[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spojrzała na zamek. Jego potężne, kamienne mury wznosiły się wysoko nad doliną;
podobno nigdy nie został zdobyty i teraz już rozumiała dlaczego.
Nagle przeszły ją ciarki. Miała dziwne wrażenie, że jest obserwowana. Możliwe
zresztą, że przez któreś z wąskich okien zamku patrzyła na nią pokojówka, czy
nawet Marya. Niemniej zrobiło jej się nieswojo. Zebrała swoje rzeczy i poszła w
kierunku dawnego gołębnika. Myśl, że wojowniczy przodkowie księcia Marca
hodowali ptaki będące symbolem pokoju, początkowo dosyć ją bawiła. Dopiero
pózniej dowiedziała się od Maryi, że gołębie były przeznaczone po prostu na
mięso. No cóż, w tym twardym i surowym życiu wśród gór nie było miejsca na
sentymenty.
Jacoba doszła do małego zakątka placu, na który wychodziły tylko okienka
gołębnika. Był tu trawnik i rabatki kwiatowe, co stanowiło miły kontrast z
ogromem kamiennych murów.
Schyliła się, żeby powąchać różę, i w tym momencie ktoś dzgnął ją w plecy czymś
twardym, a męski gardłowy głos powiedział po illyryjsku:
- Nie krzycz, bo cię zabiję. Podejdz do drzwi wieży.
Zamarła z przerażenia, lecz napastnik popchnął ją w stronę drzwi.
Dopiero po dłuższej chwili zdołała trzęsącym się głosem zapytać, kim jest i czego
od niej chce.
- Wchodz do środka - mruknął, wgniatając jej w kręgosłup lufę pistoletu.
- Nigdzie nie wejdę, tam jest ciemno - wychrypiała, zebrawszy się na odwagę.
- A ty się boisz ciemności, ruda wiedzmo? - zaszydził. - To świetnie.
Jacoba wiedziała, że gdy zamknie ją w środku, jej szanse na ratunek będą bardzo
nikłe. Gdyby nawet krzyczała przerazliwie, to grube mury stłumią wszystkie
odgłosy i w zamku z całą pewnością nikt jej nie usłyszy. Dlatego szła jak najwolniej
i grała na zwłokę.
- Chcę wiedzieć, dokąd mnie prowadzisz - oświadczyła.
Anula & Polgara
ous
l
anda
sc
- Do piekła - warknął. - %7łebyś się tam przyłączyła do swojej matki zdrajczyni i do
człowieka, który zabił twojego i mojego ojca.
- No to możesz mnie zastrzelić tutaj, w świetle dnia - powiedziała.
Za pózno było żałować, że nie uczyła się sztuk walki, lecz i tak nie zamierzała się
łatwo poddać. Odwróciła się gwałtownie, wymachując rękami z dłońmi
zaciśniętymi w pięści, aż pistolet poleciał na ziemię. Próbowała po niego sięgnąć,
lecz wtedy właśnie otrzymała cios gdzieś poniżej serca. Z trudem łapiąc oddech,
osunęła się na kolana, lecz zdążyli zobaczyć, że mężczyzna znów chwycił broń.
- Idz, dziwko - zakomenderował, podnosząc głos. - No idz!
Nie była w stanie wykonać rozkazu. Zgięta w pół, ledwie go słyszała poprzez
dudnienie w uszach i świszczący oddech. Jak przez mgłę dotarło do niej, że związał
jej ręce i nogi, a potem przerzucił ją sobie przez ramię. Próbowała go uderzyć
kolanami w jądra, ale wciąż nie doszła jeszcze do siebie po ciosie i nie miała dość
siły.
Mężczyzna musiał być niewiarygodnie silny, bo prawie natychmiast zaczął schodzić
z niÄ… do jakiegoÅ› ciemnego lochu.
Przez krótką chwilę, zanim ją uderzył, zdążyła zobaczyć jego twarz. Nie wyglądał na
mordercę. Tylko że gdyby wszyscy przestępcy wyglądali podejrzanie, ludzie
umieliby ich odróżniać; wygląd o niczym nie świadczył.
