[ Pobierz całość w formacie PDF ]
skutków. Zupełnie jakby od tamtego czasu wszystko stanęło w miejscu. Podczas jazdy nieustannie
zanudzał ją opowieściami z tamtego okresu. Z zapałem mówił też o generale Robercie E. Lee, który
zatrzymał się kiedyś w Melody House.
Gdy dojechali na miejsce, ku jej zdziwieniu nie wysiadł nawet z samochodu, tłumacząc, że jest
na służbie. Pożegnał się krótko i odjechał.
Na szczęście Penny okazała się wprost cudowna. Trudno było ocenić jej w.iek, równie dobrze
mogła być dopiero po czterdziestce, jak i krótkoprzed sześćdziesiątką. Była drobnej budowy, miała
przepiękne, głębokie, niebieskie oczy i śmieszną, krótką, przyprószoną siwizną fryzurkę.
- Tak - przyznała Darcy - widać, że w tym domu już od niepamiętnych czasów tętniło życie.
Wiele na to wskazuje. Ma pani racjÄ™, to cudowne miejsce.
- No cóż, nic w tym dziwnego - uśmiechnęła się Penny. - Dziadek Mata naprawdę lubił ten dom;
traktował go jak ukochane dziecko. Był wspaniałym człowiekiem, choć na pozór mogło się
wydawać inaczej - dodała nieco zakłopotana. - Matt też kocha ten dom i nie chce, by trafił w obce
ręce, a proszę wierzyć, koszty utrzymania takiej rezydencji są olbrzymie.
- Domyślam się - westchnęła Darcy.
- Poza tym Matt to wyjątkowo uczciwy i solidny człowiek, nic nie zrobi nielegalnie czy wbrew
wyznawanym zasadom. %7ładne łapówki czy przekupstwo nie wchodzą w ogóle w rachubę. Jest
doskonałym szeryfem i ludzie go za to cenią i kochają. Potrafi rozwiązać niemal każdą zagadkę i
dużo rozmawia z młodzieżą, w ogóle interesuje się sprawami młodych. Zgodził się też, żeby Melo-
dy House udostępnić zwiedzającym, w końcu dom musi na siebie zarabiać. A jak pani sądzi -
zapytała nagle. - Czy tu naprawdę mogą być duchy? Darcy zaskoczyło to pytanie.
- Trudno to tak od razu stwierdzić...
- Pani je widzi, prawda?
- Ten dom ma bardzo specyficznÄ… atmosferÄ™
- zawahała się Darcy. - Można to wyczuć natychmiast po przekroczeniu progu. Mieszkało tu
przecież wielu wspaniałych ludzi. Takie rzeczy nie znikają bez śladu, zwłaszcza że wszystko co
żyje, ma swoją energię, a energia też nie znika bez śladu.
- I ja tak uważam i w ogóle wierzę w duchy, choć Matt twierdzi, że to śmieszne. Aleja naprawdę
kilka razy już widziałam białą damę na schodach... No, i ta historia z młodą parą, a ostatnio Klara...
Ten duch jest tu naprawdę fizycznie obecny. - Spojrzała na Darcy z głębokim przekonaniem w
oczach.
- Proszę opowiedzieć mi tę historię.
- Panna młoda obudziła się w noc poślubną i twierdziła, że widziała ducha. Zbliżył się do niej,
dotykał jej włosów i twarzy, a nawet szeptał coś do niej. Z przerazliwym krzykiem, niemal naga
zbiegła po schodach i za żadne skarby nie chciała wrócić z powrotem do pokoju. Na jej policzku
pozostały czerwone smugi. Zresztą kilka miesięcy pózniej przytrafiło się to samo naszej pokojówce
Klarze, nawet chciała odejść z pracy i Matt z trudem ją nakłonił, by została.
- No właśnie, a co na to wszystko pan Stone?
- Uważa, że Klara miała jakieś przywidzenia, nie mówiąc już o tej pannie młodej. W ogóle nie
wierzy w zjawiska nadprzyrodzone, to raczej ja naciskałam już od dawna, żeby coś z tym zrobić.
Wiem, że pan Harrison to prawdziwy znawca w tej dziedzinie, jeden z najlepszych na świecie, no i
poza tym przyjaciel Matta. Po długich namowach
Matt wyraził też zgodę, by Liz przeprowadziła tu seans spirytystyczny. Ma się odbyć jutro w
nocy.
