[ Pobierz całość w formacie PDF ]
albo z telewizji.
- Schowałeś ją do plecaka - powtórzyła. - Skoro przyjechałeś
tylko z plecakiem, to chyba nie planowałeś tu zostać na stałe.
Czemu zmieniłeś zamiar?
Patrzył na nią przez chwilę i milczał. Potem wzruszył ramio-
nami i pokręcił głową na znak, że sam nie wie.
- Przyjechałem, głównie po to, żeby zobaczyć się z mamą.
Ale na wszelki wypadek spakowałem tam wszystkie moje rze-
czy i poprosiłem Angusa, żeby mi je w razie czego przysłał.
Czyli myśl o pozostaniu musiała mi już wcześniej chodzić po
głowie.
Dla niego brzmiało to dosyć przekonująco, ale Gabi wyraznie
nie uwierzyła. Widział to po jej minie. A on naprawdę nie wie-
dział, co ostatecznie skłoniło go do po zostania. Po części przy
S
R
czyniły się do tego wizyty u matki, podczas których uświadomił
sobie, że w tym stanie zdrowia nie będzie go mogła odwiedzać
w Szkocji, a on, zapracowany, rzadko znajdzie czas na długą
podróż do domu.
Ale wcześniej było jeszcze to euforyczne uczucie to-
warzyszące powrotowi, kiedy jechał taksówką z lotniska, i cho-
ciaż zachowanie Gabi podkopało nieco fundamenty tej euforii,
to coś się tam z niej uchowało.
Uchowało się też coś z uczuć, jakie żywił kiedyś do byłej
obecnie żony, i chociaż wmawiał sobie, że to tylko sentyment,
to jednak musiało się w tym kryć coś więcej. Owszem, od czasu
rozstania były w jego życiu inne kobiety, ale żadna z nich nie
działała na niego tak jak kiedyś Gabi.
Może to zwyczajny pociąg fizyczny? Przecież każdy centy-
metr kwadratowy tego mieszkania przesiąknięty jest jakimś sek-
sualnym wspomnieniem. Przeprowadzka Gabi do Alany może
przynajmniej wytłumi w nim te niezbyt szlachetne żądze.
Sączył wino w nadziei, że trunek pomoże mu się rozluznić, i
wypytywał o Alanę ; jej zwierzyniec.
- Ma jeszcze tego węża?
Gabi wzdrygnęła się.
- Na szczęście nie. Wydobrzał i można go było wypuścić na
wolność. Ciarki mnie przechodzą na samą myśl, że musiałabym
na niego patrzeć, a co dopiero karmić.
- A to straszne ptaszysko wciąż tam urzęduje - zauważył i
Gabi uśmiechnęła się szeroko.
- Wiem, rzeczywiście jest straszny. Ale tylko dlatego,
S
R
że ma już chyba ze czterysta lat i wypadły mu wszystkie pióra.
Alana robiła mu na drutach małe kamizeleczki, ale pruł je dzio-
bem. Myślała z początku, że ma alergię na wełnę i zaczęła je
robić z nici syntetycznych, ale te też pruje i wystawia na widok
publiczny ten swój siny korpus.
- I co ona tam jeszcze hoduje? Na krześle w kuchni widzia-
łem torbę. Nadal przygarnia osierocone kangurzątka?
- Tylko te bardzo, ale to bardzo malutkie...
Gabi nie dokończyła, bo tym momencie ktoś zadzwonił do
drzwi. Aleks, czy to z nawyku, czy dlatego, że miał bliżej, wstał
i poszedł otworzyć.
W progu stała Madeleine Frost.
- Och, Aleks, dobrze że jesteś. Ingrid się skaleczyła i nie mo-
gę zatamować krwotoku, a Grahama nigdy nie ma w domu, kie-
dy jest potrzebny.
- Gabi, bierz zestaw pierwszej pomocy! - krzyknął Aleks,
przejmując inicjatywę, i pobiegł za Madeleine do schodów.
Gabi wyjęła ciężką torbę z szafki w korytarzu i podążyła za
nimi.
- Dzwoń po karetkę - powiedział Aleks, kiedy zdyszana wpa-
dła do mieszkania Frostów. - Mógłbym zszyć ranę na miejscu,
ale nacięcie jest głębokie i lepiej będzie, jeśli zrobi się to w ste-
rylnych warunkach.
- Byłoby szybciej, gdybym sama zawiozła ją do Royal West-
side - zauważyła Gabi, ale Aleks pokręcił głową.
- Trzeba unieruchomić jej nogę w pozycji uniesionej, a bez
noszy nie da się tego zrobić.
Ucisnął zwiniętym ręcznikiem miejsce po wewnętrznej stro-
nie uda Ingrid, a Gabi wybrała tymczasem numer pogotowia
S
R
i czekając na zgłoszenie się dyspozytora, zastanawiała się, jak
mogło dojść do wypadku.
I czy Ingrid musi się tak kleić do mężczyzny udzielającego
jej pierwszej pomocy!
Odpędzając od siebie te myśli - nie ma już prawa być zazdro-
sna o Aleksa - podała dyspozytorowi adres i odłożyła słuchaw-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]