[ Pobierz całość w formacie PDF ]
było ciekawości niż wojowniczości i zastanawiał się,
czy w tej wielkiej głowie nie znajdzie się coś w
rodzaju wdzięczności za doznaną przysługę.
Tarzan nie wątpił, że Numa go poznał, dosyć dobrze
bowiem znał swych towarzyszy z puszczy, by
wiedzieć, że jeśli często pewne wrażenia zapominają
szybciej od człowieka, inne za to latami całymi
tkwiły w ich pamięci. Zwierzę mogło na całe życie
zapamiętać jakaś ściśle określona woń, o ile
pochwyciło ja w niezwykłych okolicznościach, i
dlatego Tarzan pewien był, że węch przypomniał
Numie wszystkie szczegóły ich krótkiej znajomości.
Upodobania myśliwskie są wrodzone rasie
anglosaskiej, toteż nie Małpi Tarzan, ale raczej lord
Greystoke uśmiechem powitał sposobność
sprawdzenia, jak daleko mogła sięgnąć wdzięczność
Numy.
Smith-Oldwick i młoda dziewczyna widzieli tych
dwoje zbliżających się do siebie. Porucznik zaklął
cicho, dotykając nerwowo swego lichego oręża.
Dziewczyna przycisnęła dłonie do twarzy i wychyliła
siÄ™ w kamiennym milczeniu. Mimo nieograniczonego
zaufania do waleczności tego bogom podobnego
człowieka, który ważył się tak nieustraszenie stawić
czoło królowi zwierząt, nie łudziła się co do
następstw ich spotkania. Wiedziała, jak Tarzan
walczył z Szitą, panterą, i zrozumiała wówczas, że
jakkolwiek mocarny był ten człowiek, jedynie
zręczność, przebiegłość i przypadek stawiały go na
równym poziomie z dzikimi przeciwnikami i że z
tych trzech czynników najdonioślejszym był
przypadek.
Wiedziała, jak człowiek i lew zatrzymali się
jednocześnie - dzielił ich może metr odległości.
Widziała, jak zwierzę biło się ogonem po bokach,
słyszała głębokie pomruki, dobywające się z jego
potężnej piersi, nie umiała jednak czytać ruchów
smagającego ogona ani dzwięków pomruku.
Dla niej oznaczały one bestialską wściekłość, gdy
tymczasem dla Tarzana były pojednawcze i
uspakajające w najwyższym stopniu. Widziała dalej,
jak Numa posunął się naprzód, aż wreszcie nos jego
dotknął nagiej nogi człowieka. Zamknęła oczy i
przysłoniła je dłońmi. Wieczność chyba całą czekała
na straszne głosy starcia, które teraz musiało
nastąpić, ale usłyszała tylko westchnienie ulgi z piersi
Smith-Oldwicka i jego histeryczny okrzyk:
- Na Jowisza! Niech pani patrzy!
Ujrzała wielkiego lwa, ocierającego kudłatą głowę o
biodro człowieka, i rękę Tarzana, zanurzoną w
czarnej grzywie, drapiÄ…cÄ… lwa za uchem.
Zdarza się, że zwierzęta odrębnych gatunków
zawierają między sobą niezwykłe przyjaznie,
rzadziej jednak trafia się to między człowiekiem, a
mięsożercą, a to z powodu wrodzonej człowiekowi
trwogi przed wielkimi kotami. Dlatego też
niezrozumiałą była tak nagle zawarta przyjazń
między dzikim lwem i dzikim człowiekiem.
Gdy Tarzan szedł do aeroplanu, Numa mu
towarzyszył; gdy Tarzan zatrzymał się i spojrzał w
górę na dziewczynę, Numa zatrzymał się również.
- Jużem prawie stracił nadzieję znalezienia was -
rzekł człowiek-małpa - i wreszcie okazuje się, że w
sam czas trafiłem.
- Ale skąd pan mógł wiedzieć, że jesteśmy w
opałach? - zapytał oficer.
