[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zawsze był bardzo chętny do współpracy.
Na kartce na samym wierzchu napisane jest: Profesor Feynman z Komisji Prezydenckiej
pragnie się dowiedzieć, jaki jest wpływ temperatury na zmianę elastyczności uszczelek w
określonym czasie - to notatka służbowa zaadresowana do podwładnego. Pod nią następna:
Profesor Feynman z Komisji Prezydenckiej pragnie się dowiedzieć... - od tego podwładnego do
kolejnego, i tak dalej na sam dół.
Znajduję wreszcie kartkę z jakimiś liczbami od nieboraka na samym dole i całą serię kartek
o przedkładaniu odpowiedzi na wyższy szczebel. Więc mam całą stertę papierów, wygląda
zupełnie jak kanapka, a w środku jest odpowiedz - i to na niewłaściwe pytanie! Odpowiedz
brzmiała: Gumę ściska się przez dwie godziny pod pewnym ciśnieniem i w pewnej temperaturze,
a potem obserwuje, jak długo powraca do poprzedniego kształtu - wszystko przez całe
g o d z i n y . A mnie chodziło o to, jak szybko w m i l i s e k u n d a c h reaguje guma podczas
odpalenia rakiety. Uzyskana informacja okazała się bezużyteczna.
Wróciłem do hotelu. Jem obiad i czuję się podle. Patrzę na stół i widzę szklankę wody z
lodem. Myślę sobie: Cholera, chyba sam mogę sprawdzić, jak jest z tą gumą, i nie muszę
zatrudniać całej machiny NASA do przesyłania notatek służbowych: wystarczy spróbować!
Potrzebny mi tylko kawałek gumy. Mogę to zrobić jutro, kiedy wszyscy będziemy siedzieć i
wysłuchiwać tych bzdur Cooka, które opowiedział nam już dzisiaj. Zawsze na posiedzeniach
dostajemy wodę z lodem - tyle mogę zrobić, żeby zaoszczędzić na czasie . Potem stwierdziłem:
Jednak nie, wypadnie to niezręcznie . Ale przypomniałem sobie Luisa Alvareza, fizyka. Jest
facetem, którego podziwiam za odwagę i poczucie humoru. Gdyby był w komisji, z pewnością by
to zrobił, i mnie to wystarczyło.
Krążą historie o fizykach - bohaterach nauki - którzy błyskawicznie zdobywali potrzebne
informacje - tak po prostu - podczas gdy inni zabierali się do rzeczy okrężną drogą. Na przykład,
po odkryciu promieni ultrafioletowych i promieni X , pojawił się nowy, trudny do wykrycia
rodzaj promieniowania, zwany promieniami N , które zaobserwował Andr Blondel we Francji.
Inni naukowcy mieli kłopoty z powtórzeniem doświadczeń Blondela, więc ktoś poprosił wielkiego
amerykańskiego fizyka R. W. Wooda, żeby pojechał do laboratorium Blondela.
Na wykładzie otwartym Blondel zrobił prezentację. Wiedział, że aluminium załamuje
promienie N , więc miał przygotowany cały rząd soczewek, za którymi znajdowała się obrotowa
tarcza z aluminiowym pryzmatem. W miarę powolnego obrotu pryzmatu tu pojawiały się
promienie N , tam się załamywały, asystent Blondela zaś podawał ich natężenie - różne
wielkości dla różnych kątów. Ponieważ światło zakłócało promienie N , Blondel wyłączył
oświetlenie sali, żeby dokonać bardziej precyzyjnych odczytów. Jego asystent dalej podawał
natężenie promieniowania.
Gdy znów włączyli światło, oto w pierwszym rzędzie siedzi R. W. Wood, trzyma pryzmat
wysoko nad głową i obraca go w palcach, żeby wszyscy mogli zobaczyć! Taki był koniec
promieni N .
Pomyślałem sobie: Właśnie! Muszę zdobyć próbkę gumy! Dzwonię do Billa Grahama.
Niemożliwe. Trzymają to gdzieś w Centrum Kennedy'ego. Ale nagle przypomina sobie, że w
modelu złącza, z którego mamy korzystać na jutrzejszym posiedzeniu, są dwa kawałki gumy.
Zaproponował, żebyśmy się spotkali u niego w biurze i spróbowali je wyjąć.
Następnego dnia wstałem wcześnie i wyszedłem przed hotel. Jest ósma i pada śnieg. Aapię
taksówkę i mówię do kierowcy:
- Proszę do sklepu z narzędziami.
