istota jest starsza niż Matuzalem, starsza od najstarszych ludzi.
- Ty jesteś czymś w rodzaju węża - zawyrokował. - Prawda? Och, naprawdę jesteś
niesamowity.
Naukowiec poczuł, że energia chłopca dotarła do jego wewnętrznych kanałów. Bardzo
ciekawe są te siły ziemskie, brutalne, lecz dobre, jeśli im się daje jakąś szansę.
Potwór chciał za pomocą ruchu palców opisać budowę atomu, miłość do gwiazd i
pochodzenie wszechświata.
- Jesteś znów głodny? A może masz ochotę na ciasteczka Oreo?
Harvey machnął ogonem. Ciasteczka mogą być... Wprawdzie za nimi nie przepada, ale pies,
który zjada szczotki, nie jest wybredny. Wyjął z pyska konserwę i dał ją Elliottowi, który prowadził
potwora.
W porządku, pomyślał Harvey, pójdę za nimi. Ruszył do hallu, potem do pokoju chłopca,
gdzie potwora poczęstowano ciasteczkami. Harvey zaszczekał i uderzył w konserwę.
- JesteÅ› za gruby, Harvey.
Za gruby? Pies stanął bokiem i pokazał żebra. Ale nie potrafił nabrać Elliotta. Teraz potwór
stał się jego ulubieńcem. Harvey zaczął szukać jakiegoś pożywienia w torbie, którą chłopiec
zazwyczaj zabierał na wędrówki.
Elliott tymczasem otworzył drzwi schowka i powiedział:
- Będziesz tu miał swoje miejsce. Urządz je sobie jak kabinę w Statku kosmicznym, okay?
Musisz mieć tu wszystko, czego ci trzeba.
Ale istota pozaziemska wpatrywała się w sufit pokoju przedstawiający niebo. Był tam smok
z rozpostartymi skrzydłami, oświetlony promieniami słońca.
- Podoba ci się? Chodz tu, mam ich więcej.
Chłopiec położył książkę na podłodze i wraz z potworem zaczęli ją oglądać.
- To sÄ… gnomy... a to krasnale.
Potwór za pomocą specjalnych obrotów ustawił swoje oczy tak, że mógł ujrzeć nawet
włókna papieru. Z kart książki wpatrywały się w niego malowane małe stwory z dużymi
brzuszkami, trochÄ™ do niego podobne.
Czyżby inni wędrowcy osiedlili się tutaj dawno temu? Gdy potwór oglądał obrazki, Elliott
zaczai układać poduszki i koce w schowku. Cały czas zadawał sobie pytanie, dlaczego przygarnął
potwora. Wiedział, że to stworzenie przywędrowało do niego z przestrzeni międzygwiezdnych i on
musi iść za nim albo... albo umrze.
- Spodoba ci się tutaj - zawołał przez drzwi. Jego umysł i ciało poruszały się prawie bez
wysiłku, jakieś sygnały pulsowały w nim. Nie mógł wiedzieć, że znajduje się pod wpływem
działania praw kosmosu: uświadomił sobie tylko, że czuje się lepiej niż kiedykolwiek. Pies nie
przeszedł tej samej metamorfozy. Ani jego dusza, a tym bardziej jego żołądek niewiele mieli
korzyści z ogryzania obcasów.
Pocieszył się myślą, że z radością ugryzie w kostkę listonosza, ale nastąpi to dopiero jutro.
Elliott zszedł do hallu i wrócił z miską wody. Harvey ucieszył się, myśląc, że to dla niego,
ale chłopiec umieścił ją w schowku.
- To dla ciebie. Tu jest twój człon dowodzenia. - Chłopiec ustawił kilka pluszowych
zwierzątek przy drzwiach. - One są dla twojej osłony. Gdy będziesz razem z nimi, nikt cię nie
zauważy.
Stary botanik przyglądał się tej krzątaninie ze zdumieniem, Harvey natomiast pragnął
ugryzć w głowę małego misia. Chłopiec przyniósł teraz lampę.
- To jest światło. Popatrz.
Zapalił ją i pasmo ostrego światła poraziło szalenie wyczulone oczy naukowca. Cofnął się,
oparł o gramofon, ręką dotknął igły, która zazgrzytała na płycie. Mimo nieprzyjemnego dzwięku
przeniknęły do niego jakieś łagodne promienie i uświadomił sobie, że znalazł jeszcze jeden
przedmiot, prócz widelca, który przyda mu się w czasie ucieczki. Będzie się obracał i zgrzytał... i
będzie mógł przekazać informacje.
Popatrzał na gramofon. Ujrzał w nim swoje wybawienie. Potykając się szukał innych części
sprzętu elektronicznego. Otworzył szufladę biurka i zaczai w niej grzebać, wszystko przewracać i
wyrzucać na podłogę.
- Hej tam, spokojnie! - zawołał Elliott. - W tym miejscu powinien panować porządek.
Wędrowiec badał inne kąty pokoju, dokładnie się przyglądał każdej rzeczy, a wszystko było
tutaj takie dziwne. Siły twórcze tej planety są takie prymitywne... Gdzie mógłby znalezć inspirację?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]