- Widziałem, jak wasz aeroplan zaczął opadać -
objaśnił Tarzan. - Zledziłem go z drzewa, stojącego
obok polanki, z której startowaliście. Miejsce
waszego spadku wykombinowałem według kierunku.
Musieliście lecieć po spirali znaczną jeszcze
przestrzeń na południe, gdy znikliście mi z oczu poza
górami. Szukałem was bardziej na północ. Miałem
już właśnie wracać, gdy usłyszałem wystrzał. Czy
maszyna wasza nie da się naprawić?
- Jest w stanie beznadziejnym - rzekł Smith-Oldwick.
- Jakie są wasze plany? Co zamierzacie robić? -
zwrócił się Tarzan do dziewczyny.
- Chcielibyśmy dostać się do wschodniego wybrzeża,
ale teraz to chyba niemożliwe.
- Przed chwilą byłbym tego samego zdania - odparł
człowiek-małpa, - ale skoro jest tu Numa, to i woda
musi być niezbyt daleko. Przed dwoma dniami
natknÄ…Å‚em siÄ™ na tego lwa w krainie Wamabo.
Uwolniłem go z lwiego dołu. Musiał tu przyjść jakąś
nieznaną mi drogą - nie natrafiłem na żaden trop
łowiecki, ani na ślad zwierzyny, odkąd
przekroczyłem góry, graniczące z żyzną okolicą. Z
jakiej strony przyszedł do was?
- Z południa - rzekła dziewczyna. - My także
pomyśleliśmy, że musi być w tamtej stronie woda.
- A więc idzmy jej szukać - rozstrzygnął Tarzan.
- Ale co będzie z lwem? - zapytał Smith-Oldwick.
- Tego musimy się dowiedzieć - odparł człowiek-
małpa - dopiero wtedy, gdy pan zejdzie ze swej
grzędy.
Oficer wzruszył ramionami. Dziewczyna spojrzała
na niego, chcąc się dowiedzieć, jakie wrażenie
zrobiła na nim propozycja Tarzana. Anglik pobladł,
z uśmiechem jednak na ustach zsunął się na ziemię i
stanÄ…Å‚ obok Tarzana.
Berta Kirchner zdawała sobie sprawę, że oficer boi
się i me osądzała go za to, gdyż jednocześnie zdawała
sobie sprawę z odwagi, jakiej dał dowód, stając oko
w oko z niebezpieczeństwem, które mu istotnie
zagrażało.
Numa, stojący u boku Tarzana, podniósł głowę,
błysnął ślepiami, wydał pomruk i spojrzał na
człowieka-małpę. Tarzan położył rękę na grzywie
zwierzęcia i przemówił do niego w języku wielkich
małp.
Dla dziewczyny i oficera niesamowicie brzmiały
gardłowe dzwięki, wychodzące z ludzkiej piersi. Czy
Numa je zrozumiał, nie wiadomo, osiągnęły jednak
pożądany skutek, gdyż ucichł, i gdy Tarzan podszedł
do Anglika, ruszył wraz z nim, nie zdradzając złych
zamiarów względem oficera.
- Co pan mu powiedział? - zapytała dziewczyna.
Tarzan uśmiechnął się.
- Powiedziałem mu, że jestem Małpi Tarzan, potężny
łowca, pogromca zwierząt, władca dżungli i że wy
jesteście moimi przyjaciółmi. Nigdy nie byłem
pewien, czy inne zwierzęta rozumieją mowę
Manganich*. Manu-małpka używa zbliżonego
języka, pewien jestem, że Tantor-słoń rozumie
wszystko, co do niego mówię. My tu, w dżungli,
jesteśmy wielkimi pyszałkami. Mową, zachowaniem
się, ruchami, musimy aż do najdrobniejszego
szczegółu dążyć do olśnienia innych naszą mocą
fizyczną i okrucieństwem. Dlatego pomrukujemy na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]