[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pachołek zielone wici (Wią - zwitek sznurów, przekazywanych jako znak
gotowoZci wojennej od grodu do grodu) dowiedzie, albo siÄ™ zbiorC skoro,
albo nie.
Nakryte kapicami konie stojC ociÄ™ ale. -elazne zbroje kolcze na rycerzach
- trójkCtne, wysokie szczyty (Szczyt (staropol.) - tarcza). Pierzasty szłom
na głowie, z blachC osłaniajCcC całe lico. Zza tej blachy wyzierajC przez
otwory srogie, zacięte, obojętne oczy. Wielki miecz dwuręczny u boku, kopia
w ręku. Puginał wisi na piersi.
Za milesami stoi konna i piesza słu ba. Na skrzydłach poZlednie bronie:
kuspidariusze, czyli włóczniki, ballistariusze-kuszniki (Ballistariusze (z
gr.) - ołnierz obłsługujCcy ballisty - machiny oblę nicze słu Cce do
wyrzucania pocisków), berdyszniki (Berdysznik (łac.) - ołnierz uzbrojony w
berdysz (rodzaj halabardy) i mieczowniki. Rycerze, posępni, e bią się majC
przeciw zbuntowanemu chamstwu, stojC gryzCc wargi ze złoZci. CzekajC.
Przed nimi Henryk bez miecza i kopii, z gołC głowC, widny z dala.
Wzdycha, spoglCda w las, w którym ze swymi siłami przyklupił się
(Przyklupią się - przyczaią się) brat, skrył jak borsuk w jamie. Dokoła
niego stojC rycerze Otto i Rottgier, Walter, Johann i Waldemar.
Przez ogołocone liZcie drzewa Konrad widzi wyraznie rycerstwo i brata
stojCcego na przedzie. WyciCga pięZci z głuchC nienawiZciC.
- Och, ty, ty! Ty mCdry! Ty cudzy! Ty bracie... Ze swoimi niemieckimi
wojami w elazie! Pluję na twC gębę! Słyszysz? Pluję na twojC cnotliwoZą,
eZ niby bez miecza! NienawidzÄ™ ciÄ™ gorzej ni Niemca!
Wraz z gniewem, złoZciC na brata tłucze mu o ebra strwo one zdumienie.
Dlaczego rycerstwa jego dotCd nie ma? Dobrogost, Prosimir, SÅ‚up, Jarach.
Mojko, wszyscy z dru ynami swymi nadciCgaÄ… powinni tutaj trzy dni temu...
Co ich zadzier yło? Gdzie? Południe ju blisko, a nie masz adnego,
adnego... Trzeci z kolei posłaniec, chyłkiem, lasami wysłany, nie wraca...
Złym okiem wodzi Konrad dookoła. Przy nim stojC włodyki i kmiecie -
Strona 68
Kossak Zofia - Legnickie pole(z txt)
Tworzyjan, Kurek, Macura i Czop. Dobrze uzbrojeni w berdysze, tasaki lub
kusze, ale niewiele ich jest. Reszta - ąma ludu gołego, w parciankach.
Ledwo poniektóry ma kaftan skórzany. Ani jeden dobrej włóczni - zwyczaje
głuszki (Głuszka - rodzaj maczugi), sulice (Sulica - krótka dzida),
nikczemne łuki albo siekierki z kamienia. Szczyty z kory łupanej, dębowej.
Oszczepy, po al się Bo e - z jałowcowego krza, bez okucia zgoła. PatrzC w
niego tępo, niemrawo. Siła z nimi nie sprawi przeciw oącowym wojnom. Trza
czekaą na tamtych, chocia by dwa dni... Zadzier ył ich liczny bród, mo e
grzęzawa? Toą jesie...
Nagły szmer wZród ludzi. Dobek, wczora z wieczora wysłany, powraca. Aapie
dech, słania się ksiC ęcego strzemienia.
- Gadaj wartko, gdzie tamci!
- Nie przyjdC, wasza wielmo noZą. Wielmo ny łowczy Dobrogost Bazylów do
ksiC ęcych przeszedł i na zamku jest... Prosimir i Słup pono z nim...
- Na zamku, z nim?... A reszta?
- Nie wiedzC nic, bo wielmo ny łowczy czekaą im przykazał pod grodem, a
naszych, co do nich jechali, zawrzył... Ledwom bie ał, bo i mnie Zcigali...
- Tak...
ZamyZlił się Konrad, spuZcił miecz.
Wraz jakiZ ruch na błoniu. Henrykowych rycerzy zmierziło czekanie,
zawracajC. Chrapliwie wrzeszczC surmy, trCby miedziane, ogłaszajCc
dziedziczenie, e rycerstwo schodzi z pola, bo wróg się nie stawił.
Krew zalewa mózg Konrada, przesłania czerwonC mgłC oczy. Wspomina, jako
mu się kiedyZ zdało, e puszcza i ziemia wyciCgajC ku niemu zbrojne,
pomocne dłonie. Nie był e to znak przepowiedni? Niech się spełni! Niech
ruszy siÄ™ las ku pomocy! ToÄ… o ziemiÄ™, o tÄ™ ziemiÄ™ i puszczÄ™ wojuje!