Był od niej trochę wyższy, ciemnowłosy i na swój zbójecki sposób przystojny: o
ogorzałej twarzy, z blizną biegnącą od lewej skroni aż do brody. Mógł być od niej o
jakieś dziesięć lat starszy, ale nie więcej.
Czuła, że ten człowiek rzeczywiście postanowił ją zabić. A kiedy dopnie celu, zaczai
się na Lexie. Ta myśl napełniła ją jeszcze większym przerażeniem.
Kiedyś przeczytała, że najlepszym sposobem obrony jest uświadomić
napastnikowi, że ofiara jest istotą ludzką. Dlatego kiedy tylko poczuła, że
odzyskuje normalny oddech i trochę się uspokaja, zapytała:
- Czy uderzyłeś mnie w splot słoneczny? Mężczyzna chrząknął.
- Coś takiego nigdy mi się nie zdarzyło - ciągnęła dalej. - Myślałam, że
zwymiotujÄ™.
- To jest splot wszystkich najważniejszych nerwów - burknął porywacz. - Nie
Anula & Polgara
ous
l
anda
sc
będzie żadnego trwałego śladu.
Jacoba stłumiła w sobie nerwowy śmiech. Jasne, że nie będzie, przecież za kilka
minut miała umrzeć.
- Jesteś lekarzem? - zapytała.
- Nie - warknął i położył ją na zimnej, kamiennej posadzce. Zwiatło latarki liznęło
ściany i podłogę lochu.
- To jest cela więzienna - wyjaśnił niedbale. - Tutaj umarł twój ojciec. Może jego
duch cię odwiedzi, kiedy będziesz czekała na śmierć.
- Co to znaczy, że będę czekała? - Jacobę ogarnęła panika. - Myślałam, że chcesz
mnie zastrzelić.
- Za długo już się z tobą bawię - powiedział i odszedł, zamykając za sobą drzwi i
zostawiając ją w całkowitej ciemności.
Krzyknęła przerazliwie, ale mężczyzna nie zawrócił. Słyszała tylko jego kroki
cichnÄ…ce na kamiennych schodkach.
Dziękowała Bogu za to, że regularnie chodziła na siłownię. Była na tyle
wygimnastykowana, że, chociaż z trudem, za pomocą skomplikowanych zabiegów,
udało jej się jednak wyswobodzić ręce z więzów. Rozprostowała zdrętwiałe palce,
po czym zabrała się do rozsupływania sznura krępującego jej kostki. Zadanie
jednak wcale nie było łatwe, szczególnie w tak absolutnej ciemności.
Po jakimś czasie, który wydawał jej się wiecznością, poczuła się bezsilna i
wybuchnęła niepohamowanym płaczem. A kiedy już nawet nie miała siły płakać i
zaczęła się poddawać rezygnacji, nagle jej uwagę przyciągnął jakiś szmer. Z
przerażeniem pomyślała, że to mogą być szczury. A może nietoperze?
Bezskutecznie otwierała oczy jak najszerzej i wytężała wzrok. W absolutnej
ciemności lochu nic nie było widać.
Kiedy jednak dzwięk już się nie powtórzył, z powrotem zajęła się sznurem; przecież
musiała stąd wyjść.
Zastanawiała się, czy to możliwe, że jej ojciec rzeczywiście tutaj umarł? Zgodnie z
tym, co mówiła matka, zginął zabity w zasadzce.
Czy Paulo Considine okłamał kobietę, którą poślubił?
Anula & Polgara
ous
l
anda
sc
Pewnie tak, myślała, mocując się z pierwszym węzłem. W pewnej chwili
stwierdziła, że chyba się rozluznił i nabrała nadziei. Powoli, ostrożnie posuwała się
w swoich wysiłkach do przodu.
- Dzięki, tato - szepnęła po illyryjsku.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]