[ Pobierz całość w formacie PDF ]
du.
- Taki kostium to idealny strój biurowy - oznajmiła.
- Nie mam nic przeciwko kostiumom, jeśli są dobrze uszyte lub twarzowe, ale ty
wybierasz najgorsze w całym sklepie.
- Zupełnie jakbym słyszała swoje siostry.
Wiedział, że nie powinien się wtrącać, jednakże znał się na modzie i przeszkadzało
mu, że Miranda nie przykłada najmniejszej wagi do swojego wyglądu.
- Ubierasz się tak, jakbyś chciała być niewidoczna.
Westchnęła.
- Bo to prawda. Może dlatego, że w mojej rodzinie wszyscy zawsze uwielbiali eks-
trawagancję, każdy miał obsesję na punkcie wyglądu, a ja... nie interesowało mnie
współzawodnictwo. Wiedziałam, że nigdy nie dorównam siostrom, więc po co próbo-
wać?
Na pewno nie jest łatwo, kiedy ma się tak piękną siostrę, pomyślał Rafe, a kiedy
się ma dwie tak urodziwe siostry, musi być podwójnie ciężko. Mimo to szkoda, że Mi-
randa się poddała. Przy odrobinie wysiłku mogłaby być całkiem atrakcyjna. Miała
śliczną gładką cerę, regularne rysy, inteligentne spojrzenie, oczy, które czasem wydawa-
Å‚y siÄ™ brÄ…zowe, a czasem zielone...
R
L
T
To nie wszystko. Przypomniał sobie jej błogi uśmiech i złociste refleksy w zacze-
sanych do tyłu włosach.
- Dlaczego upinasz włosy?
- Bo tak jest wygodniej. Praktyczniej. Wyobrażasz sobie, jaki bym miała teraz ba-
łagan na głowie?
Czuł, że coś więcej się za tym kryje, że Mirandę odstrasza nie tyle bałagan na gło-
wie, co bałagan w życiu, ale nie był to odpowiedni moment na zadawanie pytań.
- Nie lubisz potarganych poniedziałków?
Roześmiała się.
- Na ogół moje poniedziałki wyglądają całkiem inaczej.
- Moje też - przyznał. - Więc korzystajmy z okazji, i cieszmy się wolnością.
Wkrótce zatrzymamy się gdzieś na kawę. Ginny by mi nie darowała, gdybym nie do-
trzymał obietnicy.
O tej porze mało kto wyjeżdżał z Londynu, toteż nie tworzyły się korki. Rafe pro-
wadził szybko, miał doskonały refleks. Opuszczony dach uniemożliwiał normalną roz-
mowę, ale to Mirandzie nie przeszkadzało. Im bardziej oddalali się od miasta, tym lepszy
miała humor.
Dzień był piękny. Z przyjemnością patrzyła na widoki za oknem, czasem zerkała
na długie palce Rafe'a, na jego targane wiatrem włosy, na uda, które znajdowały się tak
blisko, że wystarczyłoby wyciągnąć rękę...
W innych okolicznościach nie zawahałaby się. Gdyby nie była Mirandą Fairchild,
zacisnęłaby dłoń na jego nodze. A gdyby on nie był Rafe'em Knightonem, uśmiechnąłby
się i przykryłby jej rękę swoją.
Ale on był Rafe'em, a ona Mirandą, i nie miała najmniejszej ochoty go dotykać.
To dlaczego na samą myśl o dotyku czuła przejmujący dreszcz? Na wszelki wypa-
dek splotła dłonie na kolanach i wbiła wzrok przed siebie. Jednakże zamiast lasów i łąk
widziała Rafe'a, który uwodził ją uśmiechem, spojrzeniem, siłą i pewnością siebie.
Nie bądz idiotką, zganiła się w duchu. Cóż on takiego w sobie ma? Owszem, jest
wysoki, śniady, przystojny i piekielnie bogaty, ale cechuje go też próżność, brak głębi i
powagi, nieodpowiedzialność.
R
L
T
Nie, dla takiego mężczyzny nie straci głowy.
Odetchnęła z ulgą, kiedy zatrzymali się przed kawiarnią. Nareszcie mogła choć
trochę zwiększyć między nimi dystans.
Usiedli przy stoliku pod drzewem. Po chwili na dwór wyszedł tłusty labrador, by
dotrzymać im towarzystwa. Położył pysk na kolanach Mirandy i zaczął zamiatać ogonem
ziemiÄ™.
- Cześć, piesku.
Miranda pogłaskała psa za uchem, a Rafe, ku swemu zdumieniu, poczuł przez
moment ukłucie zazdrości.
- Uwielbiam zwierzęta.
Uśmiechnęła się promiennie, a Rafe nie mógł zrozumieć, dlaczego wcześniej uwa-
żał ją za bezbarwną.
- Błagałam rodziców o psa, ale zawsze twierdzili, że to za duży kłopot.
- Więc świetnie dogadasz się z moją babcią. Ma tabuny psów. Ja osobiście wolę
koty - odrzekł, spoglądając na psią sierść na spódnicy Mirandy.
- Wcale mnie to nie dziwi. - Koty spędzają dni na słodkim lenistwie i dbaniu o
własną czystość. Nic dziwnego, że Rafe się z nimi identyfikuje.
- Mają mnóstwo wdzięku i elegancji - oznajmił prowokacyjnie. To ciekawe, pomy-
ślał, że Miranda woli psy. Jest taka schludna i opanowana; jakoś nie pasuje do niej jazgo-
tliwy chaos, który zwykle kojarzy się z psami.
- Za to psy są lojalne i przyjazne. Prawda, mały? - Popatrzyła na labradora, który
dysząc z radości, merdał nie tylko ogonem, ale niemal całym zadem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]