[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miał dosyć czepliwych rąk Sondry i jej żarłocznych spojrzeń.
%7Å‚eby uciec przed tobÄ… mruknÄ…Å‚, podnoszÄ…c siÄ™ z fo-
tela. Stanął przed nią spięty i usztywniony, ze ściągniętą, su-
rową twarzą. Oczy miał ciemne i niezgłębione.
Diana patrzyła na niego oszołomiona, zdruzgotana nie
tylko jego okrutnymi słowami, ale i opryskliwym tonem w
głosie. Czym sobie zasłużyła na takie traktowanie? Przetrzą-
sała gorączkowo pamięć w poszukiwaniu jakiejś przyczyny,
prawdziwe czy wyimaginowanej. Jedyne wytłumaczenie, ja-
kie znajdował jej wstrząśnięty umysł, miało związek z wcze-
śniejszym komentarzem Matta do jej wyglądu. Kiedy przyj-
rzała mu się uważniej, ogarnęło ją zdumienie, jeśli dobrze
czytała z jego twarzy, zdradzał wszelkie objawy lęku przed
jej osobÄ…!
Diana zadrżała pod wpływem poczucia nie doświad-
czanej jeszcze kobiecej mocy. Naśladując, jak umiała, uwo-
dzicielskie zachowanie aktorki, powoli zbliżyła się do Matta.
Wyraz niepewności, który przemknął przez jego twarz, wy-
wołał u niej dreszcz, podniecenia.
Matt nigdy nie tracił pewności siebie!
Obserwując go, postąpiła jeszcze jeden krok. Oczy mu
zabłysły, opuściły się na jej piersi, a potem szybko uniosły,
by spojrzeć płomiennie prosto w jej zrenice.
Diana była młoda i niedoświadczona, ale nie można jej
było zarzucić głupoty ani naiwności. Czuła, jak jedwabisty,
złoty materiał bluzki ślizga się po jej piersiach, wyobrażała
sobie, jak zmysłowe musi się to wydawać Mattowi, każdemu
mężczyznie.
Poruszyła leciutko ramionami. Jedwab otarł się piesz-
czotliwie o ciało, rozpalając gdzieś głęboko w niej iskrę na-
miętności. Postąpiła kolejny krok.
Matt uniósł rękę, jakby chciał ją zatrzymać.
Diano, nie& Napięcie w jego cichym głosie po-
działało na nią jak cios w serce.
Opuściła ją odwaga. Nie da rady. Po prostu nie nada-
wała się do grania roli uwodzicielki. Nie mogła zrobić tego
Mattowi. Kochała go, a w jej mniemaniu miłość wykluczała
udawanie.
Ona również uniosła rękę i przyłożyła dłoń do jego
dłoni.
Och, Matt, przepraszam& ja& ja&
Nie masz za co przepraszać przerwał jej, wpatrując
się z napięciem w ich złączone dłonie. To moja wina. Ja
powinienem przeprosić. Zmarszczył czoło, a jego palce
bezwiednie wsunęły się między jej palce. Z ust wyrwało mu
się westchnienie rezygnacji i ich dłonie się splotły.
Ale dlaczego? krzyknęła zdezorientowana Diana,
ściskając jego rękę w odruchu rozpaczy. Jak to& Co ty ta-
kiego zrobiłeś?
Myślałem o tobie. Głos miał jeszcze cichszy, led-
wie go usłyszała. I to w taki sposób, w jaki nie powinienem
o tobie myśleć.
Diana wiedziała. Naturalnie, że wiedziała, tą wiedzą
drżała każda jej cząstka. Musiała jednak zapytać, usłyszeć to
z jego własnych ust.
W jaki sposób, Matt? spytała cicho, postępując
jeszcze jeden niepewny krok.
Rozluzniając gwałtownie palce, szybko cofnął rękę.
W sposób, w jaki mężczyzna myśli o kobiecie... o
swojej kobiecie. Mówił z wysiłkiem, przez ściśniętą krtań.
A ty nie jesteś kobietą. Di. Właściwie jesteś jeszcze dziec-
kiem. Wciągając chrapliwie powietrze w płuca, odstąpił od
niej.
Dianę ogarnęło ponownie uderzające do głowy poczu-
cie kobiecej mocy i wyparło wszelkie myśli o ostrożności, o
konsekwencjach. Wypowiadając te słowa, Matt przyznawał,
że pragnie jej jej, nie Sondry, właśnie jej. Pod wpływem
impulsu zbliżyli się do niego z uniesionymi w błagalnym ge-
ście rękami.
Nie jestem już dzieckiem, Matt. Za kilka miesięcy
kończę osiemnaście lat i w świetle prawa będę dorosła. W
oczach świata będę kobietą. Przesunęła koniuszkami pal-
ców po miękkim materiale jego koszuli. Zareagowały mro-
wieniem, wyczuwając pod gładką bawełną twarde ciało.
Szybkim ruchem języka zwilżyła wargi i dokończyła:
Wiem, czego chcÄ™, Matt.
W głębiach jego oczu znowu zapłonął blask, niemal
przerażający swoją dzikością.
Skąd to wiesz? spytał z nie skrywaną furią. Z kim
byłaś? Kto cię nauczył?
Matt, ty nic nie rozu& Nie zdążyła dokończyć, bo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]