[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sobie to, co chciała zapamiętać. Potem odbyło się małe przyjęcie.
- Zostaw mnie tu i idz pogadać z lekarzami - zwróciła się do Alexa. - Nie
mam ochoty włóczyć się po sali i ciągle się komuś przedstawiać. Poza tym nie
chcę ci przeszkadzać w interesach.
- Ale ja chcę się tobą pochwalić! I zapewniam cię, że w niczym nie
będziesz mi przeszkadzać.
- Prawdę mówiąc, sama mogłabym tu coś załatwić. Kto wie, może uda mi
się znalezć lepszą pracę?
- Nawet o tym nie myśl! Przyniosę ci zaraz coś z bufetu, a potem...
- Sama sobie coś przyniosę. No już, zmykaj.
Przez moment patrzył na nią bez słowa. Wiedziała, że kieruje nim
kurtuazja, ale z jego twarzy wyczytała, że jest jej wdzięczny za tę pełną
swobodę ruchów.
Po chwili zagadnÄ…Å‚ jÄ… jakiÅ› starszy pan. WidzÄ…c plakietkÄ™ z jej
nazwiskiem i funkcją, spytał, jak podobał jej się wykład.
- 67 -
S
R
- Bardzo mnie zainteresował - przyznała - ale trochę się też
zaniepokoiłam. Choroby, które jeszcze pięćdziesiąt lat temu traktowano jako
egzotyczną ciekawostkę, teraz stały się dość powszechne. W ciągu ostatnich
dwóch lat miałam do czynienia z dwoma przypadkami schistosomatozy. Moja
starsza koleżanka po fachu nigdy przedtem się z czymś takim nie zetknęła.
- Czy chorzy dotknięci chorobami tropikalnymi wymagają jakiejś
szczególnej opieki pielęgniarskiej? - spytał.
Zdążyła powiedzieć mu niemal wszystko, co na ten temat wiedziała, gdy
nagle uprzejmie im przerwano:
- Najmocniej przepraszam, profesorze Williams. Czy można na słówko?
Przy nich stał autor wykładu, profesor Rodney Stark. Rozmówca Lizy
oddalił się, grzecznie się z nią pożegnawszy. Sala powoli pustoszała i Liza bez
trudu odnalazła wzrokiem Alexa. Widać było, że jest w tym towarzystwie znany
i lubiany.
- Widziałem, że rozmawiałaś z profesorem Williamsem - powiedział,
podchodzÄ…c do niej.
- Bardzo sympatyczny pan.
- I jeden z najlepszych w kraju ekspertów w dziedzinie chorób
tropikalnych.
Kiedy szli do samochodu, coś sobie uświadomiła.
- To nie była impreza z wolnym wstępem, a więc ktoś musiał za mnie
zapłacić. Ty to zrobiłeś?
- Tak. Uznałem, że powinnaś wiedzieć na ten temat więcej.
- Strasznie mi miło, ale muszę ci zwrócić te...
- Proszę cię, nic mi nie zwracaj. - Otworzył jej drzwiczki do samochodu. -
Zrozum, to, że cię tu przywiozłem, naprawdę ułatwi mi pracę. Nie mówmy już o
tym.
- Ale...
- Nie ma mowy. Podaj mi atlas drogowy.
- 68 -
S
R
Około wpół do trzeciej po południu zatrzymali się przed zajazdem przy
autostradzie. Alex zaproponował, by przebrali się tu w stroje sportowe. W
wysokich butach, bryczesach, wełnianej koszuli i kurtce z kapturem wyglądał
jak urodzony traper. Czy on w czymkolwiek wyglÄ…da zle?
- Umiesz pilotować? - spytał; gdy skręcili w boczną drogę na
wrzosowisku w Derbyshire.
- Tak.
- To sprawdz, jak dojechać w to miejsce. - Wskazał jej punkt na mapie.
- DokÄ…d jedziemy?
- Holly prosiła o skamieliny do szkoły. Ktoś mi powiedział, że można je
tu znalezć.
- Uwaga, zaraz musisz skręcić w prawo.
Wjechali w dolinę, której zboczem, wysoko ponad rzeką, ciągnęła się
dróżka. Nie widać było wokół żadnych turystów. Gdy zaczęli się wspinać, Liza
głęboko odetchnęła i rozprostowała kości. Już dawno nie była na świeżym
powietrzu. Odwykła od fizycznego wysiłku. A przecież tak lubiła piesze
wycieczki!
Alex przystanął - byli w połowie drogi. Upstrzone wapiennymi skałkami
zbocze na przemian wznosiło się i opadało.
- Tutaj znajdziemy skamieliny.
Podeszli do jednej ze skał i wyszukali szczątki maleńkich stworzeń
morskich, zachowane tam od milionów lat.
- Co zbierałeś, kiedy byłeś chłopcem?
- Skąd wiesz, że coś zbierałem? - zdziwił się. - Szczerze mówiąc,
najbardziej lubiłem obserwować ptaki.
