[ Pobierz całość w formacie PDF ]
naturalny spokój. Biegłam powolutku i wiedziałam, że nie chcę wracać".
Ale wróciła -w ciągu kilku minut Margaret z powrotem siedziała w fotelu w domu sąsiadki, a wokół niej krzątali
się pielęgniarze z karetki. Najpierw zapytała, gdzie jest i gdzie podziało się pole. Wytłumaczyli jej, że nie ma żadnego
pola. Kiedy w chwilę pózniej miała drugi atak -już nie przeżyła doświadczenia z pogranicza śmierci.
Margaret miała wówczas pięćdziesiąt pięć lat. Zafascynowało ją to, co przeżyła i dlatego, kiedy wyszła ze
szpitala, opowiedziała o swoim przeżyła pięciorgu dzieciom i dziesięciorgu wnukom.
Z każdym chciałam podzielić się swoją radością, z całym światem. Było to coś cudownego. Wiem, że tamto
miejsce jest pełne szczęścia -te małe dzieci, które biegły za mną, były tak samo szczęśliwe jak i ja, dlatego że się tam
znalazły. Przeżycie to zmieniło moje podejście do życia i umierania -cierpią ci, którzy tu pozostają, a nie zmarły".
Margaret wierzy, że to, iż biegała z tymi dziećmi, można wyjaśnić w ten sposób, że jej dusza została wybrana, by
prowadzić do nieba dusze małych dzieci, które umarły w tym samym czasie. Jest też pewna, że gdy powróciła do
swojego ziemskiego ciała, ktoś inny przejął funkcję przewodniczki i że te dzieci z powodzeniem dostaną się do bramy,
czy też drzwi, ku którym, jak sama przeczuwała, zmierzała.
"Miałam to mocne przekonanie, że muszę zaprowadzić te dzieci do wyznaczonego miejsca, ale nie uważam, żeby
nie mogły się tam dostać beze mnie. Ktoś inny mógł je tam zabrać. Choć spieszyliśmy się, nie było żadnej paniki czy
zmęczenia.
Nikt też nie tracił tchu. Nic nie mogło zmącić tego przeżycia -było ono cudowne".
Przeżycie Joan Whalley zdarzyło się na początku lat sześćdziesiątych, ale pamięta je tak, jakby to było wczoraj.
Joan przeszła niepełne doświadczenie z pogranicza śmierci -doszła zaledwie do początkowego etapu: wyszła z
własnego ciała i znalazła się pod sufitem pokoju szpitalnego, w którym lekarze i pielęgniarki walczyli o jej przeżycie.
Pamięta niezwykły spokój i poczucie dobrze spełnionego obowiązku, które przyniosło jej to przeżycie.
Joan leżała w szpitalu i dochodziła do siebie po operacji. Jednak skrzep krwi przesunął się tak blisko serca, że
powiedziano jej mężowi, iż ma ona tylko pięćdziesiąt procent szans na przeżycie. Tej nocy spał koło niej w sali
szpitalnej, gdyż nie chciał opuścić żony, na wypadek gdyby jej stan się pogorszył. Joan znajdowała się na oddziale
intensywnej terapii i bardzo niewiele z tego pamięta, aż do swojego przeżycia z pogranicza śmierci, kiedy to
stwierdziła, że unosi się na brzoskwiniowej poduszce z satyny w górnym, lewym rogu pokoju.
"Spojrzałam w dół i zobaczyłam kardiologa oraz innych lekarzy i pielęgniarki tłoczących się wokół mnie.
Wszystkich rozpoznałam z wyjątkiem jednego człowieka, który przyszedł pózniej. Nie czułam się zdenerwowana, lecz
bardzo szczęśliwa i spokojna, a poduszka była najpiękniejszą rzeczą, jaką widziałam kiedykolwiek w życiu" -
powiedziała Joan, mieszkająca w Crawley, w hrabstwie West Sussex.
