[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Muszę ci, Januszku, wyznać prawdę. Zostałeś porwany przez absolutnie nieodpowiedzialnego, a
na dodatek pechowego porywacza oświadczyłem posilającemu się soczystym liściem
patyczakowi. Szkoda słów... Teraz będzie jednak dużo gorzej, bo oddam cię mojemu
psychopatycznemu bratu.
Z braku wstążki odciąłem centymetrowej szerokości pasek z zasłony i obwiązałem nim
pleksiglasowy pojemnik. Mama i tak tu nie zaglÄ…da...
Aha, jak się to już wreszcie skończy, możesz mnie choć raz odwiedzić w więzieniu... Już
widziałem siebie w wytartym pasiaku z oberwanymi rękawami, z wytatuowanymi na ramieniu
słowami: ,Wybacz, matko moja". W gardle poczułem piekącą gorycz.
Klepnąłem czekającego za stołem sześciolatka rozdygotaną dłonią.
Sto lat, bracie, i tak dalej. Trzymaj! %7łyczenia były krótkie, ale za to treściwe.
Jejku! Co to jest? Trzy głowy pochyliły się nad
192
Januszem, podrygującym wdzięcznie w rytm sączącej się z radia muzyki.
Nie wiecie? To jest patyczak, tańczący owad z rzędu... tańczących owadów! rzuciłem z
uczoną miną. %7ływi się trzykrotką, hmm... albo paprotką? Nie pamiętam. Pózniej sprawdzę w
encyklopedii.
Rozpromieniony Glut wyglądał jak słodki, mrugający oczętami cherubinek.
Nazwę go Bobek! ogłosił. Bo wygląda jak kocia...
On już ma imię wtrąciłem, powodowany nagłym impulsem, lecz szybko tego pożałowałem i
pokiwałem głową. Ale imię Bobek jest ładniejsze, pasuje do niego. Szczerze mówiąc, to on
zawsze był Bobkiem. Od urodzenia...
Dzwonek telefonu przerwał moje męki. Wyszedłem do przedpokoju, modląc się w duchu, by to nie
był nikt z Klanu.
Słucham szepnąłem lękliwie. To ty, Kostek?
Nie głos w słuchawce zarechotał rubasznie. Z tej strony Jacek Plomba, robaczku, z
pozdrowieniami od Klanu! Cieszysz siÄ™?
193
Rozdział 18.
Inspektor Konstanty Ptak
To nie był dobry moment na rozmowę z członkiem Klanu. Na dokładkę zacząłem chyba tracić
słuch, ponieważ słowa Klocka docierały do mnie stłumione, jak przez warstwę waty.
Yyy... cześć, Jacek, fajnie, że dzwonisz skłamałem.
Słabo cię słyszę.
Bo przykryłem mikrofon chusteczką do nosa wyjaśnił Plomba. Konspiracja to podstawa.
Ty też powinieneś mieć chusteczkę na wyposażeniu.
Poważnie? A właściwie po co?
No, żeby się konspirować, to oczywiste.
Przyznam, że nie bardzo za nim nadążałem. Spróbowałem więc przerwać ten zagmatwany wątek
rozmowy.
Nie da rady. Ja używam chusteczek higienicznych, które się nie nadają, bo są za grube...
Kto jest za gruby? wtrąciła się zaniepokojona mama.
Nikt, mamo! odkrzyknąłem jej. Nie mówiłem do ciebie uspokoiłem sapiącego po
drugiej stronie Klocka.
Masz jakÄ…Å› sprawÄ™?
To nie jest rozmowa na telefon. Przewodniczący pewnie przestał konspirować, bo nagle
usłyszałem go bardzo wyraznie.
Po co więc dzwonisz?
194
Dzwonię, żeby właśnie nie dzwonić, ćwoku! Jackowi puściły nerwy Dzwonię po to, żeby
z tobą porozmawiać w cztery oczy!
Ta wypowiedz była dość skomplikowana chyba powinienem przestawić się na bardziej pokrętny
tok myślenia.
Już wiem, dzwonisz, bo chcesz się ze mną zobaczyć!
rozjaśniło mi się w głowie, ale natychmiast spanikowałem.
Tylko że nic z tego. Kiedy szedłem ze szkoły, too... rozpaczliwie szukałem jakiejś wymówki.
To co?
Kiedy szedłem ze szkoły, skręciłem nogę i nie mogę chodzić. Na razie, trzymaj się, stary!
pożegnałem się pospiesznie i odłożyłem słuchawkę.
