[ Pobierz całość w formacie PDF ]
właśnie pada na ziemię, lecz on tylko unosi pytająco brwi. W odległości około stu metrów
pojawia się poduszkowiec i unosi w powietrze chude, wymizerowane ciało Liszki. W świetle
słońca dostrzegam połysk jej rudych włosów.
Powinnam była się domyślić, gdy tylko zobaczyłam nadje-dzony ser...
Peeta bierze mnie za rękę i popycha ku drzewu.
Właz. On tu będzie lada moment. Mamy większe szanse, podejmując walkę z góry.
PowstrzymujÄ™ go, nieoczekiwanie spokojna.
Nie, Peeta. Ty ją zabiłeś, nie Cato.
228
Co takiego? zdumiewa się. Nie widziałem jej od pierwszego dnia igrzysk. Jak
miałbym ją zabić?
W odpowiedzi wyciągam ku niemu dłoń z jagodami.
ROZDZIAA 24
Wyjaśnienie Peecie całej sytuacji zajmuje mi dłuższą chwilę. Opowiadam mu wszystko po
kolei. Jak Liszka ukradła żywność ze sterty zapasów, którą zaraz potem wysadziłam w po-
wietrze. Jak usiłowała przeżyć, podbierając po trochu, aby nikt się nie zorientował. Jak
uwierzyła, że jagody nie są trujące, skoro zamierzaliśmy je zjeść.
Ciekawe, jak nas znalazła zastanawia się Peeta. To pewnie moja wina, skoro
zachowuję się tak głośno, jak twierdzisz.
Równie trudno byłoby wyśledzić stado bydła, ale staram się być miła dla Peety.
Ona jest bardzo sprytna, Peeta mówię. To znaczy była, dopóki jej nie przechytrzyłeś.
Przypadek. Mam poczucie, że to nie była uczciwa walka. Przecież oboje bylibyśmy
martwi, gdyby ona pierwsza nie zjadła jagód. Co ja wygaduję poprawia się od razu. Ty
rozpoznałaś te jagody.
Kiwam głową.
To owoce rośliny, którą nazywamy łykołakiem.
Sama nazwa brzmi złowrogo wzdycha. Wybacz, Katniss. Byłem pewien, że
zbierałaś takie same.
Nie masz mnie za co przepraszać. Przecież w ten sposób przybliżyliśmy się o krok do
Dwunastego Dystryktu, prawda? zauważam.
Wyrzucę resztę decyduje Peeta. Ostrożnie składa płachtę niebieskiego plastiku,
uważając, żeby nie rozsypać jagód, i odchodzi cisnąć je w krzaki.
Czekaj! wrzeszczę. Wyszukuję skórzaną saszetkę, która należała do chłopaka z
Pierwszego Dystryktu, i napełniam ją kilkoma garściami owoców. Skoro Liszka dała się
oszukać, może Cato również się nabierze. Gdyby nas ścigał, moglibyśmy udawać, że
przypadkowo zgubiliśmy saszetkę.
Wtedy zjadłby jagody...
229
I wracamy do Dwunastego Dystryktu kończy Peeta.
Otóż to potwierdzam i przyczepiam saszetkę do
Z pewnością wie, gdzie jesteśmy mówi. Jeśli był w pobliżu i widział poduszkowiec,
zorientował się, że zabiliśmy Liszkę i ruszy za nami.
Ma rację. Cato zapewne czeka na taką sposobność, ale nawet gdybyśmy teraz rzucili się do
ucieczki, musielibyśmy wkrótce przyrządzić mięso, a ogień zdradziłby miejsce naszego
pobytu.
Rozpalimy ognisko tu i teraz decyduję i zaczynam zbierać gałęzie oraz chrust.
Jesteś gotowa stawić mu czoło? dziwi się Peeta.
; Jestem gotowa coś zjeść. Musimy przygotować żywność, póki mamy taką możliwość.
Jeżeli Cato wie, gdzie jesteśmy, to nic na to nie poradzimy. Ale wie też, że jesteśmy tu oboje i
pewnie zakłada, iż celowo wytropiliśmy Liszkę. Innymi
j słowy, wyzdrowiałeś, a na dodatek wcale się nie zamierzamy ukrywać, skoro rozpalamy
ognisko. Najwyrazniej go zapraszamy. Przyszedłbyś na jego miejscu?
Pewnie nie mówi.
Peeta jest niezrównany w rozniecaniu ognia, potrafi zapalić nawet wilgotne drewno. Wkrótce
na ognisku pieką się króliki oraz wiewiórka. Owinięte liśćmi korzenie dochodzą w gorącym
popiele. Na przemian zbieramy zieleninę i uważnie wypatrujemy Catona. Nie zjawia się,
dokładnie tak, jak przewidziałam. Gdy żywność jest gotowa, pakuję ją, pozostawiając nam
tylko po króliczej nodze na drogę.
Chcę powędrować w górę lasu, wdrapać się na wygodne drzewo i rozbić obóz na konarach,
lecz Peeta protestuje.
Katniss, nie potrafię poruszać się po drzewach tak sprawnie jak ty, zwłaszcza z chorą nogą
przypomina mi. Poza tym wątpię, aby udało mi się zasnąć na wysokości dwudziestu
metrów nad ziemią.
Przecież musimy się jakoś ukryć, dla własnego bezpieczeństwa wyjaśniam.
Może wrócimy do jaskini? proponuje. Mielibyśmy wodę pod ręką i łatwo
moglibyśmy się bronić.
Wzdycham. Znowu następnych kilka godzin marszu, a raczej hałaśliwego przedzierania się
przez las, tylko po to, aby dotrzeć na miejsce, które rano opuściliśmy. Peeta nie prosi jednak o
wiele. Przez cały dzień wykonywał moje polecenia i jestem pewna, że gdyby odwróciły się
role, nie zmuszałby mnie do spędzania nocy na drzewie. Dzisiaj nie byłam dla niego
specjalnie miła. Zwracałam mu uwagę, że głośno się zachowuje, wysłuchiwał moich
230
wrzasków, kiedy przeraziło mnie jego zniknięcie. Beztroski flirt, który trwał w jamie, urwał
się na otwartej przestrzeni, w gorących promieniach słońca, w obliczu zagrożenia atakiem
Catona. Haymitch pewnie ma już dość mojego zachowania. A widzowie...
Wyciągam do Peety rękę i całuję go w usta.
Zgoda. Wracamy do jaskini. Wydaje siÄ™ zadowolony.
Aatwo poszło zauważa z ulgą.
Wyciągam strzałę z pnia dębu, ostrożnie, aby nie uszkodzić drzewca. Dzięki strzałom mamy
żywność i poczucie bezpieczeństwa. Od tego zależy teraz nasze życie.
Dorzucamy do ognia następne naręcze drewna. Ognisko powinno dymić jeszcze przez kilka
godzin, choć wątpię, aby Cato postanowił teraz nas zaatakować. Gdy docieramy do
strumienia, od razu zauważamy, że woda znacząco opadła i toczy się ociężale, jak dawniej.
Proponuję, abyśmy szli dnem, a Peeta od razu się zgadza. Ponieważ porusza się w wodzie
znacznie ciszej niż na lądzie, pomysł jest w dwójnasób dobry. Droga do jaskini jest długa i
męcząca, choć podążamy w dół, a przed chwilą jedliśmy. Mimo to oboje padamy z nóg po ca-
łym dniu wędrowania, w dodatku nadal jesteśmy niedożywieni. Trzymam łuk gotowy do
strzału, dla obrony przed Cato-nem i ewentualnego łowienia ryb. Strumień wydaje się jednak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]