[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ku skóry pomiędzy brzegiem jej koszulki i pasem jej
szortów. Wciągnęła szybko powietrze w reakcji na
falę gorąca, która przez nią przepłynęła.
– O, właśnie tak – powiedział, a w wyrazie jego
twarzy mogła dostrzec satysfakcję i zadowolenie ze
sposobu, w jaki jej ciało wygięło się w jego kierunku.
– No i jeszcze twoja skóra, która drży przy
najmniejszej pieszczocie moich palców – kontynuo-
wał, przesuwając opuszki palców wokół jej pępka,
aż westchnęła i zadrżała. – Ale o tym, że pragniesz
mnie równie mocno jak ja pragnę ciebie, mówi
głównie sposób, w jaki właśnie w tej chwili tward-
nieją ci sutki i to, jak przysuwasz się coraz bardziej,
szukając bliższego kontaktu. – Wsunął palce pod jej
koszulkę i musnął dół jej piersi. – Każda z twoich
reakcji to odpowiedź.
Miał rację. Wszystkie jej reakcje były jasne i czy-
telne, ale nic nie mogła na to poradzić. Sprzeczanie
się z nim byłoby śmieszne, zwłaszcza wobec tak,
hm... namacalnych dowodów.
Zatopił płonące spojrzenie w jej oczach.
– Nigdy nie odpowiadasz na moje pytania, Jo,
a wystarczyłoby proste ,,tak’’ lub ,,nie’’. Czy ufasz
mi na tyle, żebym cię pocałował, kiedy jesteś przy-
kuta do łóżka i nie masz żadnej kontroli nad tym, co
by się mogło stać?
Gdyby okoliczności były inne, gdyby był to
mężczyzna, któremu nie ufała, sama myśl o takiej
sytuacji byłaby przerażająca. To on był tym, który
uwodził, ale decyzję pozostawił jej. Mogła powie-
dzieć ,,nie’’ albo mu uwierzyć.
Zakazany owoc kusił ją. Tak samo jak fantazja
o byciu zakładniczką mężczyzny, który podporząd-
kowałby ją sobie swoimi ustami, swoimi rękami. Ta
myśl przerażała ją, ekscytowała, podniecała...
– Tak – szepnęła.
Rozdział siódmy
Pozwoliła mu na to! Dean wsunął palce w jej
jedwabiste, ciepłe włosy, pogłaskał policzek i kciu-
kiem uniósł jej podbródek w górę. Pochylił głowę,
pragnąc wreszcie pocałować Jo i wyzwolić to pożą-
danie, które widział w jej oczach. Sprawdzić, czy
całe to napięcie między nimi było wstępem do
czegoś o wiele głębszego...
Dotknął jej ust swoimi, powoli je rozchylając,
przejmując nad nimi kontrolę. Jej wargi były mięk-
kie i uległe, otworzyła je dla niego z cichym po-
mrukiem. Czując ogarniające go płomienie, pocało-
wał ją mocniej i odnalazł jej język. Drażnił ją
bezlitośnie, igrał z nią zręcznie, badając wnętrze jej
delikatnych ust i prowokując, aby była równie
śmiała, jak on.
Odpowiedziała na jego pocałunek z podobnym
zapałem, szukając gorączkowo jego języka, dopro-
wadzając go do granicy szaleństwa. Nie bała się
pogrążyć w erotycznych przyjemnościach dwojga
ludzi, którzy pragnęli siebie nawzajem. Nie wstydziła
się cieszyć z tego, co sprawiało jej rozkosz. Nie wahała
się dawać mu do zrozumienia językiem, ustami
i wijącymi się ruchami ciała, że pragnie więcej.
Nie mogła użyć rąk, nie chciała wypowiedzieć ani
słowa, ale przemawiała do niego językiem kobiecego
ciała, starym jak świat – cichym, starożytnym
językiem, którym kobiety od wieków rozmawiały
z mężczyznami. Przysuwanie się coraz bliżej. Deli-
katne wygięcie bioder. Niespokojne ruchy szczup-
łych ud, ocierających się o jego przełożoną przez nie
nogę.
Chciała, żeby jej dotykał, pieścił ją, głaskał. Nie
tracąc czasu, wsunął więc rękę pod jej plecy i przeciąg-
nął dłonią wzdłuż kręgosłupa. Jęknęła i wygięła się
pod nim w łuk. Odpowiadając na ciche zaproszenie
jej ciała, przyciągnął ją bliżej na tyle, na ile pozwoliły
na to kajdanki. Kiedy jej stwardniałe sutki dotknęły
jego piersi i kiedy zacisnęła uda mocniej wokół jego
nogi, pomyślał, że za chwilę eksploduje.
Wstrzymał oddech, kiedy zalała go fala pożądania
– nagła paląca potrzeba zrobienia czegoś, żeby ugasić
szalejący w jego wnętrzu pożar. Jego męskość była
twarda jak kamień i większa niż kiedykolwiek. Od
wielu lat nie czuł się tak dobrze – wszystko to dzięki
tej żywotnej i zmysłowej kobiecie, która kompletnie
go zaskoczyła... na tak wiele sposobów.
Kilka długich minut później oderwała usta od jego
warg, oddychając ciężko i napinając swoje więzy.
Nie mógł opanować chęci przytulenia się do jej
pachnącej szyi i schował twarz w zagłębieniu jej
obojczyka. Jednodniowy zarost na jego szczęce
podrapał lekko jej skórę, ale Dean zaraz ukoił podraż-
nienie długim, powolnym ruchem języka.
Wciągnęła gwałtownie powietrze. Kajdanki za-
dzwoniły i z jej gardła wydobył się jęk.
– Puść mnie, Dean.
Pewien, że rzeczy zaszły za daleko, natychmiast
posłuchał jej prośby. Uwolnił się z uścisku jej nóg,
sięgnął w górę, szukając kluczy, aż wreszcie znalazł
mały srebrny kluczyk, którym otworzył kajdanki
i uwolnił ją.
Pogłaskał kciukiem lekko zaczerwienione ślady
na jej nadgarstkach i zaklął w duchu, czując wyrzuty
sumienia.
– Wszystko w porządku?
– Jak najbardziej – odpowiedziała i rzuciła się na
niego z zadziwiającą prędkością i siłą.
Nie wiedząc nawet kiedy, Dean znalazł się pod
nią, siedzącą na nim i żelaznym chwytem przy-
trzymującą jego dłonie po obydwu stronach głowy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]