[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- No dobrze, Slade. Powiem ci teraz to wszystko, co usłyszałam od Racheli.
Wiem, \e to mo\e być bolesne, ale chcę, \ebyś wysłuchał tej historii do końca.
Wytrzymasz? Zapadła cisza. Trący długo zbierała się, ale w końcu zaczęła.
Slade zachowywał się tak, jak obiecał. Słuchał uwa\nie. Raz tylko wstał, \eby
dolać kawy. Przyniósł sobie butelkę brandy i często dolewał ją kawy.
Trący niczego nie ukrywała. Wyraz twarzy Slade' raz po raz zmieniał się. Ale
zachowywał się spokojnie.
- Teraz ju\ wiesz, dlaczego pytałam, co czujesz do Racheli i czy jesteś świadom
jej uczuć. - Skończyła.
- To wszystko?
- Tylko tyle masz do powiedzenia?
- Muszę to wszystko przemyśleć. - Wstał -1 raczej wolałbym, \ebyś mi w tym
nie pomagała.
- Jak sobie \yczysz.
Miała łzy w oczach, choć rozumiała, \e chce być teraz sam. Potrzebowała go i
chciała, \eby Slade jej te\ potrzebował. Usiadła przed kominkiem. Wpatrywała
się w ogień. Czas przestał dla niej istnieć. Czekała.
Kiedy wrócił, od razu podszedł do kominka, dorzucił do ognia i usiadł koło niej.
- Wiatr się nasila - odezwała się.
- Będzie burza - odparł niespodziewanie spokojnie.
- Kiedy miałam dziesięć lat, ojciec zabrał mnie w góry na narty. Wynajął domek
podobny do tego. Było cudownie. Mieliśmy całe dwa dni jezdzić na nartach. Ale
jak tylko przyjechaliśmy, zaczęła się burza. Tak padało, \e nie było mowy o
wyjściu na stok. Całe dwa dni sypało. Spędziliśmy weekend przy kominku,
grając w szachy i zajadając się pra\oną kukurydzą. Pózniej wspominałam te dwa
dni, jako najlepiej spędzony weekend w moim \yciu.
- Czy twój ojciec jeszcze \yje?
- Tak, ojciec \yje, ale matka umarła, kiedy byłam jeszcze bardzo mała. Nie
pamiętam jej zupełnie.
- Więc wychowywał cię ojciec, bez matki... Czyli odwrotnie ni\ ja byłem
wychowywany.
Po tym zdaniu w jej sercu zagościła nadzieja. Slade zaczął myśleć inaczej ni\ do
tej pory.
- Tak, dziecku potrzebny jest i ojciec, i matka. Ale muszę przyznać, \e mój
ojciec niezle się wywiązał ze swoich obowiązków. Ty byłeś bardzo związany z
matkÄ…?
- Tak mi się zawsze wydawało, ale okazało się, \e to wszystko było kłamstwem.
- Nie nazywaj tak tego. Jej uczucia do ciebie były szczere i prawdziwe.
- Nie przeceniaj mojej matki, dobrze? Wiesz tylko tyle, co wyczytałaś w tym
pamiętniku i usłyszałaś od Racheli. Nie wiesz wszystkiego. Nie masz prawa do
wypowiadania takich sądów.
- Dobrze, ale...
- Nigdy nie byliśmy zbyt blisko. Myślę, \e oboje próbowaliśmy, ale nigdy się
nie udało.
- Tak mi przykro.
- Dlaczego? To nic wielkiego.
Trący była wstrząśnięta. Jak to: nic wielkiego? Przecie\... Trzeba szybko
zmienić temat, pomyślała.
- A Rachela? Z nią było inaczej? Rozumieliście się doskonale, prawda?
- Tak mi siÄ™ wydaje.
Znów zapadło kłopotliwe milczenie. Nie wiedziała, co dalej.
- A co będzie z nami? Teraz kiedy ju\ wiemy, \e nie jestem synem Jasona
Moorlanda. Czy to wystarczy?
- Do czego ma wystarczyć?
- Wyjdziesz za mnie? - Dziwne było to pytanie. Jakby pytał ją o godzinę.
- Nie jestem pewna, czy jesteśmy przygotowani, \eby mówić o mał\eństwie.
- Mów za siebie. Ja jestem gotów. Potrzebuję cię, Trący.
- Potrzebujesz mnie w łó\ku. To rozwiązuje nam kwestię nocy, a co będziemy
robić w dzień?
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Zdajesz sobie sprawę, \e dziś po raz pierwszy usiedliśmy razem do kolacji, po
raz pierwszy rozmawiamy, jak ludzie...?
- Czy to jest rzeczywiście takie wa\ne? - przerwał jej.
- A co, wydaje ci się, \e wszystko o mnie wiesz? Nie chciałbyś dowiedzieć się
czegoś więcej? - Uśmiechnęła się. - Nie wiedziałbyś nawet, co kupić mi pod
choinkÄ™... Nie wiesz o mnie nic, podobnie jak ja nic nie wiem o tobie.
- Wiem, \e ciÄ™ kocham i to mi wystarczy.
- Slade, czy ty nie chcesz zrozumieć, do czego zmierzam?
- Znam ciÄ™ lepiej, ni\ przypuszczasz. A pod choinkÄ™ kupiÄ™ ci koszulÄ™ nocnÄ….
Taką niebieską, jedwabną, taką samą, jak ta, którą miałaś wtedy w nocy, na
balkonie...
Przerwał. Patrzył jej w oczy. Czekał na jakiś znak
- Najwa\niejsze jest to, czy ty mnie kochasz? Czy kochasz mnie na tyle, \eby
zaakceptować mnie takiego, jakim jestem?
- Kocham cię - powiedziała po chwili. - Kocham cię bardziej, ni\ mogłam to
sobie wyobrazić...
- Czy to prawda? - podszedł bli\ej, objął ją.
- Tak, to prawda - szepnęła. Poczuła cię\ar jego głowy na piersi, przytuliła ją
mocno. Przez długą chwilę stali tak bez ruchu.
- Trący, będziemy mieli całe lata na to, \eby się jeszcze lepiej poznać. Wyjdz za
mnie. Przysięgam ci, zrobię wszystko, \ebyś była szczęśliwa...
Przerwała mu, całując go w usta. Oboje zapłonęli od tej jednej iskry. Ich ciała
przywarły do siebie. Czuła jego dłonie, wędrujące po jej ciele. Unosił powoli jej
sweter, a\ dotknął jej miękkiej skóry. Wsunął się między jej uda. Pocałunki
spadły jej na szyję, policzki, głowę, ramiona... Ogarniało ich coraz większe
podniecenie. Oderwała się na chwilę od niego:
- Muszę ci coś jeszcze powiedzieć.
- Nie. Nie dziś. Ju\ się dość nasłuchałem.
- Ale to powinieneś dziś usłyszeć. Mo\e się ucieszysz nawet.
- No dobra. O co tym razem chodzi.
- W maju będzie pan ojcem, panie Dawson. Na jego twarzy malowało
zdumienie.
- Coś ty powiedziała?
- W maju będziesz ojcem - powtórzyła. Zrozumiałeś?
- JesteÅ› pewna?
- Całkowicie.
Był najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. Ona go kochała, mieli mieć
dziecko... Spełniły się jego sny. Porwał ją w ramiona i zaniósł do sypialni. Nie
protestowała. Czekała. Pocałował ją. Najdelikatniej jak umiał. Odwzajemniła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]