- Z narzędziami, proszę pana?
- Właśnie. Muszę kupić parę narzędzi.
- Ale tu w okolicy nie ma takich. Tu jest Kapitol, tam Biały Dom - zaraz, zaraz, chyba coś
sobie przypominam. Kiedyś przejeżdżałem koło takiego jednego.
Kiedy już znalazł sklep, okazało się, że otwierają go dopiero o 8.30 - było około 8.15 -
więc czekałem na zewnątrz w marynarce, pod krawatem - w przebraniu, z którego korzystałem od
chwili przyjazdu do Waszyngtonu, żeby móc poruszać się swobodnie wśród tubylców i nie
zwracać na siebie zbytniej uwagi.
W budynkach (dobrze ogrzanych) miejscowi noszą marynarki i one wystarczają na
przejście z jednego budynku do drugiego - lub z budynku do taksówki, jeżeli wnętrza są zbytnio
oddalone. (Wszystkie taksówki też są ogrzewane). Lecz tubylcy wydają się cierpieć na szczególny
rodzaj lęku przed zimnem: oto ilekroć życzą sobie wyjść na zewnątrz, na marynarki wkładają
płaszcze. Sam nie kupiłem sobie jeszcze płaszcza, więc trochę rzucałem się w oczy, gdy tak
stałem na śniegu przed sklepem z narzędziami.
O 8.30 wszedłem do środka i kupiłem parę śrubokrętów, kombinerki i najmniejszy zacisk,
jaki udało mi się znalezć. Potem poszedłem do NASA.
Po drodze do biura Grahama pomyślałem sobie, że zacisk może być za duży. Nie zostało
mi za wiele czasu, więc pobiegłem do działu medycznego NASA. (Wiedziałem, gdzie jest, bo
chodziłem tam na badania krwi zaordynowane przez mojego kardiologa, który próbował leczyć
mnie przez telefon). Poprosiłem o zacisk lekarski - taki do zakładania na gumowe rurki.
Nie mieli. Ale jeden z facetów powiedział:
- Może byśmy sprawdzili, czy ten pański zmieści się w szklance?
Zmieści! się.
Poszedłem do biura Grahama. Z pomocą kombinerek z łatwością wyciągnąłem uszczelkę z
modelu. Stoję tam tak z kawałkiem gumy w dłoni i wiem, że bardziej uczciwie i dramatycznie
byłoby przeprowadzić eksperyment po raz pierwszy na otwartym posiedzeniu. Lecz zrobiłem coś,
czego trochę się wstydzę. Popełniłem oszustwo. Nie mogłem się oprzeć. Zrobiłem próbę. Innymi
słowy, idąc za przykładem komisji - odbywania posiedzenia zamkniętego przed posiedzeniem
otwartym - upewniłem się, że wszystko jest jak należy, przed przeprowadzeniem doświadczenia
przy otwartej kurtynie. Potem z powrotem włożyłem uszczelkę do modelu, żeby Graham mógł go
zabrać na posiedzenie.
Idę, gotów, z kombinerkami w jednej kieszeni i zaciskiem w drugiej. Siadam obok
generała Kutyny.
Na poprzednim posiedzeniu wszyscy dostaliśmy wodę z lodem. Teraz nie. Wstaję i
podchodzę do kogoś, kto na oko zajmuje się takimi sprawami, i proszę go o szklankę wody z
lodem.
- Zaraz, zaraz! - on na to.
Pięć minut pózniej strażnicy zamykają drzwi, posiedzenie się zaczyna, a ja nie mam wody.
Gestem przywołuję faceta, z którym przed chwilą rozmawiałem. Podchodzi do mnie i mówi:
- Proszę się nie martwić, już idzie!
Posiedzenie trwa. Mulloy zaraz zacznie mówić o uszczelkach. (Widać, że NASA chce nam
o nich opowiedzieć, zanim zrobi to Cook). Model przechodzi z rąk do rąk, a każdy członek
komisji przygląda mu się przez chwilę.
A wody z lodem jak nie było, tak nie ma!
Mulloy zaczyna wyjaśniać funkcję uszczelek - w sposób obowiązujący w NASA: używa
dziwacznych słów i skrótów, a pozostali mają kłopoty ze zrozumieniem, o co mu chodzi.
Czekając na wodę z lodem, żeby przygotować sobie grunt, zaczynam mówić:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]