[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wieczorem. Teraz nie mogę rozmawiać.
Charlie znowu zastukał.
- Masz trzy minuty na ułożenie fryzury, Kitty! - wrzasnął.
- Dobra, dobra, idÄ™!
Włożyła na głowę idiotyczny kapelusz i poszła do fryzjera. Eleonora już tam siedziała.
Na jej okrągłej twarzy malowało się zadowolenie.
- Dzień dobły, dłoga Kitty. Jak się udał weekend? - spytała słodko.
Kitty spojrzała na nią krzywo. Od razu zajęto się jej włosami i kapeluszem, a Betty
zaczęła walkę z kołnierzem jej gryzącego fioletowego kostiumu.
- Zwietnie - odparła krótko.
- Miło to słyszeć, kochana. Wiesz, jestem desolee, że nas opuszczasz, cherie...
Fatalny francuski akcent przypomniał Katherine, że kiedyś widziała Eleonorę z Jean-
Claude em na bankiecie Jake a. Pomyślała, że koniecznie musi go o to wypytać... -
jednocześnie się cieszę, bo przychodzi do nas Donna Mills jako twoja cudownie odnaleziona
siostra.
- No cóż, trudno wszystkich zadowolić - odparła Katherine z udawaną obojętnością.
- O, ja myślę, że akułat ty to potłafisz - rzekła Eleonora. W jej zbyt mocno
podkreślonych makijażem oczach pojawił się błysk.
Katherine wstała, wygładziła zbyt obcisłą, zbyt krótką spódnicę, po czym zeszła po
schodach na plan - w sam środek magicznego kręgu świateł.
- Najważniejsze, że mam Jean-Claudea - pocieszyła się w myśli.
Podczas jednej z przerw podszedł do niej Charlie.
- Telefon do ciebie, Kitty. Twoja matka.
Katherine z ciężkim westchnieniem podniosła słuchawkę telefonu, który stał na
lekkim przenośnym stoliku obok bufetu.
- Cześć, mama. Jak się czujesz?
- Dobrze, Kit-Kat, całkiem dobrze, jeśli nie brać pod uwagę astmy. Ale łykam nowe
lekarstwo i nie mam już tamtych ataków.
- To dobrze, cieszÄ™ siÄ™.
Charlie dotknÄ…Å‚ jej ramienia.
- Gotowi - powiedział bezgłośnie.
Skinęła potakująco głową, choć dobrze wiedziała, że matce trudno przerwać, gdy się
nastawiła na dłuższą rozmowę.
- Powiedz mi, Kitty, kim jest ten Jean-Claude Valmer czy jak go tam zwÄ…. To coÅ›
poważnego? - spytała Vera.
Katherine nabrała w płuca powietrza i mimo woli się uśmiechnęła.
- Tak, mamo, to coś poważnego, a poza tym to najlepsza rzecz, jaka zdarzyła mi się od
wielu lat.
- W takim razie będę trzymała kciuki za ciebie, Kit-Kat. Ale bądz ostrożna. Wiesz, że
masz pecha do mężczyzn. Jeśli jednak to taki wspaniały facet, to nie daj mu odejść.
- Nie dam - obiecała Katherine żarliwie.
Tego wieczora Katherine zwierzyła się Jean-Claudeowi ze wszystkich zmartwień.
Opowiedziała mu o swoich finansowych i podatkowych kłopotach, o księgowym, który ją bez
wątpienia okradał, o następcy Pedra, tajemniczym Chińczyku Wonie, którego Tommy, za
jego plecami, nazywał %7łółtkiem , o tym, że czuła się winna wobec syna i o chorym eks-
mężu, który wyciągał od niej wszystkie pieniądze.
Kiedy dobiegła do końca swojej opowieści, prawie płakała. Przytuliła się mocno do
Jean-Claudea.
- Niczym się nie martw, cherie- powiedział, obejmując ją. - Pomogę ci. Obiecuję, że
rozwiążę wszystkie twoje problemy.
ROZDZIAA ÓSMY
Gabe i Luther przyjęli Katherine nazajutrz. Znowu tak na nią patrzyli, że poczuła się
niegrzecznÄ… dziewczynkÄ….
- Naprawdę postanowiliście mnie zabić? - spytała wprost.
- Spadają notowania naszego serialu. Musimy coś zrobić, żeby je podnieść - odparł
Gabe, bawiąc się kościano-malachitowym nożem do otwierania kopert.