Porywa się niby gnięty, zwołuje włodyków, zagrzewa. PalC się oczy
obdartusów do bogatych zbroi, do koni, do siodeł. Rycerze obracajCcy szyk
mniej im siÄ™ wydajC straszliwi. Ochoczo, z wrzaskiem bojowym, wypadajC za
księciem z opiekuczego lasu, naciCgajC łuki, ciskajC oszczepami w koskie
zady.
Gniew srogi ogarnia rycerstwo na zdradzieckC napaZÄ…. ZawracajC z trudem
cię kie szyki, hamujC spłoszone konie, ustawiajC się ponownie. Zmiechem
szydliwym parskajC na nieprzyjaciela. To mi wróg! Na przedzie Konrad sadzi
na swym bojowym ogierze, za nim kilkunastu włodyków, reszta - ci ba gołych
smardów. Wnet kuszniki i berdyszniki rozciCgajC się na boki, by przeciCą im
odwrót do lasu. Nie ma ujZą z tych buntowników ani ywa noga.
Na uboczu Henryk stoi bez miecza, jak przódy, z gołC głowC. Patrzy
uparcie w grzywÄ™ konia nie chcCc widzieÄ… tego, co siÄ™ dzieje na polu. A tam
dzieje siÄ™ rzez...
PłatajC rycerze niemieccy z nienawistnC zaciekłoZciC chłopów ZlCskich, co
przeciw nim oZmielili siÄ™ powstaÄ…, prawa do swojej ziemi zaprzeczyÄ…. Z
pogardC ZcinajC łby, przeszywajC piersi w płótniankę odziane. Tylko Konrada
nikt nie Zmie dotknCą; uciekajC na boki przed jego wZciekłym natarciem, z
tym większC zajadłoZciC rznCc chłopstwo. Le C pokotem, jak snopy, ciała
Konradowych stronników. Reszta, nagle orzezwiona, pierzcha z wyciem do
lasu. SkCd przyszło im, nędznym chłopom, potykaą się z rycerzami? Jakie złe
ich omamiło?
Z włodyków ni jeden yw nie został... Z tysiCca ludzi mniej nizli połowa
zbiegła z pogromu w głCb puszczy.
Na polu zostajC jeno trupy, ranni i Konrad sam.
Henryk podje d a ku niemu z wyciCgniętC rękC, zamkniętC twarzC.
Nowa fala nienawiZci zalewa duszÄ™ rycerza. W obawie, e bezorÄ™ nego brata
przeszyje mieczem ku wiecznej swej habie, zwraca koniem, ucieka na oZlep.
Znika wZród drzew.
Przy wrzasku trCb miedzianych rycerze ksiC ęcy schodzC z pola, ledwie
okiem wzardliwie rzuciwszy na chłopskie Zcierwo, zaZcialajCce w pole. Wrony
kołujC górC, obsiadajC gołe drzewa bezostu i jabrzCdu (JabrzCd - topola).
Zalany habC i wstydem, Konrad ucieka lasem. Gałęzie chłoszczC go po
grzbiecie, niby pod pręgierzem baty. W szyderczym przebłysku widzi siebie
zmykajCcego jako pies z podkulonym ogonem. Brat zwycięzca, brat szlachetny,
z rękC wyciCgniętC idCcy ku pobitemu, odszedł w chwale z pola przy dzwięku
trCb. Zawstydzony buntownik ucieka. Jak e pohabiony, jak nędzny! A przede
wszystkim - jak nieopisanie Zmieszny! Wyrwał się niby dzieciuch. Rozbili go
w niespełna godzinę.
- Oho, hoho! - zanosi się Zmiechem puszcza ponad głowC zwycię onego. -
Oho, hoho!
Nie, to nie puszcza, to zawodzC Konradowe niedobitki. SiedzC, gdzie ostęp
Strona 69
Kossak Zofia - Legnickie pole(z txt)
najgłębszy, skamlCc i biadolCc. Co pocznC? Chyba legnC tu na Zmiertelne
ostanie, na zawsze? Jak przetrzymajC tu zimÄ™? Czym siÄ™ prze ywiC? A innej
rady wszak nie ma. Nie wróci aden na rolę, gdzie go pan ZciCą ka e.
OtrzCsajCc się z przygnębienia i rozpaczy Konrad przemawia do niech
spokojnym, pełnym ludzkoZci głosem. Stara się dodaą im otuchy, nadziei,
której sam krzty nie ma w sercu. Przecie tłumaczy rozwa nie. Jedna bitwa
nic nie znaczy. Dobrogost Bazylów zdradził, ale tamci przyjdC pewnikiem.
Spicymir wójt, Mojko i Dzier ek, a nade wszystko skCpy w gębie, ale
[ Pobierz całość w formacie PDF ]