[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uśmieszkiem.
- Należałoby zatrudnić co najmniej sześciu ogrodników - rzuciła pozornie lekkim
tonem.
R
L
T
- Nie mniej niż dwunastu - sprostował, przystając przy rozwidleniu ścieżki. - W
którą stronę teraz? Pewnie już zdążyłaś poznać wszystkie zakątki.
- Po lewej jest staw, ale zarósł kosaćcami i sitowiem.
- Obejrzyjmy go.
Podążyła za nim automatycznie, jak we śnie. Ale nie śniła. Wciąż jednak nie mogła
uwierzyć, że naprawdę zabrał ją na przechadzkę.
- Rzeczywiście, wody prawie nie widać - sprowadziła ją na ziemię rzeczowa uwaga
Nikosa. - Ale po pogłębieniu będzie piękny. Czy dobrze zrobiłem, kupując tę nierucho-
mość? - spytał, zwracając ku niej ciepłe, łagodne spojrzenie.
Sophie odebrało mowę z wrażenia. Dawniej zawsze tak na nią patrzył. Przez chwi-
lę grzała się w tym cieple. Potem ogarnął ją smutek, że chwile szczęścia minęły bezpow-
rotnie. Gwałtownie odwróciła wzrok.
- Bardzo tu pięknie - zdołała wykrztusić przez ściśnięte gardło.
Czy doświadczał tych samych uczuć? Chyba tak, bo szybko odwrócił głowę.
Wskazał grupę młodych jesionów, które wyrosły z nasion przyniesionych przez wiatr
znad jeziora.
- Musimy to wszystko powycinać. Potrzebujemy szlachetniejszych gatunków.
My. Dzwięk tego słowa spotęgował cierpienia Sophie. Nie łudziła się, że wypo-
wiedział je w odniesieniu do siebie i do niej. Już nigdy nie użyje go w tym znaczeniu.
Przystanęła w miejscu i zamrugała powiekami. Nikos odwrócił się. Popatrzył na
nią badawczo, ale nie dała po sobie poznać, co czuje.
- Najwyższa pora zwiedzić dom - obwieścił.
Po dotarciu do głównego wejścia wyciągnął klucze z kieszeni. Zamek nieco za-
rdzewiał, ale ustąpił bez większych oporów.
Sophie przystanęła w progu. Mimo że w środku cuchnęło kurzem i pleśnią, musiała
przyznać, że kupił prawdziwą perełkę. Stiuki pod stropem, kręcona klatka schodowa i
zakurzone żyrandole, zwisające z centralnej rozety, świadczyły o dawnej świetności.
Jeszcze nigdy nie oglądała holu z tej perspektywy.
- No i co sÄ…dzisz?
- Przecudne! - odparła ze szczerym entuzjazmem.
R
L
T
Nikos podziwiał doskonałe proporcje starej architektury, ale wkrótce jego uwagę
przykuł doskonalszy kształt. Promienie słońca wpadające przez wysokie okna oświetliły
jasną główkę Sophie złotą aureolą. Oczu nie mógł oderwać od subtelnego profilu, lekko
rozchylonych warg, wysmukłej szyi i kształtnego biustu.
W jego głowie zadzwięczał dzwonek alarmowy, ale go zignorował. Widok zgrab-
nej postaci budził uśpione uczucia.
Lecz zaraz przeniosła wzrok gdzie indziej. Kiedy się odwróciła, czar prysł. Wrócił
do terazniejszości.
- Wyobrażasz sobie tu hotel? - zapytał.
- Raczej prywatną rezydencję. Kto tu mieszkał?
- Bardzo sędziwa wdowa. Wyszła za właściciela. Przeżyli tu razem pięćdziesiąt lat,
aż do jego śmierci. Jej bratanek odziedziczył posiadłość. Postanowił ją sprzedać.
- Pięćdziesiąt lat? - powtórzyła.
Pozazdrościła szczęśliwym małżonkom. Tyle lat razem w tak czarownym zakątku!
Gdy tu przyjechała, ogarnął ją smutek, że tak piękny dom stoi pusty. Teraz powróciła na-
tarczywa myśl, którą wtedy zdławiła przemocą: Mogliśmy tu mieszkać razem z Niko-
sem, jak w raju.
Ale raj na nią nie czekał, ani z Nikosem, ani bez niego.
- Chyba można tu urządzić hotel - stwierdziła pospiesznie, żeby zagłuszyć niereal-
ne rojenia.
- Należy odtworzyć historyczny wystrój. Specjalista od konserwacji zabytkowych
budowli miał tu przyjechać dziś po południu, ale odłożył wizytę do jutra. Ponieważ zaj-
mujesz jedyną część budynku nadającą się do zamieszkania, wynająłem pokój w pobli-
skiej gospodzie.
