[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Broń Vincenta prześlizgnęła się przez gardę Jasona i dotknęła jego lewej ręki. Prąd elektryczny przeszył
ramię Jasona i czerwona plama, jak oparzenie, pojawiła się na jego dłoni. Jason znał to uczucie z
poprzednich potyczek z Vincentem i nawet nie mrugnÄ…Å‚ okiem.
- Bardzo śmieszne - powiedział, czekając na okazję, żeby uderzyć. - I to pewno nie ty jęczałeś i
hałasowałeś w lochu?
- Musiał to być jakiś inny duch, któremu też nie podoba się twoja narzeczona - powiedział Vincent,
okrążając Jasona z lewej strony.
Jason zmrużył oczy i pilnował ruchów Vincenta.
- Mary w każdym razie zdała egzamin. Wcale się nie bała tych teatralnych jęków.
- Teatralnych?! - wykrzyknął Vincent i opuścił szpadę.
Jason z uśmiechem nie skorzystał z szansy.
Vincent zmarszczył brwi. Bez ostrzeżenia pchnął szpadą w górę.
Jason odbił uderzenie, przekręcił rękę i ciął w twarz ducha.
Vincent podniósł dłoń do policzka, zasłaniając ciemną kreskę, która wykwitła w jego aurze. Cofnął się, a
światłość wokół niego lekko zamigotała.
- Zatem panna Goodwin nie jest taka bojazliwa, jak się wydaje - stwierdził chłodnym tonem. - Co nadal nie
oznacza, że zasługuje na tytuł. Nie mam wątpliwości, że jest chciwa i pazerna, tak jak wszystkie kobiety...
W tym momencie otworzyły się drzwi. Jason, z uniesionym rapierem, obrócił się i zobaczył Beatrice.
- A, tu jesteś - powiedziała, obracając na palcu czerwone kółeczko. - Mama prosiła, żeby ci powiedzieć, iż
czas na obiad.
- Dziękuję, Beatrice - odparł grzecznie Jason, opuszczając szpadę. - Zaraz przyjdę.
Beatrice jednak nie ruszyła się z miejsca. Spojrzała na pierś Jasona, okrytą tylko płócienną koszulą.
- Mam nadzieję, że doszedłeś do siebie po przygodach w lochu.
- Tak, dziękuję za troskę.
Beatrice roześmiała się perliście.
- Och, oczywiście, przecież jesteś mężczyzną. Damy są bardziej wrażliwe na takie rzeczy.
- Zapewniam cię, że Mary też nie ucierpiała.
- Cóż, ona jest mniej... delikatna niż większość dam. Wydaje się taka... krzepka. Naturalnie, bardzo ją
lubię. Jestem pewna, że świetnie wypadnie na dzisiejszym wieczorze. Z pewnością nikt nie odgadnie, skąd
pochodzi. - Beatrice zawahała się na chwilę i dodała: - Nie chcę się wtrącać, ale pewna sprawa mnie
niepokoi. Rozmawiałam dziś z panią French, kiedy przywiozła suknie Mary. Powiedziała mi, że
przygotowuje dla Mary ponad dziesięć sukien. Zdaję sobie sprawę, iż Mary przypuszczalnie nie wie, że nie
powinna przyjmować od ciebie ubrań przed ślubem, zwłaszcza w takich ilościach, ale postanowiłam ci o tym
powiedzieć.
- Ha! - wykrzyknął Vincent. - Wiedziałem! Wydaje twoje pieniądze garściami. Dziesięć sukien! Jest
jeszcze bardziej pazerna niż Elizabeth.
- Mary nic nie wie o dodatkowych sukniach - poinformował Beatrice Jason, ignorując Vincenta. - Zapewne
miło ci będzie usłyszeć, że nie chciała ich przyjąć. To mój ślubny prezent dla niej. - Wziął Beatrice pod
ramię i poprowadził ją do drzwi. - A teraz, jeśli pozwolisz, mam tu jeszcze coś do skończenia. Zobaczymy
siÄ™ przy obiedzie.
Nie przejmując się nadętym wyrazem jej twarzy Jason zdecydowanym ruchem zamknął za nią drzwi i
odwrócił się do Vincenta.
- Mary nie jest bojazliwa ani pazerna. W dwójnasób zdała twój egzamin. Zostaw ją w spokoju.
- Jak sobie życzysz - mruknął Vincent, spoglądając na ostrze szpady.
Jason odwiesił szpadę i wziął kamizelkę oraz surdut.
- Dziękuję, stryju.
Vincent nie podniósł głowy, gdy drzwi cicho zamknęły się za Jasonem. Od niechcenia przeciągnął palcem
po ciemnej kresce na policzku. Chłopak dzielnie się bronił i stanął w obronie narzeczonej. Jednakże mylił
się, uważając, iż Mary zdała egzamin Vincenta. Wydarzenie w lochu nie było prawdziwym egzaminem.
Vincent był tego ranka niewybaczalnie niezgrabny. Wprawdzie nie mógł się powstrzymać od zamknięcia
Jasona z Mary w celi, lecz nie był to dobry pomysł. Poza tym popełnił błąd, zostawiając ich samych, kiedy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]