[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kolejny raz miałem poważną rozmowę z Nate'em - od
rzekł Grant.
- Bardzo mądrze z jej strony. Wydaje mi się, że naj
trudniejszym zadaniem dla rodzica jest uszanowanie de
cyzji własnego dziecka, jeśli się z nią nie zgadzają.
Grant oparł się o słupek werandy i spojrzał na Mercy
z zastanowieniem.
- Mówisz tak z doświadczenia?
Skinęła głową.
- Moi rodzice chcieli, żebym została lekarką.
Grant zamrugał oczami.
- Lekarką? A zostałaś policjantką. Do dość radykalna
zmiana.
- Nie byli nią uszczęśliwieni. Złożyłam podania do
kilku college'ów z doskonałymi wydziałami medyczny
mi. Do wszystkich zostałam przyjęta. Bardzo chciałam
pomagać ludziom, ale doszłam do wniosku, że nie jako
lekarz. - Uśmiechnęła się smutno i ironicznie. - Wtedy
tak mało wiedziałam o życiu.
- Czego nie wiedziałaś?
- Nie wiedziałam, że połowa ludzi, z którymi stykam
się w pracy, wcale nie chce, żeby im pomagać. Oni chcą,
żeby policja naprawiała ich błędy. - Zadrżała. - Inni
oczekują, że policjant na stałe rozwiąże ich problemy.
Nie stać ich na to, żeby samemu pociągnąć za cyngiel,
więc chcą wszystko urządzić tak, żeby zrobił to za nich
glina. Jakbyśmy byli maszynami bez żadnych uczuć...
- Urwała nagle, zdając sobie sprawę, że mówi coraz głoś
niej i za chwilę może całkiem stracić kontrolę nad emo
cjami. - Przepraszam... Nie chciałam...
Zagryzła wargę, by powstrzymać słowa cisnące się
na usta. Poczuła kłucie pod powiekami. Niepotrzebnie
zaczęła mówić o najtrudniejszych aspektach swojej pra
cy. Przez to znów powróciły do niej myśli o wszystkim,
co w niej było najgorsze. Spokój, który okazywała od
chwili przybycia na ranczo, był chyba tylko pozorny.
Znowu zadrżała i nie był to efekt chłodu.
Nie wiedziała nawet, kiedy Grant usiadł obok niej na
huśtawce. Była zbyt zaskoczona, by zareagować, kiedy
otoczył ją ramionami. Promieniujące od niego siła i cie
pło dawały jej poczucie spokoju i wyciszenia.
- To trudna i niebezpieczna praca, Mercy - rzekł ła
godnie. - Zawsze to wiedziałem, ale nigdy nie zastana
wiałem się, jak to znoszą ludzie, którzy ją wykonują. Aż
do tej chwili.
Słychać było, że mówi to z niekłamaną troską, lecz
Mercy nabrała czujności. W jej obecnym stanie umysłu
ciepło i poczucie bezpieczeństwa, jakie oferował Grant,
były zbyt kuszące i zbyt niebezpieczne.
Wyswobodziła się z jego objęć, starając się nie robić
tego zbyt gwałtownie. Chciała jak najszybciej odsunąć
od siebie poczucie bliskości.
- Przepraszam, że tak się przed tobą rozkleiłam - oz
najmiła sztywno.
Spojrzał na nią uważnie, ale nie starał się jej przy
ciągnąć z powrotem do siebie, nic jej też nie odpowie
dział. Wstała i odstąpiła na bezpieczną odległość.
- Ostatnio... dużo myślę na temat swojej pracy
i mam coraz więcej wątpliwości - odezwała się, kiedy
cisza stała się zbyt napięta. - Ale to nie znaczy, że musisz
wysłuchiwać moich łzawych wynurzeń.
- Chyba dobrze by ci zrobiło, gdybyś się przed kimś
wygadała - odparł po chwili.
Ale nie przed tobą, pomyślała Mercy. Nie mogła po
dzielić się najskrytszymi myślami z tym mężczyzną, któ
ry i tak już wystarczająco zburzył jej dość niepewny
i wątły spokój umysłu.
- Najpierw sama muszę wszystko przemyśleć - oz
najmiła.
- Widzę, że jesteś tak samo uparta jak dwanaście lat
temu.
- Po prostu chcę sama uporać się ze swoimi proble
mami, a to wcale nie znaczy, że jestem uparta.
- Ja mówiłem tylko o rozmowie na temat twoich pro
blemów. Czy to by naruszyło twoje poczucie niezależ
ności?
Spojrzała na niego ostro.
- Zawsze mi się wydawało, że według mężczyzn ko
biety za dużo gadają o swoich kłopotach.
- Może właśnie chodzi o to, że za dużo przebywasz
w towarzystwie mężczyzn i straciłaś umiejętność dziele
nia się swoimi myślami. Czy gliniarze obnażają przed
sobÄ… dusze?
Mercy groznie zmarszczyła czoło, ale po chwili do
strzegła wesołe iskierki w niebieskich oczach Granta i się
rozchmurzyła.
- Gliniarze duszą wszystko w sobie, dopóki nie eks
plodują - wyjaśniła ironicznie. - Tak przynajmniej robi
większość.
- A ty?
- Ja nie mam zamiaru eksplodować. Nie należę do
tego typu. Tak przynajmniej twierdzi nasz wydziałowy
psycholog.
- Byłaś u psychologa?
- Tego wymaga procedura po... po użyciu broni.
- Pomogło ci to?
- Trochę. - Spojrzała na zaśnieżony krajobraz. Już
dłuższy czas siedziała bez ruchu i zaczynało jej się robić
zimno. - Powiedział mi, że przyjazd tutaj to dobry po
mysł.
- A tobie jak siÄ™ wydaje?
- Tak, to chyba był dobry pomysł. To piękna okolica.
W naturze jest coÅ›, co do mnie przemawia, coÅ› czystego,
pierwotnego. Owszem, panujÄ… tu surowe warunki, ale
świat jest taki czysty, pozbawiony zła. To... po prostu
życie.
Grant patrzył na nią wyraznie zaskoczony.
- Ja... ja czuję to samo. Właśnie dlatego tylko tutaj
mogę być naprawdę szczęśliwy.
Przez długą chwilę patrzyli na siebie w milczeniu.
Oboje czuli wyraznie, że tworzy się między nimi nagła
i niespodziewana więz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]