- Będę się czuła zaszczycona, jeśli pozwolicie mi państwo wziąć w nim udział.
- Ależ oczywiście! Odbędzie się w salonie - powiedziała podekscytowana Penny.
- Doskonały wybór - uśmiechnęła się Darcy.
- Czy będzie pani przeszkadzało, jeśli się tu trochę rozejrzę?
- Oczywiście, że nie. Pani bagaż został zaniesiony do pokoju na piętrze. Do apartamentu
generała Lee, bo właśnie tam pojawia się ten duch. Ciekawa jestem, czy coś się tym razem
wydarzy. Ale pani siÄ™ nie boi, prawda?
- Ależ skąd, to mój zawód.
- Proszę się czuć jak u siebie w domu, wszystko jest do pani dyspozycji. - Wręczyła jej
niewielką broszurkę. - Tu znajdzie pani trochę informacji o Melody House i małą mapkę
przedstawiającą układ pomieszczeń.
Darcy opuściła biuro Penny i spojrzała na schody. Były stare, drewniane. Gdyby przyjechał tu z
nią Adam, zaraz zamontowałby wszędzie tę swoją aparaturę, wykrywającą nawet najmniejsze
zmiany temperatury, najdelikatniejsze ruchy powietrza i rejestrującą najcichsze z możliwych
szmery, a nawet zmiany w polu elektrycznym i magnetycznym. Jednym słowem, cud techniki!
Musiała przyznać, że nie bez powodu był tak cenionym specjalistą. Każde zlecenie traktował z
niezwykłą powagą, jak prawdziwy profesjonalista.
Ona kierowała się raczej intuicją. Często, gdy pojawiała się w tego typu miejscu, czuła w
pobliżu obecność Josha i wiedziała, że dotrzymał obietnicy i wciąż nad nią czuwał. O dziwo jednak
tym razem nie czuła jego obecności i trocheja to niepokoiło.
Dom zbudowany był w stylu kolonialnym, jak wiele innych z tego okresu. Kilka schodków,
weranda, duży hol. Na dole znajdowała się spora biblioteka. Darcy postanowiła do niej zajrzeć. Na
drewnianej podłodze leżał stary perski dywan. Na ścianie naprzeciwko drzwi znajdował się
kominek, otoczony kilkoma fotelami. Było tam też mahoniowe biurko, a na nim nowoczesny
komputer i drukarka. Wszystkie ściany zdobiły niekończące się rzędy książek, od podłogi aż po
sufit.
Zamknęła na chwilę oczy, by w pełni zagłębić się w atmosferę tego pomieszczenia. I w nim, jak
i w całym domu, czuło się ducha historii, ale było to odczucie bardzo pozytywne, nic nie
wskazywało na jakieś złe moce. Przeszła do salonu, który był naprawdę wyjątkowo piękny.
Chodziła wzdłuż i wszerz, ignorując liny broniące zwiedzającym turystom bezpośredniego dostępu
do antycznych mebli, zaglądała w każdy kąt, lecz nie wyczuła żadnych niebezpiecznych wibracji.
Jadalnia także okazała się niezwykle wytworna i zadbana, z wyposażeniem z połowy osiemnastego
wieku. Darcy wszystko obejrzała i wyszła na taras. Widok wprost zapierał dech w piersiach. W
oddali góry, mieniące się w promieniach słońca najpiękniejszymi barwami natury. Górowały jednak
wszelkie odcienie zieleni i brązów. Wzięła kilka głębokich oddechów i wróciła do środka. Tylnymi
schodami, tymi dla służby, weszła na górę i zerknęła na mapkę. Wynikało z niej, że jest tu sześć
sypialni, a właściwie pięć, bo jedną przerobiono na pomieszczenie służbowe. Każda sypialnia
nosiła imię jednego z wielkich generałów z okresu wojny secesyjnej. Zajrzała do wszystkich po
kolei, nie zauważyła jednak nigdzie nic szczególnego. Były równie zadbane, jak cały dom,
błyszczały czystością, a urządzono je z nienagannym smakiem. Na końcu zatrzymała się przed
pokojem generała Lee i zamknęła oczy. Nie wiedziała dlaczego, ale była jakoś dziwnie spięta.
Wzięła głęboki oddech, odegnała niepokojące myśli i weszła do środka. Wewnątrz panował
[ Pobierz całość w formacie PDF ]