[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Z papierem ściernym w ręce poszła na górę, ciekawa, jak długo potrwa pomoc Dominica. W każdym
razie ona wykorzysta to najlepiej, jak się da. Mimo wszystko dziwiła się, że Dominie wyszedł z tą
propozycją, dopiero gdy pojawił się Randy.
Bo chyba nie jest zazdrosny. Wiedział, że nigdy nie da mu do tego powodu. Kochała go od pierwszej
chwili. Nawet teraz, gdy ją tak drażnił. Chciała, żeby Randy już sobie poszedł, wtedy mogłaby
przytulić się do męża. Marząc o tym, przecierała ramy okienne, aż ręka jej zdrętwiała.
Barwy przyszłości
251
Wykończona, usiadła na podłodze i zadzwoniła do swojej siostry Bridget.
- Kupiłam dom z zapuszczonym podwórkiem. Wyobrażam tu sobie bujną trawę i kwiaty, ale nie mam
pojęcia, od czego zacząć. Ty kochasz ogrody. Ile czasu spędzasz w ogrodzie babci Carrie? A w
swoim? Masz szansę zaprojektować, co chcesz, pod warunkiem, że będzie to łatwe do utrzymania.
- Słyszałam, że kupiłaś dom. Kiedy mogę go zobaczyć?
- W każdej chwili. Jestem tutaj prawie we wszystkie weekendy.
- Jutro koło południa?
- Zwietnie.
- A co jest z rodzicami? - spytała Bridget.
- Nic nie wiem. O co chodzi?
- Mama dzwoniła i pytała, czy jestem wolna w przyszły weekend. Powiedziała, że oddzwoni, jak
wszyscy potwierdzą. Spytałam, o co chodzi, ale mnie zbyła.
- Może to jakaś niespodzianka dla ciebie.
- Nie mam teraz urodzin.
- Może jakiś awans, który zasługuje na oblanie?
- Nic podobnego. Jeśli do ciebie zadzwoni, daj mi znać. Do jutra.
Annalise skończyła okna w sypialni od frontu i przeniosła się do drugiego pokoju, gdzie stało jej
łóżko. Na chwilę się położyła. Bolał ją prawy bok. Musi zwolnić. Nie ma potrzeby zrobienia
wszystkiego w jeden weekend.
Z tą myślą zasnęła.
- Annalise? - Dominie lekko nią potrząsnął. Otworzyła oczy. Na zewnątrz było ciemno. W słabym
świetle z holu widziała pochylającego się nad nią męża.
252
Barbara McMahon
- Dobrze się czujesz? - spytał.
- Jestem tylko zmęczona. I ręka mnie boli. Nic dziwnego, że Randy jest w takiej świetnej formie. To
ciężka fizyczna praca.
- Nie powinnaś się przemęczać.
- Ale jest tyle do zrobienia, a ja chcę mieć wszystko na czas gotowe.
- Na razie kolacja jest gotowa. Twój przyjaciel już pojechał. Ma randkę - dodał z satysfakcją.
- Tak? Która godzina?
- Minęła siódma.
Jęknęła i usiadła. Mogłaby przespać cały tydzień.
- Przyniosę kolację na górę, jeśli wolisz. - Cofnął się, żeby mogła wstać.
- Nie, zaraz zejdę. - Nie miała ochoty się ruszać, ale musiała coś zjeść.
Schodząc po schodach, przyglądała się podłodze.
- Wygląda pięknie - stwierdziła.
- Jest już sucha. Jutro się ją pomaluje i zostawimy ją do wyschnięcia, a w następną niedzielę położymy
drugą warstwę lakieru. Póki co możesz po niej ostrożnie chodzić.
- Dzięki za pomoc. Twoje doświadczenie się przyda.
Dominie mruknął coś pod nosem i wszedł do kuchni. Zapach mięsa duszonego z jarzynami wypełniał
powietrze. Annalise od razu poczuła, że umiera z głodu.
Usiedli przy stoliku.
- Bardzo smaczne - powiedziała,, patrząc na męża, który też jadł z apetytem.
Przypomniało jej się stare powiedzenie, że droga do serca mężczyzny wiedzie przez żołądek. Może to
jest sposób na
Barwy przyszłości
253
Dominica? Kiepsko radził sobie w kuchni. Przed ślubem zadowalał się hamburgerami i innymi fast
foodami. Matka nauczyła Annalise gotować, a Dominie lubił jej kuchnię.
- Jakie plany na jutro? - spytała.
- Zajmiemy się małym pokojem za salonem, a potem podłogą. Nie wolno będzie po niej chodzić co
najmniej przez dwadzieścia cztery godziny.
- Bridget wpadnie koło południa zobaczyć podwórze. Prosiłam ją, żeby coś wymyśliła. Ile czasu
zajmą wam podłogi?
- Dwie godziny maksimum.
- Za tydzień pomalujemy salon i jadalnię, dobrze? Annalise wzięła do ust kolejny kęs. Gdzie się
podzieje,
skoro nie można chodzić po schnącej podłodze?
Zerknęła na męża z myślą, czy nie wrócić do mieszkania. Ale szybko odrzuciła ten pomysł. Po
pierwsze chciała, żeby Dominie ją o to poprosił. Pragnie go jako męża, kochanka i ojca dla swojego
dziecka. Ale jeśli to niemożliwe, da sobie radę sama. Pora, by Dominie to sobie uprzytomnił.
Skończyli jeść i pozmywali naczynia.
- Wracasz do domu? - spytał na pozór mimochodem, wieszając ścierkę.
- Jestem w domu - odparła. - Chciałeś separacji na próbę, to ją masz.
- Okej, już spróbowaliśmy. Mnie się nie podoba. Annalise wzruszyła ramionami.
- Czego chcesz? - zapytał.
- Jakiegoś zapewnienia, że nam się uda.
- W życiu nie ma żadnych gwarancji.
- Bardzo krzepiące - odparła oschle.
254
Barbara McMahon
- Wiem, że jesteśmy skazani na to,dziecko. Muszę poradzić sobie z tym najlepiej, jak umiem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]