[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dywałem podczas naszej ostatniej rozmowy, na pewno już masz świadka.
L R
T
- Owszem. Właśnie na niego patrzę.
Gibb poczuł się niesłychanie wdzięczny, jakby zdjęto mu z ramion wielki ciężar.
- Tak, poprosiłem o świadkowanie najlepszego przyjaciela ojca, na wszelki wypa-
dek, gdybyś się nie pojawił. Od razu zastrzegł, że będzie tylko świadkiem awaryjnym, i z
chęcią ustąpi ci miejsca, a sam zajmie się witaniem gości.
- Naprawdę? - Gibb czuł się uszczęśliwiony. Do oczu napływały mu łzy wzrusze-
nia. Scott był prawdziwym przyjacielem. Lepszym, niż można sobie wymarzyć.
- Miałem nadzieję, że jednak zmienisz zdanie co do mojego ślubu z Jackie i poży-
czysz nam szczęścia.
- Dzięki, chłopie.
Scott dotknął bransoletki, którą miał na przegubie.
- Pamiętasz, co sobie obiecaliśmy w dniu, w którym je kupiliśmy?
Palce Gibba powędrowały do pustego nadgarstka.
- Braterstwo krwi na zawsze.
- Hej, a co się stało z twoim łańcuszkiem?
- Długa historia, opowiem ci na przyjęciu.
- Nie przejmuj się. To tylko symbol, liczą się czyny. Cieszę się, że jesteś.
- Ja też.
- Chodz, przedstawię cię Jackie. Ale po weselu będę miał do ciebie gorącą prośbę.
- Zrobię, co tylko zechcesz.
- Chciałbym, żebyś wpakował swój elegancki tyłek do firmowego odrzutowca,
pomknął do Kostaryki i powiedział Sophie, że ją kochasz.
- A co jeśli... - Gibbowi słowa uwięzły w gardle, ale w końcu wydusił: - A jeśli ona
nie odwzajemnia moich uczuć?
- Wiele razy podejmowałeś ryzyko, masz wprawę. Zresztą intuicja mi podpowiada,
że tym razem nic ci nie grozi. Długa lista ewentualnych korzyści i zero po stronie strat.
- Jeżeli mnie odtrąci, nie wiem, czy się pozbieram.
- A pozbierasz się, jeśli zrezygnujesz z uczuć, zanim ją zapytasz?
Sześć godzin pózniej, gdy państwo młodzi odpłynęli w podróż poślubną, Gibb ka-
zał się zawiezć do hangaru, gdzie czekał na niego odrzutowiec.
L R
T
Ledwie parę minut czekali na pozwolenie na start, a on już zaczął się denerwować.
Amigo, uspokój się, przecież się nie pali, usłyszał w duchu wesoły głos Sophie.
Przestał chodzić tam i z powrotem. Usiadł w poczekalni i zaczął oglądać wiadomości.
- Przedstawiciele giganta w dziedzinie transportu, Fisby Corp., zdradzili, że opra-
cowali innowacyjną technologię w zakresie transportu, która zasadniczo zmieni sposób
podróżowania.
Nastąpił opis działania nowego środka transportu, niezwykle podobnego do tego, w
który zainwestował Gibb. Resztę informacji zapowiedziano po przerwie na reklamę.
Co? Znowu? Tylko nie to!
Tyle starań, zabiegów, żeby się ukryć przed szpiegami. Jakim cudem się dowie-
dzieli? Co tu się, do diabła, dzieje?
Odpowiedz nadeszła po chwili. Stacja telewizyjna pokazała na moment dyrektora
generalnego Fisby Corp.
Wsiadał do limuzyny z uwieszoną na jego ramieniu atrakcyjną blondynką. Gibb od
razu ją rozpoznał. Stacy.
A więc to ona była szpiegiem korporacji. Nawiązując do tytułu pewnego filmu, sy-
piał z wrogiem.
Dziwne, nie czuł ani oburzenia, ani gniewu. Zaczął analizować jej zachowanie i co-
raz bardziej chciało mu się śmiać. Wreszcie nie mógł się powstrzymać, odchylił głowę i
wybuchnął głośnym, oczyszczającym śmiechem. Niektórzy ludzie zaczęli na niego
dziwnie spoglądać, ale nie mógł przestać. Dwa lata ciężkiej pracy i kilkaset milionów
dolarów w plecy, a jego to wcale nie martwi.
- Dzięki, Stacy. Uwolniłaś mnie z klatki, w której dobrowolnie się zamknąłem.