Następnego ranka Joan powiedziała mężowi, że miała dziwny sen. Nie pamiętała, jak zabrano ją do szpitala, ale
kiedy opowiedziała mężowi swój sen, był zdumiony -potrafiła dokładnie opisać to, co się z nią działo, kiedy była
nieprzytomna. Człowiek, którego wtedy nie rozpoznała, był jeszcze jednym specjalistą, jakiego ściągnięto do pomocy.
Kiedy pózniej wspomniała lekarzowi o tym przeżyciu, powiedział jej, że wielu pacjentów, którzy byli bliscy śmierci,
doświadczyło czegoś podobnego.
"Nie było jasnych świateł, tunelu i nie spotkałam też nikogo ze zmarłych krewnych, ale wiem, czym jest ten
spokój i szczęście, o których mówią ludzie, którzy przeżyli doświadczenie z pogranicza śmierci. Od tego dnia
odczuwam wewnętrzny spokój i mniej się denerwuję; przestałam bać się śmierci. Było to najcudowniejsze przeżycie,
jakiego kiedykolwiek doznałam, i choć musiałam jeszcze zostać w szpitalu przez siedem tygodni, warto było. Za
każdym razem, kiedy spoglądałam w górny, lewy róg pokoju, doznawałam tego samego cudownego wrażenia, jak
wtedy kiedy tam byłam. Wszystko powracało do mnie wyraznie. Gdyby to był sen, już dawno bym o nim zapomniała".
Tak jak Joan, Al Sullivan stwierdził, że spogląda w dół na zespół medyczny, który uratował mu życie podczas
nagłej operacji serca -ale dla Ala dogodnym punktem obserwacji był prawy, a nie lewy górny róg pokoju.
Al, spedytor z Connecticut w Stanach Zjednoczonych, pózniej mógł dokładnie opisać tę operację, pomimo że
widział, jak chirurg zakrył mu oczy. Widział klamry podtrzymujące jego otwartą klatkę piersiową i swoje "purpurowo-
białe" serce.
"Potem zobaczyłem, jak operują mnie lekarze -powiedział Al, który przeszedł tę operację w roku 1987, kiedy miał
pięćdziesiąt sześć lat. -Nie wiedziałem, co robili, i nic mnie to nie obchodziło. Wiedziałem, że nie żyję, ale to mi nie
przeszkadzało. Poprzez nieprzeniknioną ciemność zauważyłem tajemniczą trupią postać, ubraną w płaszcz.
35
Przywoływała mnie ona ręką, abym do niej poszedł, lecz ja nie chciałem, Zamiast tego, przyciągnęło mnie ku sobie
niewiarygodnie jasne światło, najpiękniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałem".
Al spotkał kobietę, o której wiedział, że umarła z powodu guza mózgu. Poprosiła go, by powiedział jej rodzicom,
żeby nie rozpaczali. "Nie mogłem tego zrobić. Jak mógłbym komuś powiedzieć, że spotkałem jego córkę, kiedy już nie
żyłem?"
Zobaczył też swojego szwagra, którego nigdy nie lubił -tak więc przeżycie to nie było tak doskonałe, jak to
opisywało wielu innych ludzi. Na końcu spotkał swoją matkę, która umarła, kiedy był siedmioletnim dzieckiem.
Kazała mu wrócić, bo jego czas jeszcze nie nadszedł.
"Nie chciałem jednak wracać do prawdziwego świata, bo tam gdzie byłem, znalazłem tyle miłości, serdeczności i
spokoju.
Potem widziałem, jak moja matka przesunęła skalpel chirurga i znalazłem się z powrotem w swoim ciele. Kiedy
opowiedziałem o tym chirurgowi, uznał, że miałem halucynacje, ale był zaskoczony, gdy opisałem mu operację ze
wszystkimi szczegółami. Przyznał, że maszyna podtrzymująca prace serca i płuc miała małą usterkę i przez ułamek
sekundy pokazywała, że moja linia jest płaska (to znaczy, że byłem w stanie śmierci klinicznej)".
Przeżycie to zmieniło Ala: "Nie boję się już śmierci. Tak naprawdę powitałbym ją z otwartymi ramionami, bo
wiem, że po drugiej stronie jest cudownie".
[ Pobierz całość w formacie PDF ]