Po ostatnim zdaniu Sophie zastygła w bezruchu. Na szczęście zajęły otwieraniem
drzwi do kolejnych pokoi nie dostrzegł jej zakłopotania. Ruszyła za nim, dopiero kiedy
minął klatkę schodową. Zaraz jednak pożałowała, że nie została na miejscu. Wszedł bo-
wiem do salonu muzycznego. Jego uwagę natychmiast przykuł fortepian.
- To coś dla ciebie, chociaż pewnie rozstrojony - stwierdził.
- Nie wiem.
R
L
T
- Nie sprawdzałaś?
- Już nie gram.
- Szybko ci przeszła artystyczna pasja - zadrwił bezlitośnie.
%7łal ścisnął Sophie za gardło. Rozstanie z ukochanym instrumentem przysporzyło
jej więcej cierpień niż sprzedaż domu. Ale nie mogła sobie pozwolić na sentymenty w
obliczu braku gotówki. Tymczasem Nikos patrzył na nią badawczo spod zmarszczonych
brwi.
- Myślałem, że muzyka znaczy dla ciebie więcej niż cokolwiek na świecie. Dlacze-
go ją porzuciłaś?
Nie mogła mu powiedzieć. Na chwiejnych nogach ruszyła w stronę szeregu służ-
bówek, ale ją dogonił, złapał za ramię. Strząsnęła jego dłoń, jakby parzyła. Nie dał jed-
nak za wygraną. Chwycił ją za rękę. Uniósł ją do światła, odwrócił, zmarszczył brwi, po-
tem równie uważnie obejrzał drugą.
- Okropnie je zniszczyłaś! - wykrzyknął.
- Normalna rzecz przy pracach ziemnych.
Próbowała oswobodzić dłonie, ale trzymał mocno. Potem zaczął je gładzić opusz-
kami kciuków.
- Powinnaś o nie zadbać - powiedział łagodnie. - Zawsze miałaś takie piękne ręce,
miękkie jak jedwab, delikatne jak aksamit.
Stał blisko, tak blisko, że jego zapach odurzał i oszałamiał. Widziała wyraznie
świeży zarost na szczęce, zmysłowy wykrój ust, prosty nos i te ciemne, przepastne oczy.
Dzwięk nieco schrypniętego głosu wraz z delikatną pieszczotą przyspieszały jej oddech.
Serce biło mocno, powoli, jak dzwon. Musiała go jakoś powstrzymać... I siebie.
- Puść mnie, Nikos - poprosiła. - Puść.
- Nie mogę... - wyznał zgodnie z prawdą. Potem powoli, nieskończenie powoli
przyciągnął ją do siebie i pochylił głowę. - Nie potrafię ci się oprzeć.
Jego głos przeszedł w schrypnięty szept. Słyszała w nim tęsknotę i czułość.
Niewiele brakowało, by uległa pokusie. Tęskniła za jego bliskością, za smakiem
jego ust. W ostatniej chwili odzyskała rozum. W popłochu wyszarpnęła ręce, pchnęła
R
L
T
drzwi i umknęła co sił w nogach. Szybkie kroki rozbrzmiewały głuchym echem na ka-
miennych płytach korytarza.
Nikos tkwił nieruchomo tam, gdzie go zostawiła. Desperacko walczył o odzyskanie
wewnętrznej równowagi. Jak to możliwe, że omal jej nie pocałował? Prawdę mówiąc,
nie musiał sobie zadawać tego pytania. Chciał tego. Pragnął choć na chwilę dotknąć tych
miękkich warg. Czyste szaleństwo! Przysiągł sobie, że nigdy więcej nie pozwoli sobie na
taką słabość. Sophie należała do przeszłości, nie do terazniejszości. Najlepiej stąd wyje-
chać i więcej jej nie oglądać.
Tylko co to da? Jego myśli nadal będą krążyć wokół niej. Cztery lata temu stłumił
je przemocą. Jednak ponowne spotkanie dowiodło, że jej niebezpieczny urok nadal dzia-
ła. Musiał się na niego uodpornić. Tylko jak tego dokonać?
Nagle doznał olśnienia. Odpowiedz przyszła sama: przez kontakt ze szkodliwym
czynnikiem, tak jak pacjent nabiera odporności na chorobę po wszczepieniu zarazka.
Skoro szczepionki działają, czemu nie zastosować sprawdzonej metody medycznej prze-
ciwko niezdrowemu zauroczeniu?
Zabierze ją na kolację jak każdą inną znajomą. Z pewnością po kilku godzinach
przestanie w niej widzieć demona przeszłości. Zacznie ją postrzegać jak przeciętną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]