- To wiem - rzekła Katherine. Dla każdego, kto znał fanaberie wolnego rynku, było
rzeczą naturalną, że sieci telewizyjne konkurowały ze sobą, a te najbardziej popularne zgoła
toczyły walkę na noże. Odbijało się to na notowaniach seriali w taki sposób, że w jednym
tygodniu dany tytuł zajmował na liście Neilsona pierwsze miejsce, w następnym zaś spadał na
dziewiątą lub nawet jeszcze gorszą pozycję. Niektóre skakały jak piłeczka jo-jo. - wiem
również, że w zeszłym tygodniu mieliśmy lepsze notowania od rozgrywek ligowych, a
wcześniej, przez trzy tygodnie, przegrywaliśmy z miniserialami - zauważyła spokojnie.
- %7łeby tylko z miniserialami - rzekł zirytowanym głosem Gabe.
- Czy możecie mi powiedzieć, dlaczego akurat mnie postanowiliście złożyć w ofierze?
- spytała, zapalając papierosa drżącymi rękoma.
- Robimy to dla dobra serialu, Katherine - szczeknÄ…Å‚ Luther. - Nic poza tym siÄ™ dla nas
nie liczy.
- Byłam wobec was bardzo lojalna. Byłam lojalna również wobec serialu. Wiem, w
gazetach wypisywano o mnie różne bzdury, ale wy chyba nie przywiązujecie wagi do tego, co
drukują te szmaty. - Zauważyła, że obaj odwrócili od niej wzrok. - Nie powiecie mi chyba, że
wierzycie w te brednie?
- Nie w tym rzecz, w co my wierzymy, Katherine - zdenerwował się Luther. - Chodzi
o to, że musimy podnieść notowania. Wiesz, jak próba zamordowania J.R. wpłynęła na
oglądalność Dallas ? Otóż chcemy wykorzystać tę sztuczkę w Rodzinie Skeffingtonów .
- A jeśli notowania nie wzrosną? - spytała Katherine.
- Napisano o mnie wiele okropnych rzeczy, ale nie zapominajcie, że pisano również
dobrze. Na przykład, że beze mnie ten serial byłby do niczego. - Dojrzawszy błysk gniewu w
oczach Gabe a, prędko się poprawiła. - Nie, nie, oczywiście, zle się wyraziłam. Chciałam
powiedzieć, że beze mnie też byłby doskonały, ale... no... inny. Zresztą, po co ja wam to
mówię. Założeniem było, że będę nieco zaostrzać tę potrawę, prawda?
Przytaknęli obaj, a Gabe powiedział:
- Aby położyć kres twojemu zdenerwowaniu, zdradzimy ci, Kitty, że przygotowaliśmy
dwa zakończenia. Ale - tu ściszył dramatycznie głos - to drugie nakręcimy na zamkniętym
planie, a wszystkie osoby zaangażowane w to przedsięwzięcie zobowiążemy do zachowania
całkowitej tajemnicy.
- Czy wszyscy aktorzy zostaną w to wtajemniczeni? - spytała niespokojnie Katherine,
której szósty zmysł mówił, że oczernianie jej przez gazety jest, przynajmniej częściowo,
robotÄ… Eleonory.
Gabe żywił podobne podejrzenia, ale nawet palcem nie ruszył w tej sprawie, licząc, że
domniemana nienawiść między Eleonorą a Katherine korzystnie wpłynie na notowania
serialu.
- Z aktorów tylko ty będziesz o tym wiedziała, Kitty. - Posunął w jej stronę parę
arkuszy papieru. - Masz, przeczytaj to. Myślę, że ci się spodoba.
Katherine przerzuciła kartki i uśmiechnęła się.
- To jest to drugie zakończenie?
Pokiwał głową.
- Uhm.
- Co zadecyduje o tym, które z nich wybierzecie?
- Przeprowadzimy ankietę. Wszystko zależy od widzów. Jeśli zechcą, żeby Georgia
Trująca Brzoskwina umarła, to damy pierwsze zakończenie. Jeśli nie, to...
- Zostanę? - spytała Katherine.
- Uhm. - Gabe spojrzał na zegarek. - Ale o tym dowiemy się dopiero dwa tygodnie po
zakończeniu tej części serialu.
- A co będzie ze mną przez ten czas?
Luther uśmiechnął się chytrze.
- Pójdziesz na mały urlop, Katherine. Oczywiście, płatny.
- Co będzie, jeśli widzowie zechcą śmierci Georgii?
- Wtedy, dziewczynko, będziemy musieli porozmawiać z twoim agentem - odparł
Gabe.
Katherine przełknęła ślinę. Ten kto powiedział, że w Hollywood ludzie są pozbawieni
uczuć, bynajmniej nie przesadził. Ci dwaj z całą pewnością mieli serca z kamienia. Ich zimne,
granitowe oczy mówiły, że była im zupełnie obojętna. Już zapomnieli, że to dzięki jej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]