[ Pobierz całość w formacie PDF ]
znacząco na swoją walizkę. - Zanieś mój bagaż do samochodu.
- Jenno...
Z obawą słuchała, jak wypowiada jej imię. Wsunął ręce w kieszenie drogiej skó-
rzanej kurki, nie kryjąc poczucia winy. Od razu wiedziała, co zamierza jej powiedzieć,
więc go uprzedziła.
- Wycofujesz siÄ™.
- Jenno, chciałbym...
Podeszła do drzwi i zatrzasnęła je głośno, a potem stanęła przed nim z rękoma
opartymi na biodrach.
- WykrztuÅ› to wreszcie. Nie jedziesz, prawda?
- Mam... kÅ‚opoty. Bardzo mi przykro, sam jestem zawiedziony, aïe muszÄ™ odÅ‚ożyć
nasze dwutygodniowe wakacje.
- Rozumiem... kłopoty.
- Tak - odparł cicho. Jenna zdziwiła się, że jest taki przygaszony. - To poważna
sprawa i nie da się jej odłożyć.
- Masz jakieś posiedzenie, tak? Twoja obecność jest niezbędna? Po prostu musisz
się stawić, zgadłam?
- Nieprawda! - rzucił podniesionym głosem. - Nie mam żadnego zebrania!
- Przestań krzyczeć - skarciła go. - Obudzisz moją siostrę.
R
L
Na moment zacisnął usta, a potem wymamrotał niechętnie i opryskliwie:
- Przepraszam.
- Właściwie - zaczęła drwiąco - powinnam uznać, że robisz postępy. Dziś zawia-
domiłeś mnie osobiście, że nie możesz dotrzymać słowa. Dawniej zrobiłbyś to przez tele-
fon.
- Uwierz mi, rzecz jest naprawdę bardzo ważna. Muszę lecieć do Long Beach i...
- Do Kalifornii?
- Zgadza siÄ™. Gdy...
- Co tam będziesz robić?
- Kiedy wszystko załatwię, natychmiast do ciebie zadzwonię - ciągnął, nie zwraca-
jÄ…c uwagi na jej pytanie.
- Co tam musisz załatwić?
- Ważną sprawę.
- Mack, staram się nad sobą panować. Będę wdzięczna, jeśli zechcesz mi pomóc.
Może powiesz wreszcie, o co chodzi, zamiast chować się przede mną do tej swojej sko-
rupy.
- Wcale siÄ™ nie chowam.
- W czym rzecz?
Popatrzył na nią uważnie, a potem westchnął ciężko i przegarnął włosy ręką.
- Moim zdaniem, to nie jest dobry pomysł, żeby teraz zaczynać rozmowę na ten
temat. Jeśli zechcesz trochę poczekać...
- Znowu? Dość się już naczekałam!
- Zdobądz się na cierpliwość, póki się z tym nie uporam, a wtedy znajdziemy tro-
chę czasu, żeby...
- Przestań! Mam tego dość. - Uniosła rękę i poruszyła szybko palcami. - Zauważy-
łeś, że nie mam pierścionka. Przez ciebie zerwałam zaręczyny i porzuciłam wspaniałego
mężczyznę, który mnie kocha całym sercem.
Mack jęknął, tocząc wokół umęczonym wzrokiem.
- Chcesz, żebym czuł się winny? Nic z tego! Przestań się łudzić. Bardzo mądrze
postąpiłaś. Nie jesteś teraz gotowa do ślubu z tym twoim doktorkiem. To by ci nie wy-
R
L
szło na dobre, a i on nie byłby w porządku, gdyby poślubił kobietę związaną z innym
mężczyzną. Potrzebujesz...
- Przestań mnie pouczać, Mack, i posłuchaj, co mam ci do powiedzenia. Chciałeś
spędzić ze mną dwa tygodnie. Zgodziłam się na twoje żądanie. Dziś zaczynamy liczyć
czas.
- Jenno, próbuję ci wytłumaczyć, że nie mogę.
- Zamknij się i słuchaj! Twoje dwa tygodnie zaczną się teraz albo zrywam umowę i
zrobię tak, jak wcześniej planowałam: rozwiodę się z tobą po raz drugi.
- Jenno, nie mów głupstw. Przecież wcale tego nie chcesz.
- Kolejna twoja cecha, której nie znoszę. Przestań mi wmawiać, że wiesz, czego
chcę. Nie masz o tym pojęcia. Sama wiem najlepiej, czego potrzebuję, więc powiem ci,
jeśli tylko pozwolisz mi dojść do głosu. Nasze dwa tygodnie mają się zacząć natych-
miast. Jestem przygotowana na wszystko i chcę jak najszybciej mieć to za sobą. Tym ra-
zem nie będę czekać cierpliwie, aż zdecydujesz, czy także dla ciebie nadeszła odpowied-
nia pora. Już to przerabiałam, gdy byłam z tobą.
- Czuję się bezradny - odparł. - W ogóle mnie nie słuchasz. Przecież tłumaczę, że
nie możemy teraz wyjechać.
- Wręcz przeciwnie, skoro jestem przygotowana na małe ustępstwa...
- Nie lubię tego słowa.
- Bo sam nie potrafiłeś nigdy się na nie zdobyć. Przed tobą życiowa szansa. Mam
propozycję: pierwszy tydzień należy do ciebie, następny do mnie. Polecimy razem do
Kalifornii, żebyś mógł załatwić swoje sprawy.
- Nie podoba mi się ten pomysł.
- Jesteś w sytuacji bez wyjścia. Teraz albo nigdy.
- Nie, Jenno, ta podróż nie ma nic wspólnego z wyprawą, którą zamierzałem ci za-
proponować w czasie mojego tygodnia. Chciałem, żebyśmy spędzili ten czas we dwoje
gdzieś na odludziu, w pięknej okolicy. Może wówczas...
- Przestań mi mącić w głowie. Nie dam się przekonać. Znam dobrze twoje sztuczki,
dawniej też je stosowałeś. Masz pilne sprawy w Long Beach, więc polecimy tam we
dwoje albo nie będzie żadnej wspólnej wyprawy. - Mack znów przegarnął czuprynę i
R
L
utkwił spojrzenie w noskach butów, więc dodała: - Mówię poważnie: liczymy czas od
dziÅ›. W przeciwnym razie nie dam ci nawet godziny.
- Jenno...
- I jeszcze jedno. Nim zaczniemy nasz pierwszy tydzień, powiesz mi, co cię trapi.
- Jenna, do jasnej cholery!
- SÅ‚ucham!
- Zgoda - poddał się i odwrócił wzrok.
Policzyła wolno do dziesięciu i odezwała się znowu.
- Mów, bo nie dam za wygraną.
- Moja matka jest ciężko chora. Pewnie umrze - wyznał, spoglądając jej w oczy.
Nie była pewna, czy dobrze go zrozumiała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]