[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ruszyłam do przodu, uważnie
się rozglądając. Szliśmy powoli. Jesse była zbyt niska, by wraz
z mierzącym prawie metr osiemdziesiąt Shawnem służyć
utykajÄ…cemu Adamowi za pewne oparcie.
Nagle coś usłyszałam. Zatrzymałam się, ale wokół panowała
cisza i pomyślałam, że pewnie nadal dzwoni mi w uszach.
Nie zrobiłam trzech kroków, kiedy poczułam na skórze moc
wilkołaków jak podmuch ciepłego wiatru.
- Stado już tu jest - powiedział Adam.
Nigdy wcześniej nie wyczuwałam w taki sposób jego wilków,
choć, z drugiej strony, po raz pierwszy byłam świadkiem
sytuacji, w której wszystkie zgromadziły się w jednym celu.
A może czułam je tak intensywnie, ponieważ stałam blisko
ich Alfy?
Adam zamknął oczy, głęboko oddychając. Prawie widziałam,
jak wlewa się w niego moc. Wyprostował się o własnych
siłach.
Jesse też go obserwowała. Tylko Shawn nie stracił
koncentracji i to właśnie dzięki jego rozszerzonym oczom
zaczęłam się obracać.
Gdybym to ja stanowiła cel ataku, już bym nie żyła. Wilkołak
przemknÄ…Å‚ obok mnie jak kula armatnia, powalajÄ…c mnie na
skrzynie. Smith & wesson poszybował w powietrze, ale nie
wystrzelił, kiedy uderzył o ziemię. Usłyszałam trzask kości
przedramienia i zalała mnie fala bólu. Upadając, zdążyłam
jeszcze dostrzec twarz Adama. Ułamek sekundy pózniej
napastnik skoczył w jego kierunku.
Jesse wrzasnęła. Shawn wystrzelał cały magazynek w szaro-
brązowego wilka, ale nawet go nie spowolnił. Wyciągnął nóż
o paskudnie powykręcanym ostrzu i w tej samej chwili
oberwał jednym z tych błyskawicznych kocich uderzeń, do
których żaden psowaty nie powinien być zdolny. Wpadł na
skrzynię i zwalił się na ziemię.
Zdołałam wstać i zacisnęłam lewą dłoń na rękojeści sztyletu
Zee. Nie wiem, dlaczego nie chwyciłam SIG-a. Może jeszcze
się nie otrząsnęłam po niespodziewanym ataku. Nie licząc
tego tygodnia, zwykle kontroluję przemoc w moim życiu i
nie wychodzÄ™ z niÄ… poza dojo.
Coś mignęło mi przed oczami. Kolejny wilkołak. W pierwszej
sekundzie pomyślałam, że właśnie opuściło nas szczęście. W
drugiej szczęście w postaci rudego wilka chwyciło szaro-
brązowego za kark i cisnęło nim o stelaż.
Adam krwawił. Chciałam mu pomóc, ale zanim do niego
podeszłam, rany zdążyły się zamknąć w napływie mocy,
która pachniała stadem. Wstał,
wyglądając lepiej niż kiedykolwiek od czasu ponie-
działkowej nocy.
W końcu sobie przypomniałam, że mam jeszcze jeden
pistolet. Odrzuciłam sztylet, wyciągnęłam SIG-a i czekałam,
aż dwa wilkołaki rozdzielą się na tyle, bym mogła
bezpiecznie oddać strzał. Rudy wilk był szczuplejszy od
większości znanych mi wilkołaków, jakby wyhodowano go
raczej do biegania niż walki.
- Nie chcę ich zabijać, jeśli nie jest to konieczne - powiedział
Adam, chociaż nie próbował odebrać mi broni.
- Ten musi zginąć. - Do moich nozdrzy docierał zapach
strażnika, który uderzył Jesse.
Było już za pózno, żeby mnie powstrzymać. Sza-ro-brązowy
wilk zwyciężył w zapaśniczym pojedynku i powalił rudego
na ziemię. Pociągnęłam za spust trzy razy. SIG to nie
czterdziestkaczwórka, ale nawet 9 milimetrów robi swoje,
kiedy trafia w tył głowy z odległości mniejszej niż pięć
metrów.
Adam coś mówił. Poruszał ustami, ale ja słyszałam jedynie
huczenie, jakbym stała na krawędzi skały, o którą rozbijają
się fale. Jedną z ujemnych stron dobrego słuchu jest
posiadanie wrażliwych uszu -coś, czym wilki z ich
zdolnościami regeneracji nie muszą się zbytnio przejmować.
Adam musiał się zorientować, że go nie słyszę, bo położył
rękę na pistolecie. Uniósł w górę brew, zadając pytanie.
Spojrzałam na podziurawionego
wilkołaka, a następnie na Jesse. Podążył za moim wzrokiem i
jego twarz stężała. Posłusznie podałam mu SIG-a.
Dumnym krokiem, bez śladu wcześniejszej niemocy,
podszedł do ciała. Jedną ręką ściągnął je z rudego wilka, który
przeturlał się na nogi i stanął oszołomiony z pochyloną
głową. Adam chwycił go za pysk, by przyjrzeć się ranom.
Najwyrazniej usatysfakcjonowany zwrócił się w stronę
pokonanego. Strzelał tak długo, aż grot iglicy trafiał już tylko
w powietrze.
Pstryknął palcami. Rudy wilk potrząsnął całym ciałem, jak
gdyby otrzepywał się po wyjściu z wody, i jak dobrze
wyszkolony pies usiadł u stóp swojego Alfy. Jesse podała mi
sztylet. Shawn powoli wstał, przeładował pistolet i chwycił
mnie za połamaną rękę.
Musiałam krzyknąć. Pamiętam, że kiedy otworzyłam oczy,
klęczałam z nisko pochyloną głową i czyjąś ciepłą dłonią na
karku. Otoczył mnie głęboki, egzotyczny zapach Adama,
pomagając mi uspokoić żołądek, który chciał się wydostać
przez gardło. Nie sądzę, bym całkowicie straciła
przytomność, ale niewiele brakowało.
Kiedy podniosłam głowę, rudy wilk musnął moją twarz
nosem i przejechał po niej długim jęzorem. Adam potarmosił
go po głowie, a następnie pomógł mi wstać.
Wyszczerzył zęby w uśmiechu, kiedy sięgnęłam do stanika
po zapasowy magazynek. Chyba dobrze się stało, że nie
słyszałam jeszcze na tyle wyraznie,
by zrozumieć, co mówi. Załadował SIG-a, włożył go do mojej
kabury i podał mi rewolwer. Zerknął na Shawna, który
machnięciem ręki rozwiał jego obawy.
Rudy wilk u boku dawał znacznie większe poczucie
bezpieczeństwa niż naładowana broń w ręce. I nie chodzi o
skuteczność zabijania, ale o sam fakt jego obecności, który
[ Pobierz całość w formacie PDF ]