Nie zdążyłem jeszcze odejść od aparatu, kiedy telefon znów zadzwonił.
Halo? - zapytałem z nadzieją, że to jednak nie Plomba.
Ty mi tu nie haluj, robaczku! burknął. Muszę z tobą pogadać, więc skoro góra nie może
do Muhammada...
Muhammada?
Taki bokser, Muhammad Ali! zabulgotał rozzłoszczony Jacek. I on przyjdzie do góry, to
znaczy do ciebie. A ściślej mówiąc, nie on przyjdzie, aleja.
Zacząłeś trenować boks? zrobiło mi się duszno.
Zgłupiałeś, Cyna? Nigdy w życiu uspokoił mnie. Przecież ja jestem jakby taki ten... no,
intelektualista! To jak, mogę przyjść?
Dzisiaj? spanikowałem. Eee, jasne, że możesz
powiedziałem w końcu. Plomba się rozłączył.
195
Trzeba mu będzie wcisnąć jakiś kit na temat karalucha na przykład, że pożarł patyczaka razem z
klatkÄ…...
Sygnał domofonu zaświstał niespodziewanie, więc odruchowo wcisnąłem guziczek otwierający
furtkÄ™. Kogo do nas znowu niesie?
Dzień dobry! w drzwiach, których ktoś lekkomyślny nie zamknął na klucz, pojawił się
Plomba z zarumienionÄ… od wiatru twarzÄ….
Juuż? aż mnie zatkało. Miałeś przyjść, ale myślałem...
Dzwoniłem do ciebie spod furtki, frajerze Klocek postukał się wymownie w czoło.
Z kuchni wybiegł podekscytowany Krzysio.
Mam patyczkowniczka Bobka! zameldował na widok gościa. Od Janka!
Nogi się pode mną ugięły Widok Janusza w rękach Gluta wywołał jednak u Plomby przyjazny
uśmiech.
Widzisz, Cyna, jak się udało? No, no! Ja właśnie w tej sprawie.
Zaprosiłem go do pokoju, przeganiając usiłującego wejść razem z nami przedszkolaka. Glut stawał
się coraz silniejszy, więc nie było to tak łatwe, jak kiedyś.
Plomba rozsiadł się zaraz wygodnie na tapczanie, nie zwracając uwagi na zalegającą na nim
skotłowaną pościel.
Jakoś nie kulejesz, noga już cię nie boli? zagaił.
Właśnie mi przeszło...
Mhm mruknął niejasno. Sytuacja wygląda następująco: pierwsze zadanie masz za sobą.
Zgadza siÄ™?
196
Ja... Nie wiedziałem, jak mu powiedzieć o moim niepowodzeniu. Zachęcił mnie
spojrzeniem. Więc ja właściwie nie do końca... Bo wiesz zacząłem szeptać porwałem
Janusza i...
I to wystarczy! przerwał mi przewodniczący. Co prawda najpierw zgubiłeś, a pózniej nie
podłożyłeś na miejsce karalucha, ale liczą się intencje. W dodatku ten pomysł ze złapaniem
kolejnego w stołówce bomba! Ja bym się brzydził... Jego wiedza o przebiegu akcji była
przytłaczająca. Rzeczywiście, nie doceniałem potęgi Klanu Zaufanych.
Ktoś mnie śledził, tak? ściągnąłem brwi niemal jak Palikowa rozmawiająca z uczniem.
Powiedzmy... skwitował przewodniczący. O tym nie będziemy gadać. Cały czas stoisz,
wiesz?
Wiem. Usiadłem zrezygnowany na krześle przy biurku. Mam do ciebie wielką prośbę,
Klocku.
Co tylko zechcesz, Cyna Plomba rozłożył ręce w geście oznaczającym szczere chęci.
Przez głupi zbieg okoliczności podarowałem Janusza Glutowi, sam widziałeś. On myśli, że to
na zawsze...
%7ładen kłopot Plomba przyciągnął do siebie poduszkę. Możecie sobie tego patyczaka
zatrzymać. W końcu należy ci się nagroda za inicjatywę, no nie? Poduszka znalazła się za jego
plecami.
Pobladłem, bo w fałdzie prześcieradła błysnął pierścionek Giuseppe Cantoriego. Nieuchronne w
takiej sytuacji pytania mogłyby stać się ostatnim gwozdziem do mojej żałosnej trumienki.
197
[ Pobierz całość w formacie PDF ]