- Jesteś staranny, wybredny, systematyczny. - Z uśmiechem wskazała
ładną kolekcję skamielin, które zgromadził na trawie. - Nie rozpędzaj się,
zostaw coÅ› dla innych.
- Spójrz tylko na tę!
- 69 -
S
R
Pochyliła się do przodu i w tej samej chwili pośliznęła się na nierównym
terenie. Ponieważ Alex próbował ją pochwycić, oboje poturlali się w dół.
Poczuła, że nie może złapać tchu, poczuła też ból w kostce, a potem nagły,
nieznośny ból w krzyżu. Głośno krzyknęła. Gdy uniosła powieki, ujrzała nad
sobą ciemną sylwetkę Alexa, wyraznie odcinającą się od błękitnego nieba.
Pociemniało jej w oczach i wszystko zlało się w jedną szarą plamę.
Mimo to nie zemdlała. Leżała bez ruchu, zmagając się z dojmującym
bólem. Jak to możliwe, że szczęście w jednej chwili zmieniło się w udrękę? -
pomyślała. Przypomniała sobie pacjentów z urazówki. Musieli przeżywać to
samo, co ona w tej chwili - nie mogli uwierzyć w swoje własne, nieoczekiwane
cierpienie.
- Jak się czujesz? - W głosie Alexa brzmiało coś więcej niż naturalny w
tej sytuacji niepokój.
- Moje plecy i żebra... Chyba uderzyłam o skałę.
- O Boże! - Był przerażony, ale szybko odezwał się w nim lekarz. - Nie
zmieniaj pozycji. Możesz poruszać palcami u nóg? Czujesz, że je masz?
- Tak, na szczęście tak. To nie paraliż.
- Mrowienie w dłoniach? Trudności z oddychaniem?
- Nie, już lepiej. To chyba nic poważnego. Przykucnął blisko niej i z jego
oczu wyczytała, że jest naprawdę bardzo poruszony.
- Ja o tym zdecyduję. Gdzie cię najbardziej boli? Tutaj? Tuż pod tobą jest
ostra krawędz. Poczekaj, przewrócę cię na bok.
Bolało ją jak diabli, ale z rozkoszą pozwoliła, by rozpiął jej kurtkę,
rozchylił sweter, rozpiął kołnierzyk bluzki... Ciepłymi dłońmi dotknął jej żeber.
- W porządku, nie ma złamań. A teraz pomogę ci wstać.
Zerknęła pod nogi, na skałę, na którą upadła; i aż ją przeszył dreszcz -
dwadzieścia centymetrów dalej, i złamałaby sobie kręgosłup.
- Zasada numer jeden: obrażenia rzadko występują pojedynczo. Boli cię
coÅ› jeszcze?
- 70 -
S
R
- Tak. Chyba skręciłam lewą nogę w kostce.
- Nie możemy jej obejrzeć, bo nie włożylibyśmy z powrotem buta. Na
razie tylko odpoczniemy. - Zbadał jej puls. - Nie najgorzej, tylko nieznaczny
wstrząs. %7ładnych oznak bladości ani sinicy. Jeszcze kilka minut odpoczynku, a
potem zdecydujemy, czy wezwać karetkę.
- Nie ma potrzeby. Wierz mi, znam siÄ™ na tym.
- Wiedziałem, że tak powiesz - mruknął.
Zapiął jej kurtkę i nasunął kaptur na głowę. Następnie wyjął z kieszeni
płachtę biwakową, narzucił ją na ramiona Lizy, po czym przytulił ją lekko i
objął. W samą porę - bo nagle poczuła się słaba, śmiertelnie przerażona, bliska
łez. Przytuliła się mocniej do niego, a on znów zmierzył jej puls.
- Spodziewałem się tego - szepnął. - Nie martw się, kochanie, wszystko
będzie dobrze. Ból wkrótce ustanie, położymy cię do łóżka.
Po wypadku lub jakimś innym urazie pacjenci często przeżywają szok.
Najlepiej ich wtedy nie ruszać, ale dodać im otuchy i zapewnić ciepło. Alex tak
właśnie postąpił. Widziała w nim teraz opanowanego, kompetentnego lekarza -
ale pamiętała wyraz jego oczu, gdy zobaczył ją, jak leży, z grymasem bólu na
twarzy. Może jednak zależy mu na niej, tak serio?
Oparła mu głowę na piersiach i siedzieli tak przez kwadrans. Ciało wciąż
miała obolałe, lecz opuściło ją poczucie bezradności. Mogłaby tak siedzieć i
siedzieć bez końca...
- Chodzmy już - powiedziała, zupełnie wbrew sobie.
Jeszcze raz zmierzył puls, bacznie jej się przyjrzał, delikatnie musnął ją
wargami.
- Dobra, idziemy. Ale gdybyś się gorzej poczuła, natychmiast mi
powiedz.
- Nie zapomnij o skamielinach - przypomniała mu ze słabym uśmiechem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]