[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Sześciu policjantów przebranych za recepcjonistów, windziarzy
i bagażowych zajmowało posterunki w głównym hallu. Detektyw z jej
zespołu zajął miejsce odzwiernego. Poza tym miała jeszcze dwóch
ludzi w kuchni i dwóch w pobliżu apartamentu, oczywiście odpowiednio
ubranych.
Wszystkie te przygotowania pochłonęły ogromną sumę z i tak
szczupłego budżetu wydziału. Gdyby cała operacja zakończyła się
fiaskiem, Eve musiałaby się gęsto tłumaczyć.
Nie zamierzała do tego dopuścić.
Zdenerwowana, przeszła do wielkiego salonu. Podobnie jak w sypialni,
wszystkie okna były tutaj przyciemniane. Tylko Roarke, jako
właściciel, i podlegający mu kierownik hotelu, wiedzieli, że prawie
219
cały budynek jest pod obserwacją policji. O drugiej po południu,
godzinę po przylocie samolotu z Irlandii, kolejny policjant miał
zameldować się w recepcji jako Brian Kelly.
Wszystko było zapięte na ostatni guzik. Teraz morderca musiał
tylko zadzwonić do Eve.
Dlaczego tak długo milczał?
Z sąsiedniego pokoju wyszedł Roarke. Widząc zmarszczone brwi
Eve i jej niespokojne, rozbiegane spojrzenie, objÄ…Å‚ jÄ… mocno ramieniem.
- Zadbałaś o wszystko, Eve.
- Ciągle o tym myślę, przeanalizowałam już tę sytuację na sto
sposobów. On nie może zwlekać zbyt długo. Nie chce ryzykować
i nie pozwoli, żeby Brian zadzwonił do ciebie sam i zorientował się,
że to pułapka. Kiedy ściągnął tu Jennie, zabronił jej kontaktować się
z kimkolwiek na własną rękę, musiała obiecać mu, że nie zrobi
żadnego ruchu, dopóki ty sam do niej nie zadzwonisz. Ale Brian nie
zgodził się na to, niczego nie obiecywał.
- I jeśli zna Briana choć trochę, będzie wiedział, że to uparciuch,
i że postępuje zawsze według swojego widzimisię.
- Tak jest, więc na pewno będzie chciał spotkać się z nim jak
najszybciej. Przygotował już miejsce, w którym go zabije. Nie będzie
podejmował ryzyka. Brian jest twardym, muskularnym mężczyzną w sile
wieku. Wychował się na ulicy. Byłby cholernie trudnym przeciwnikiem.
256
- Tamten musiałby go kompletnie zaskoczyć - zgodził się Roarke. -
Wciągnąć w jakąś pułapkę.
- Otóż to. Moim zdaniem, on chce zrobić to tutaj. Brian spodziewa
się kierowcy, jakiegoś posłańca albo służącego, więc otworzyłby
drzwi. Wtedy nasz chłoptaś musiałby szybko nafaszerować go jakimiś
środkami.
- Poruczniku - powiedział nieoczekiwanie Roarke i wyciągnął do
niej rękę. Kiedy Eve odruchowo podała mu swoją dłoń, uśmiechnął
się i uścisnął ją lekko. - Gdybym miał w dłoni ministrzykawkę, już
słaniałabyś się na nogach. Takie aparaciki były bardzo popularne
w pewnych kręgach, w latach dwudziestych, tyle że zwykle naładowane
były raczej strychniną, a nie środkami odurzającymi. Podawanie rąk
zupełnie wyszło z mody na dobrych kilka lat.
- JesteÅ› prawdziwÄ… kopalniÄ… informacji, Roarke, bardzo paskudnych
informacji.
- Zwietnie sprawdzają się na przyjęciach, jako anegdotki na
przełamanie pierwszych lodów.
- Powinien już dzwonić. - Odwróciła się na pięcie i podjęła
przerwany marsz wokół pokoju. - Za każdym razem coraz bardziej
220
skracał czas między morderstwem a informacją, którą przekazywał
do mojego biura. Chce, żebym była blisko, bardzo blisko. To daje
mu poczucie wyższości. Odczuwa większą przyjemność, kiedy wie,
że jestem tuż za nim, kiedy krew jest jeszcze świeża.
- Może chce zadzwonić stąd, kiedy zamknie już swoją ofiarę
w potrzasku.
- Myślałam o tym. Ale to nie ma znaczenia. I tak go dopadniemy.
Będzie musiał zadzwonić do tego pokoju. Gliniarz, który udaje Briana,
jest do niego bardzo podobny. McNab zamontował już przystawkę,
która upodabnia jego głos do głosu Briana. A obraz na wideo będzie
niewyrazny. Tak czy inaczej, myślę, że najpierw zadzwoni do mnie.
Chce mieć pewność, że jestem gotowa do następnej rundy.
Spojrzała na zegarek i zaklęła pod nosem.
- Jackison ma pojawić się w recepcji za piętnaście minut. Gdzie
jest ten sukin...
Sygnał odbieranej transmisji przerwał jej w pół słowa. Eve
natychmiast znalazła się przed monitorem.
- Schowajcie się - rozkazała. - Wynieście wszystkie nadajniki do
sąsiedniego pokoju. Ani słowa. McNab, sztuczne tło.
9 257
- Włączone. - McNab skinął lekko głową, kiedy wokół Eve
pojawiła się hologramowa projekcja jej biura. - Wszystko gra,
poruczniku.
- Znajdz mi tego bękarta - rozkazała i włączyła mikrofon. -
Dallas, wydział zabójstw, słucham.
- Tak się cieszę, że wróciła pani do zdrowia, poruczniku.
To był ten sam głos, te same rozmyte plamy na ekranie.
- Tęskniłeś za mną? Ta przesyłka z kwiatami, co za miły gest,
zwłaszcza że ostatnio podarowałeś mi bombę.
- Była pani tak... nieuprzejma w oświadczeniu dla prasy. Uznałem,
że braki w pani wychowaniu są naprawdę naganne.
- Wiesz co jest naganne, koleś? Odbieranie życia komuś, kto
jeszcze go nie wykorzystał do końca. To mnie naprawdę wyprowadza
z równowagi.
- Jestem pewien, że moglibyśmy spędzić sporo czasu na dyskusji
o naszych wzajemnych urazach, ale wiem, jak bardzo starasz siÄ™
zbadać tę transmisję swoim przestarzałym sprzętem, przy pomocy
tych niedouczonych techników z policji.
- Znam kilku detektywów, którzy uznaliby, że ta uwaga jest
całkiem nie na miejscu.
W głośniku rozległ się jego śmiech, szczery i radosny. Młody,
pomyślała Eve, nadstawiając ucha.
221
- Och, jestem pewien, że w innych okolicznościach bardzo bym
panią polubił, poruczniku. Choć ze smutkiem muszę stwierdzić, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]