Wolny. Po raz pierwszy, od kiedy wynalazł Zimdiggy, poczuł się wolny.
L R
T
ROZDZIAA PITNASTY
- Czemu wyglądasz jak zbity pies? - spytał Sophie zatroskany ojciec, widząc, że
córka niewidzącym wzrokiem wpatruje się w pejzaż za oknem.
Dotknęła twarzy ojca i wyczuła gdzieniegdzie szorstki zarost. No tak, znowu nie-
dokładnie się ogolił. Od kiedy zaczął tracić wzrok, miał z tym kłopot, ale odmawiał przy-
jęcia jakiejkolwiek pomocy.
- Skąd wiesz, papciu, jaką mam minę?
- A czy potrzebuję oczu, żeby wiedzieć, że moje najmłodsze dziecko jest smutne?
Aż taki ślepy nie jestem. Przestałaś śpiewać, nie słyszę radosnych nutek w twoim głosie.
Tak jest od czasu powrotu po nieudanym locie do Key West. Co się dzieje?
Jak mogła wytłumaczyć ojcu, że od kiedy zostawiła Gibba w bungalowie na Island
de Providencia, czuje się jak dziecko we mgle, i to dużo gęstszej niż ta, która od czasu do
czasu zalega nad Bosque de Los Dioses?
Właśnie doświadczała na własnej skórze ciemnej strony wielkiej namiętności. Bez
ukochanego życie traci smak.
Próbowała zapomnieć, co wydarzyło się na wyspie, i szukała ukojenia w związku z
Emiliem, ale kompletnie jej to nie wychodziło. Po tym, jak doświadczyła prawdziwej
namiętności, związek oparty wyłącznie na przyjazni nie spełniał jej oczekiwań, nie
uszczęśliwiał jej. I nie miało tu znaczenia, czy jej i Gibbowi pisana była wspólna przy-
szłość.
Zdobyła się na odwagę, żeby porozmawiać poważnie z Emiliem. Okazało się, że
on czuje to samo.
- Jeszcze pogodzisz się z Emiliem - próbował ją pocieszyć tata. - Nie jest za pózno.
- Tatusiu, ja go nie kocham.
- Aaa... rozumiem, kochasz kogoś innego.
- Tak... - wyszeptała. - Ale on mnie nie.
- W takim razie to bardzo głupi człowiek.
- On się boi zakochać.
L R
T
- No przecież powiedziałem, że to bardzo, bardzo głupi człowiek. Bo czego tu się
bać?
Sophie podciągnęła kolana pod brodę.
- To tak bardzo boli.
- Wiem, córeczko. - Uścisnął mocno jej rękę i poczłapał do pokoju, zostawiając
Sophie sam na sam z myślami.
Skuliła się jeszcze bardziej. Była głupia, łudząc się, że pomimo wszystko ona i
Gibb mogliby być razem, Loca, szalona. A jednak dalej nie mogła przestać o nim my-
śleć. %7łal narastał, wżerał się w duszę. Zamknęła oczy, niestety nie pomogło.
Wczoraj wieczorem wpadła do niej Josie z dużym pudełkiem chusteczek. Sophie
wygadała się i wypłakała w ramionach siostry. Trochę pomogło, ale nie na długo. Potem
obejrzała jeszcze Mieć czy nie mieć, jeden z ulubionych filmów mamy.
Jak szybko goi się złamane serce? Czy to w ogóle możliwe? Zadawała sobie w
kółko to pytanie i sięgała po kolejną chusteczkę. Miała właśnie zjeść lody albo wypić
piwo, gdy zadzwonił telefon.
Gibb! - pomyślała w pierwszej chwili. O naiwności, to była ciocia Kristi z Ventury.
- Słucham - wybąkała.
- Sophie, kochanie, Josie właśnie mi opowiedziała, co się stało.
- Och, ciociu.
- Dziecinko, musisz przestać o nim myśleć. Chcę cię mocno przytulić, przyjedz do
nas, na jak długo zechcesz. Wyjdziemy po ciebie na lotnisko.
Raz na parę lat widywała się z rodziną matki, zaproszenie od ciotki nie mogło
przyjść w bardziej odpowiedniej chwili. Gibb niedługo wróci, żeby dokończyć swój pro-
jekt, a ona nie zniesie teraz jego obecności. Jeśli wyjedzie, łatwiej będzie jej spojrzeć na
sprawy z dystansu. Powinna też rozejrzeć się za nową pracą. Kiedy ten ekologiczny po-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]